Gniew to najmniej przydatne ze wszystkich uczuć. Niszczy umysł i rani serce.
Ludzka dusza mieści bowiem nieskończoność pokoi, niektórych olbrzymich, niektórych nie większych od schowka na szczotki, innych zamkniętych, jeszcze innych przepełnionych jasnym światłem.
Umysły ludzie, a zwłaszcza dzieci, są niczym studnie - głębokie studnie, wypełnione czystą wodą. A czasami, jeśli jakaś myśl jest zbyt trudna do zniesienia, osoba, której przyszła ona do głowy, zamyka ją w solidnym pudełku i wrzuca do tej studni. Nadsłuchuje plusku...a potem pudełko znika. Oczywiście, naprawdę wcale tak nie jest. (...) nawet najgłębsza studnia ma dno, a to, że coś znikło nam z oczu, nie oznacza, iż przestało istnieć. Nadal leży tam, na dnie. (...) szkatułki, w których zamknięte są owe złe, przerażające myśli, mogą się rozpaść, a zawarta w nich złość wyleje się po jakimś czasie i zanieczyści wodę...a gdy studnia umysłu jest już porządnie zatruta, nazywamy to szaleństwem.
Natura ludzka nie ma dna. Jest głęboka i tajemnicza jak umysł Boga.
Mózg kalkuluje, ale dusza wzywa, a serce wie swoje.
Im dłużej mieszka się samotnie, tym głośniej zaczynają przemawiać głosy z prawej półkuli. W ciszy normy racjonalizmu zaczynają się zmieniać, głosy już nie proszą o uwagę i żądają by ich wysłuchać.
Przypominało to zamiatanie podłogi. Podnieść dywan podświadomości i wmieść pod spód wszystkie brudy.
Umysł ludzki często reaguje na ekstremalne urazy w taki sam sposób jak kałamarnice na niebezpieczeństwo – okrywając wszystko chmurą czarnego atramentu. Człowiek wie, że coś się zdarzyło, że nie był to zwykły dzień lecz na tym się kończy. Reszta zniknęła w atramentowej chmurze.
Ludzki umysł to tylko cmentarz położony w czarnej pustej kotlinie, po której dnie pełzają niesamowite gady.
Jeśli ktokolwiek cię zapyta, czym jest panika, teraz już wiesz: to amnezja emocjonalna, po której czujesz się tak, jakbyś ssała garść miedziaków.
Stanem duchowym niewiary jest desperacja.
W gruncie rzeczy coś takiego jak małżeństwo, związek nie istnieje – każda dusza trwa samotnie, nie poddając się próbom racjonalizacji. To właśnie była tajemnica. I nieważne, jak dobrze zna się swojego partnera, od czasu do czasu każdy natrafia na niespodziewany mur bądź wpada w nieoczekiwaną pułapkę. A czasami (dzięki Bogu nieczęsto) natrafiamy na chwilę absolutnej obcości, coś jak niewidoczna turbulencja, która bez żadnych przyczyn może wstrząsnąć samolotem.
Nie należy wierzyć, że istnieją granice grozy, którą zdolny jest przyjąć ludzki umysł. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, iż w miarę jak ciemność staje się coraz głębsza, głębia owa zaczyna rosnąć wykładniczo – i choć nie chcemy tego przyznać, to doświadczenie podpowiada nam, iż kiedy koszmar staje się dość czarny, groza zaczyna rodzić grozę, a jedno przypadkowe zło płodzi następne, często rozmyślne złe czyny, póki w końcu wszystko nie pochłonie ciemność. Najstraszniejszym zaś pytaniem pozostaje to, ile dokładnie grozy może znieść ludzki umysł i wciąż zachować niezłomną, nieugiętą łączność z rzeczywistością… W pewnym momencie wszystko staje się zabawne. Możliwe, że w tej właśnie chwili nasze zdrowie umysłowe zaczyna albo ratować się przed upadkiem, albo też załamywać i pękać. To moment, gdy człowiekowi wraca poczucie humoru.
Wraz z upływem czasu umysł wzmacnia swoje siły obronne; myślę, że jednym z powodów, dla których istnieje tak mało przekonujących dowodów na istnienie różnych fenomenów psychicznych, jest to, że we wspomnieniach nieświadomie staramy się zmieniać i prostować rzeczywistość. Odrobina oszustwa jest znacznie lepsza niż mnóstwo szaleństwa.