- Politycy! (...) Oni zmieniają się dla doraźnych korzyści, a nie z idealizmu.
Drzewa są karłowate, dławią się nawzajem, walcząc o przestrzeń i słońce, ale ich wysokość wystarczy, żeby zasłonić światło księżyca.
Na górze strony widniała liczba 44 zakreślona kółkiem. Poniżej znajdował się fragment wiersza://Samobójstwo zatacza koło, tak sądzę;/ty możesz myśleć inaczej./Tymczasem zastanów się nad tym.//Rynek tuż po wschodzie słońca,/Można by rzec, że w Meksyku./Lub w Gwatemali, jeśli wolisz./W którymś z tych miejsc, gdzie w pokojach/wciąż wiszą drewniane wiatraki.//Tak czy owak jest blanco aż po błękitne niebo/oprócz podartych pióropusza plam i/rosy, tam gdzie chłopak przed kawiarnią/szoruje bruk, w półśnie./Na rogu czeka na pierwszy//Tu się urywało. Drew podniósł wzrok na chłopaka.
Nie ma bliskiej rodziny, jego życie intymne nie istnieje od ponad piętnastu lat, a niewielki krąg przyjaciół - bądźmy szczerzy - to właściwie ledwie znajomi. Jedyne, co go teraz interesuje, to książki i jedzenie.
Krążąc po salonie, Holly mruczy pod nosem ulubione kwestie z filmu.
- ,,Nie muszę pozbywać się wszystkich, tylko moich wrogów...Jak się mówi >>banana daiquiri
Lubiłam ją. Pokazała mi, jak się malować.
- Dziewczęta nie muszą się malować przed trzydziestką - stwierdziła Holly autorytatywnie, chociaż sama nie malowała się nigdy. Jej matka mówi, że tylko dziwki się malują.
Blask w jej oczach gaśnie i przez moment znów wygląda jak ta dawna Holly, która większość okresu dorastania spędziła w swoim pokoju, pogrążona w samotniczej neurozie, którą Japończycy nazywają ,,hikikomori".
Postanowił, że rozmowę z Hallidayem rozpocznie właśnie od tego cytatu: ,,Mówią, że pół bochenka chleba jest lepsze niż nic, ale w świecie pełnym pragnień lepsza jest nawet jedna kromka".
We śnie śmiała się i chwytała go za tę część ciała, za którą najłatwiej złapać. Chciał się zgłębić w tym śnie, ale jakaś ręka zaczęła go szarpać za ramię i sen prysł jak bańka mydlana.
To dzieciaki bez perspektyw, które czeka praca bez perspektyw i małżeństwo bez perspektyw. Wychowają dzieci bez perspektyw, potem będą zabawiać wnuki bez perspektyw, później bez perspektyw wylądują w szpitalach i domach starców, a wreszcie odlecą w ciemność, myśląc, że doświadczyli amerykańskiego snu, a po drugiej stronie czeka na nich Jezus z wozem powitalnym.
Czuję się tak, jakbym oglądał przez okno inny świat, taki, w którym panuje normalność.
Pomysły biorą się znikąd, oznajmił. Przychodzą bez toksycznego wpływu intelektu autora.
Ale zrzucanie winy na wiek jest za proste. Głębsza cząstka jego umysłu, ta bardziej analityczna i mniej emocjonalna, wie, że powodzenie ani przez moment nie było blisko. Wiara, że mogło się udać, to tylko iluzja. Pete tak bardzo przygotował się na bitwę, że jest psychicznie niezdolny do złożenia broni.
Uważał, że jeśli jako nastolatek nie robisz nadziei i nie masz wielkich oczekiwań, to potem będziesz miał przejebane.
Podrapała panu twarz. Złamał jej pan nos, przycisnął do ziemi i, że tak powiem, włożył Johnsa Hopkinsa do jej Sary Lawrence. Kiedy posterunkowy James Ellenton pana z niej sciągnął, był pan w trakcie, że tak powiem, immatrykulacji.
- Gwałt. Dlaczego miałbym...Głupie pytanie. A dlaczego przez trzy godziny demolował ten dom w Sugar Heights - z krótką przerwą na obsikanie dywanu z Aubusson?
- Nie mam pojęcia - odparł Cafferty. - Gwałt jest obcy moim obyczajom.
Moim też, pomyślał Morris. Zazwyczaj. Ale piłem jacka i zebrało mi się na wygłupy.
- Proszę powiedzieć, że tu nie chodzi o narkotyki.
- Nie.
Rickerowi chyba ulżyło.
- To dobrze. Dość się na to napatrzyłem, a mądre dzieciaki wcale nie są mnie zagrożone niż głupie. Czasami nawet bardziej.
Zajrzał do apteczki matki w poszukiwaniu aspiryny lub ibuprofenu i...nie znalazł nic. Pieprz się, mamo, pomyślał. Serio. Pieprz się z całego serca.
W wyobraźni zobaczył jej uśmiech. Wąski jak sierp.