Wychowywała mnie samotna matka, która nieustannie się przeprowadzała. […] Może jedynie próbowała znaleźć naszego ojca, który narobił długów, a potem uciekł. […] Jeśli tak było, to nigdy nie udało jej się go odszukać. Tak więc moja mama, Nellie Ruth Pillsbury King, była jedną z pierwszych wyzwolonych amerykańskich kobiet, ale nie z wyboru.
Kiedy skończyłem wpadłem do holu podziękować recepcjoniście za to, że pozwolił mi skorzystać z pięknego biurka pana Kiplinga.
- Cieszę się, że się panu spodobało – odparł. Na jego twarzy błąkał się mglisty, melancholijny uśmieszek, jakby poznał kiedyś osobiście tego wielkiego człowieka.
- Kipling umarł siedząc przy nim, wie pan. Na wylew, podczas pisania.
Wróciłem na górę przespać się parę godzin, myśląc o tym, jak często słyszymy informacje, bez których moglibyśmy się obyć.
Pamiętam, że wówczas uważałem, iż „zręby” to zęby, a „suka” to niezwykle wysoka kobieta. Suczy syn mógł spokojnie zostać koszykarzem.
Nie było to przyjemne, ale cóż jest przyjemnego w liceum. W czasie gdy w nim tkwimy, niczym zakładnicy zamknięci w tureckiej łaźni, liceum wydaje się nam najważniejszą rzeczą na świecie. Dopiero podczas drugiego czy trzeciego zjazdu koleżeńskiego zaczynamy pojmować, jak absurdalne było to wszystko.
Gdy człowiek jest wciąż zbyt młody, by się golić, optymizm to właściwa reakcja na niepowodzenie.
Długie opowieści o życiu najlepiej sprawdzają się w barach, wyłącznie godzinę przed zamknięciem i tylko wtedy, gdy to wy stawiacie.
Pisanie nie jest życie, myślę jednak, że czasami może stać się powrotem do życia.
Kiedy znajdujemy coś, do czego mamy talent, robimy to (cokolwiek to jest), póki nie zaczną krwawić nam palce bądź oczy nie zamkną się same.
Pisanie to samotna praca. Posiadanie kogoś, kto w nas wierzy, bardzo dużo zmienia. Nasi bliscy nie muszą wygłaszać mów pochwalnych. Wiara zwykle wystarczy.
Każda kolejna książka niesie ze sobą nową lekcję, a złe książki często uczą nas więcej niż te dobre.
W literaturze nie chodzi o poprawność gramatyczną, lecz o zwabienie czytelnika i opowiedzenie mu historii...i jeśli to możliwe, sprawienie, by w ogóle zapomniał, że czyta jakąś opowieść.
Jeśli oszukasz mnie raz, to twoja wina. Jeśli oszukasz mnie dwa razy, to moja wina. Jeśli oszukasz mnie trzy razy, to wina nas obu.
Teoria, że praca twórcza i środki wpływające na świadomość są ze sobą nierozerwalnie związane, to jeden z najpopularniejszych mitów naszych czasów. Za jego powstanie odpowiada czwórka dwudziestowiecznych twórców: Hemingway, Fitzgerald, Sherwood Anderson i poeta Dylan Thomas. Oto autorzy, którzy stworzyli naszą wizję egzystencjalnej anglojęzycznej pustyni, na której odizolowani od siebie ludzie egzystują w atmosferze bezsilności i rozpaczy. Większość alkoholików dobrze zna te pomysły i zazwyczaj reaguje na nie rozbawieniem. Pisarze nałogowcy są zwykłymi nałogowcami, innymi słowy - przeciętnymi alkoholikami i narkomanami. Twierdzenie, że prochy i alkohol są niezbędne, by przytępić wyczuloną wrażliwość, to zwykłe kłamliwe bzdury. Nieważne, czy jesteś Jamesem Jonesem, Johnem Cheeverem, czy włóczęgą drzemiącym na dworcu. Nałogowiec za wszelką cenę próbuje uzasadnić swoje prawo do picia, bądź zażywania narkotyków. Hemingway i Fitzgerald nie pili dlatego, że byli utalentowani, wyobcowani, czy moralnie słabi. Pili, bo to właśnie robią alkoholicy.
[...] dobre pisanie to rzecz spontaniczna, uczucie, które pojawia się znikąd i natychmiast trzeba je pochwycić. Gdy buduje się schody do nieba, nie wypada stać na ziemi z młotkiem w ręku.
Gdybym musiał spędzić jakiś czas w czyśćcu przed pójściem w jedną albo drugą stronę, radziłbym sobie świetnie pod warunkiem, że w pobliżu byłaby porządna biblioteka.