Bo nie powiedział jeszcze wszystkiego, co miał do powiedzenia.
Została mu jedna opowieść.
Opowieść dla Lisey.
Kochałem cię wtedy i kocham teraz, i kochałem cię w każdej sekundzie od wtedy do teraz.
Pokazują jej się motyle. Niemal zawsze tak jest, kiedy zasypia. Widzi wielkie czerwone i czarne motyle, otwierające w ciemności skrzydła. Przemknęła jej myśl, że je zobaczy, kiedy przyjdzie czas umierać. Trochę się tego boi.
Ale tylko trochę.
Słyszę jak dyszy. Słyszę to bo jest coraz bliżej. Co z tego, że biegnę najszybciej jak potrafię - a długo takiego tempa nie wytrzymam - skoro on jest trochę szybszy ode mnie.
Nasze marzenia zaprzęgają nas i chłostają miękkimi biczami, cudownymi biczami, a my biegniemy i biegniemy, nie ruszając się z miejsca...
(...) większość dzieci ma miejsce, w którym zaszywają się, kiedy się boją, są samotne albo po prostu się nudzą. Nazywają je Księżycem Boo'ya, jeśli mają bogatą wyobraźnię.
Staw, do którego wszyscy schodzimy, by się napić, zarzucić sieci, pływać, a czasem utonąć.
Mrok go kocha. Tańczy z nim jak z kochanką, a księżyc wschodzi nad fioletowym wzgórzem, i to co było słodkie, pachnie kwaśno.
To staw życia, zdrój wyobraźni (...), ale zawsze jest smutny. Bo nie tylko o wyobraźnię tu chodzi. Chodzi także o czekanie (...) Pośpiech jest antytezą tego miejsca.
(...) zdała sobie sprawę, - zbyt późno, zbyt późno - że co się stało, to się nie odstanie, a co sobie przypomnisz, z tym musisz żyć.
Im bardziej starasz się otworzyć paczkę, tym mniej cie obchodzi co jest w środku.
(...) nigdy się nie spotkają i Lisey się boi, że to także przedsmak śmierci, miejsce, gdzie mogą być sny, ale nie miłość. Nie dom, nie dłoń trzymającą cię za rękę, kiedy ławice ptaków krążą na tle ciemnofioletowego nieba u kresu dnia.
Najlepiej byłoby dać afrykanowi wyschnąć, pozwolić, by wyparował z niego piękny, śmiercionośny ciężar snów, magii, sprawić, by znów stał się kotwicą. Kiedyś porwie go na kawałki i jeden zawsze będzie nosić ze sobą, by chronił ją przed magią, trzymał mocno na ziemi, był talizmanem, dzięki któremu nie zbłądzi...
Diabeł potrafi fascynować. (...) Najpierw fascynuje umysł, potem wypija serce.
...wszystko, co w świecie praktycznym uchodzi za rzeczy ulotne - jak piosenki, blask księżyca i pocałunki - czasem żyje najdłużej.
Mogę pozwolić mu żyć i uciec do jakiegoś nowego życia, a tym samym skazać go na piekło, którego się boi i na które pod wieloma względami zasługuje. W pełni. Najpierw będzie to piekło na ziemi, piekło w celi jakiegoś domu wariatów, a potem być może piekło wiekuiste, którego tak naprawdę się boi. Albo mogę go zabić i oswobodzić. Wybór należy do mnie i nie pomoże mi go dokonać Bóg, bo w niego nie wierzę.
Reszta wieczoru kojarzyła się Lisey z tym co Scott nazywał Landonowską Zasadą Złej pogody: kiedy śpisz do późna, spodziewając się, że huragan odejdzie w stronę morza, on zapuszcza się w głąb lądu i zrywa ci dach z domu. Kiedy wstajesz wcześnie i przygotowujesz się na burzę śnieżną, kończy się na zadymce.