Zwłaszcza zapada w pamięć przykład Dawesa, wykazujący, że stabilność małżeństwa można dobrze przewidzieć za pomocą następującego wzoru: częstość zbliżeń seksualnych minus częstość kłótni. Nie chcesz, żeby wynik był ujemny.
Jeśli się boisz samotności – nie żeń się!
Medycyna uczy, że starzy kawalerowie umierają w obłędzie, żonaci zaś umierają, nie zdążywszy zwariować.
(...) nikt nie zdołał mnie nigdy przekonać, (...) że małżeństwo nie jest więzieniem, w którym pierwszym osadzonym jest kobieta. (...) Nic tak jak wspólne mieszkanie nie sprawia, że tracisz szacunek do mężczyzny. (...) Kiedy z nim mieszkasz, połowa twojego czasu mija na pocieszaniu go, dodawaniu mu odwagi, usługiwaniu mu, opiekowaniu się nim jak rozkapryszonym i zepsutym dzieckiem. Dzieckiem, które nie szuka w tobie partnerki, kochanki, ale opiekunki, sekretarki, służącej: mamy, którą utracił dorastając.
Kochankę, drogi hrabio, można porzucić, a żony, psiakrew, nie! Żona to mebel na całą wieczność, wszystko jedno, czy jest bliżej nas, czy dalej. [Albert]
Wesele dla serc, które długo i mocno cierpiały jest jak rosa niebiańska, która spada na ziemię przepaloną słońcem
- Po mojemu, panie sędzio, ci ludzie to wariaci.
- Bez wątpienia, moja Kate, bez wątpienia (...). Lecz cóż w tym dziwnego? Czyż ci, co się pobierają, nie są zawsze trochę szaleni?
Nasze małżeństwo nie było idealne...Żadne małżeństwo nie jest żadne żadne małżeństwo nie jest. Zdarzało się że żona z nas zrezygnowała. Częściej zdarzało się, że ja rezygnowałem z nas ja. Sekret naszego długiego stażu polega na tym, że nigdy nie zrezygnowaliśmy w tym samym czasie.
Wszystkie małżeństwa mają słabe strony, bo wszyscy ludzie mają wady. Wszyscy ludzie, którzy żyją z innymi ludźmi, uczą się radzić sobie z tymi wadami na różne sposoby. Można je na przykład traktować, jak się traktuje bardzo ciężkie meble, i po prostu nauczyć się sprzątać wokół nich. Dla zachowania iluzji. Oczywiście wiadomo, że brud się zbiera pod spodem, ale uczymy się tak długo to wypierać, dopóki goście tego nie widzą. A któregoś dnia ktoś przesunie mebel, nie pytając o pozwolenie, i wszystko wyjdzie na jaw. Brud i zadrapania. Stare rysy na parkiecie. Wtedy jest już za późno.
Żona jest dla młodego mężczyzny kochanką, dla dojrzałego towarzyszką, dla starego pielęgniarką, więc w każdym wieku jest pretekst, żeby się ożenić.
Mężczyzna czuje się siedem lat starszy w dzień po ślubie.
Kawaler jest przykrzejszy, złośliwszy, niż człowiek żonaty; mniej posiada uczuć podnoszących czułość i dotykających serca.
W związku małżeńskim mężczyzna zastępuje ojca, a kobieta matkę.
Żyjemy w czasach, gdy Boży pomysł na małżeństwo zderza się z ludzkim pomysłem, który proponuje świat. Jest to zderzenie mocne. Bóg chrześcijan to Bóg, który jest czystą miłością. Stąd też jest On, można by rzec, w dziedzinie miłości jedynym prawdziwym ekspertem. Nie oszukujmy się: żaden człowiek nigdy nie wymyśli w tej kwestii niczego lepszego i mądrzejszego. Dlatego niesłychanie ważne jest dla nas, jeśli jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami, żebyśmy zapoznali się z Bożym pomysłem na miłość. A jest on naprawdę fascynujący.
Żona uczciwa ozdoba mężowi
I najpierwsza podpora domowi.
Małżeństwo chrześcijańskie, jak wszystkie sakramenty, których celem „jest uświęcenie człowieka, budowanie mistycznego Ciała Chrystusa, a wreszcie oddawanie czci Bogu, samo w sobie jest aktem liturgicznego uwielbienia Boga w Jezusie Chrystusie i w Kościele: sprawując ten sakrament, małżonkowie chrześcijańscy wyznają Bogu swoją wdzięczność za udzielony im wzniosły dar, którym jest to, że w swym życiu małżeńskim i rodzinnym mogą przeżywać miłość samego Boga do ludzi i miłość Pana Jezusa do Kościoła, Jego oblubienicy.
Gdyby wszyscy mężowie płochych żon mieli wpaść w rozpacz, musiałaby się powiesić dziesiąta część populacji globu.
W dwie rzeczy - wiem to z doświadczenia - jest mąż wyposażony; w obrączkę - z woli przeznaczenia, i rogi - z woli żony.
Zaloty, zaślubiny i zawód znajdowany w małżeństwie są jak trzy tańce w trzech różnych taktach. Zaloty to żywy, namiętny i pełen fantazji menuet; zaślubiny - dostojna, w umiarkowanym tempie utrzymana sarabanda; a końcowy zawód to obłąkana tarantela, którą tańczymy na chwiejnych nogach coraz szybciej i szybciej, aż zwalimy się w głąb grobu.