Powieść grozy z 2008 r. rozgrywająca się na Florydzie.
Potrzebne ci są żywopłoty.(...) Żywopłoty, za którymi schronisz się przed mrokiem nocy.
Kiedy malowałem, czułem, że niczego mi nie brakuje.
Przez chwilę wodziłem pędzlem po płótnie, aż wreszcie go odłożyłem. Zmieszawszy brąz i żółć kantem dłoni, przesunąłem ręką po namalowanej plaży...lekko, delikatnie...i przejrzysty obłoczek piasku wzleciał do góry, jakby porwany pierwszym niepewnym poruszeniem powietrza.
Na wyspie Duma Key, pod czarnym niebem zwiastującym nadchodzącą czerwcową burzę, zerwał się wiatr.
Odkryłem jak się nie uwalić na przyjęciu na własną cześć; kiedy ma się tylko jedną rękę, cały sekret polega na tym, żeby nie wypuszczać z niej krewetki zawiniętej w plaster bekonu.
Życie jest jak piątkowy odcinek telenoweli, który daje człowiekowi złudzenie, że fabuła dobiega już końca, a tymczasem w poniedziałek wszystko zaczyna się od nowa-po staremu.
Po znalezieniu skarbu wszystkie kłopoty zaczęły się od niemożności wierzenia. Elizabeth, chociaż wściekle utalentowana, wciąż była tylko dzieckiem - a dzieciom wiara jest po prostu dana. To część ich standardowego wyposażenia. Z drugiej strony dziecko, nawet utalentowane (albo może zwłaszcza utalentowane), nie jest jeszcze w pełni władz umysłowych. Jego rozum wciąż śpi, a kiedy rozum śpi, rodzą się potwory.
...Nigdy nie przestanę troszczyć się o Pam, ale czasami ludzie oddalają się od siebie za bardzo, żeby wrócić. I chyba...a właściwie na pewno tak stało się z nami.
...życie pozbawione książek jest puste, a życie bez poezji to już...To jak życie bez obrazów, nie sądzisz? Czy sądzisz? Jak sądzisz?
Dziewczynka i statek nr 8", czyli obraz kończący serię (co do tego miałem całkowitą pewność), tak naprawdę był już gotowy, ale stanąłem jeszcze raz przed sztalugami, aby mu się przyjrzeć w świetle rzucającym coraz dłuższe cienie. [...] Pracowałem nad tym obrazem zdecydowanie dłużej od innych - powoli docierało też do mnie, że stanowi on podsumowanie ich wszystkich - a końcowy efekt był niepokojący. Na tyle niepokojący, że za każdym razem, kończąc malowanie, zakrywałem go płachtą. Teraz przyglądając mu się chłodnym (taką miałem nadzieję) okiem, uznałem, że określenie "niepokojący" niezbyt do niego pasuje: ten widoczek był po prostu kurewsko przerażający. Patrząc na niego, odnosiło się wrażenie, że ma się przed sobą mózg uchwycony z profilu.
Nasze wspomnienia także maja głosy. Czasami podnoszą smutną wrzawę, niczym uniesione ręce, pomstujące w ciemności.
Całkiem możliwe, że wyśmieją moje prace - ale to nie szkodzi, bo mnie się one podobają. Niech się pośmieją, pomruczą i poszepczą, niech się krzywią z niesmakiem albo niech ziewają z nudów, jeśli mają takie życzenie; jak już skończą, wrócę do domu i będę malował dalej.
A co zrobię, kiedy moje obrazy się im spodobają? To samo.
Mam czas, powtarzałem w duchu. Oczywiście. Każdy tak myśli, nieprawdaż? Nie umiemy wyobrazić sobie, że czas dobiega końca, a Bóg karze nas właśnie za to, czego nie potrafimy sobie wyobrazić.
Wszystko wskazywało na to, że dwoje ludzi może rozwieść chyba tylko sam czas. A i tak ten rozwód będzie w najlepszym razie tylko częściowy.
- (...) Miałem już dość patrzenia na świat z balonu uwiązanego metr nad moją głową.
- Znam to - powiedziałem.
- Wiem, że znasz. Ty też byłeś w piekle, chociaż na innym turnusie niż ja. I też udało ci się wrócić, ale jeśli chodzi o mnie, to wciąż jeszcze zalatuję siarką. A ty?
- Też.
(...) przecież każdy zawsze musi dostać swoje od życia, tak czy nie? Jasne. Raz, prosto w nos. Raz, w oko. Raz, poniżej pasa i gleba, a sędziego nie ma, bo właśnie wyskoczył sobie na hot doga.
Wychowując dzieci, trzeba czasem podejmować dziwne decyzje i po prostu mieć nadzieję, że okażą się słuszne, a dzieci wyjdą na ludzi. Wychowanie młodego człowieka to wielka improwizacja, największa na świecie.