Ale wiara w jakąś nadrzędną warstwę rodzaju ludzkiego, w nadludzi, którzy mieliby panować nad resztą tego dekadenckiego świata, to największe zło, Victorio. Bo kiedy ktoś mówi: “Nie jestem taki jak inni", gubi najcenniejsze wartości, jakie staraliśmy się zawsze osiągnąć: pokorę i braterstwo.
Kiedy tylko pojawia się szansa osiągnięcia porozumienia czy jakakolwiek oznaka opadania fali nieufności, ma miejsce jakiś incydent, który jedną stronę pogrąża na powrót w podejrzliwości, a drugą w histerycznym strachu. To nie są przypadkowe rzeczy Victorio, to celowa działalność zmierzająca do konkretnych skutków.
Pieniądze, dziecino, są kluczem do wszystkiego, co się dzieje na świecie. Lekarz bada puls, by znaleźć klucz do stanu zdrowia pacjenta, pieniądze są takim pulsem każdej działalności czy sprawy. Bez nich nic nie posuwa się naprzód.
(...) To szaleństwo, istne szaleństwo.
- Ale w końcu - dodał Morganthal ponuro - cały świat jest zwariowany.
Przez chwilę zapragnął gwaltownie, by w jego żyłach płynęła krew człowieka Wschodu, a nie Zachodu. Nie ważyć na szali szans sukcesu czy klęski, nie rozważać w kółko poszczególnych posunięć, nie zastanawiać się bez końca, czy plan akcji jest mądry i dalekowzroczny. Zrzucić wszelką odpowiedzialność na Wszechmiłosiernego, Wszechmądrego...
(...) Dakin wciąż jeszcze siedział pochylony nad biurkiem. Wymamrotał pod nosem: - Przyjeżdżają do Bagdadu...Na bibule narysował koło, pod nim napisał: Bagdad", potem w różnych punktach naszkicował wielbłąda, samolot, parowiec, małą dymiącą lokomotywę - zbiegające się na okręgu. Następnie w rogu narysował pajęczynę. W środku pajęczyny napisał: "Anna Sheele. Pod spodem postawił wielki znak zapytania...
Stary powiedział miękko:
- Przyszla pora, synu. Masz tu wszystko, co trzeba?
- Tak, mam ustalony plan. Czas na mnie.
- Niech Bog da ci prostą drogę i długie życie.
Czas tutaj nic nie znaczy. To przekonanie zapasa w człowieka raz na zawsze i czerpie on z niego dziwną satysfakcję.
Jakże, to się właśnie liczy – zwykłe codzienne sprzęty, rodzina, dla której trzeba gotować, cztery ściany domu, kilka ulubionych przedmiotów. Tysiące szarych ludzi, krzątających się wokół własnych spraw, uprawiających ziemię, robiących garnki, wychowujących dzieci, śmiejących się i płaczących, wstających rano i kładących się spać wieczorem. To oni się liczą, a nie przewrotni aniołowie, którzy chcą zbudować nowy świat, nie bacząc na cudzą krzywdę.
Posadzili mnie za biurkiem, z kupą papierków i cyfr, i jeszcze kazali mi myśleć, a ja po prostu odpadłem. To wszystko zresztą nie miało żadnego sensu. Ale tak to jest. Głupio ci, kiedy widzisz, że jesteś absolutnie do niczego.
Im większe podejmuje się wysiłki, by zbliżyć ludzi, tym bardziej stają się wobec siebie nieufni.
Może człowiek staje się szaleńcem, kiedy próbuje odgrywać rolę boga. Mówi się, że pokora jest cnotą chrześcijańską, teraz rozumiem dlaczego. Pokora pozwala zachować rozum i człowieczeństwo.