Zasłoniła się płachtą francuskiego czasopisma satyrycznego. Za chwilę zauważyłem, że zerka na mnie ukradkowo ponad pismem. Na przekór sobie nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu i w tym momencie odrzuciła czasopismo i roześmiała się perliście.
— Wiem, że nie jest pan takim strasznym ponurakiem, na jakiego pan wygląda — rzekła.
Można mieć zbrodnię bez mordercy, ale żeby mieć dwie zbrodnie, trzeba mieć dwa trupy.
Patrzyłem zafascynowany na stojącą dziewczynę. Trzymała rękę na klamce furtki i patrzyła na nas. Jestem wielbicielem piękna, a teraz miałem przed sobą istotę, obok której nie sposób przejść obojętnie. Wysoka, o proporcjach młodej boginki, złote włosy błyszczały w słońcu. Mógłbym przysiąc, że nigdy nie widziałem piękniejszej dziewczyny. Mijając ją, odwróciłem głowę i patrzyłem oczarowany.
- Na Boga, Poirot — wykrzyknąłem — zauważyłeś tę młodą boginię?
Poirot uniósł brwi.
- Ça commence!* — mruknął. — Już zdążyłeś zobaczyć boginię!
* fr. Zaczyna się.
- Już lepiej. Och, to było okropne! Dlaczego pozwolił mi pan tam wejść?
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na tę typowo kobiecą logikę. W duszy byłem zadowolony z jej zachowania, gdyż dowodziło ono, że nie była taka nieczuła, za jaką chciała uchodzić. Była przecież jeszcze bardzo młoda i jej ciekawość mogła wypływać z bezmyślności.
Moja nowa znajoma pochyliła się i mówiła dalej z zapałem, używając niezrozumiałych dla mnie określeń. Ale mimo to zauważyłem, że coraz bardziej mnie interesuje. Wydawała się ciekawą mieszaniną dziecka i kobiety. Chociaż życiowo doświadczona i — jak twierdziła — zdolna o siebie zadbać, w jej prostych poglądach na życie i determinacji, aby odnieść sukces, było coś interesująco naiwnego.
W mniejszym lub większym stopniu wszystkie zbrodnie są do siebie podobne.
- niegdyś był pan bardzo znany, prawda? ale teraz metody śledztwa bardzo się zmieniły.
- jednak zbrodnie pozostały takie same - zauważył Poirot łagodnie.
(...) ty ciągle jesteś niepoprawnie sentymentalny! Widziałem matki, które dla zdobycia pieniędzy z ubezpieczenia mordowały własne dzieci! Można uwierzyć we wszystko [s. 145].
- Dosyć. Wolę już pańską dostojną dezaprobatę. Och, ten wyraz twarzy! Widać na niej wypisane słowa: „To nie jest osoba z naszego towarzystwa”. I nie myli się pan, chociaż w dzisiejszych czasach trudno odróżnić księżnę od kobiety z półświatka. Masz tobie, znowu pana zaszokowałam, prawda? Pan z pewnością niedawno wyszedł z dżungli, ale mnie to nie przeszkadza. Żałuję, że ludzie pańskiego pokroju, to dziś przeżytek. Nienawidzę ludzi, którzy są zbyt śmiali. Natychmiast się wściekam.
- Nie mogę nazywać pani Bellą — oświadczyłem — ponieważ nie jest to pani prawdziwe imię. A Dulcie wydaje mi się takie obce. A więc niech zostanie Kopciuszek. Jak pani pamięta, Kopciuszek poślubił księcia. Nie jestem księciem, ale...Przerwała mi:
- O ile wiem, Kopciuszek ostrzegał go. Ona bynajmniej nie twierdziła, że zmieni się w księżniczkę. W końcu była tylko biedną, umorusaną dziewczynką...
- Czas na to, by książę jej przerwał — wtrąciłem. — Wie pani, co wtedy powiedział?
- Nie.
- "Do diabła", wykrzyknął książę i...pocałował ją!
Zrobiłem dokładnie to samo.
- Niech pan postąpi nie jak chłopiec, ale jak mężczyzna — mężczyzna, który ugiął się pod jarzmem przeszłości i teraz dźwiga ciężar teraźniejszości, ale który patrzy śmiało w przyszłość, chcąc rozpocząć nowe, wspaniałe życie.
- Miałbym po tym wszystkim, co się stało, iść do niej i...Wszystko, co mógłbym jej powiedzieć, będzie strasznie kulawe.
- Les femmes*...mają cudowną zdolność wspierania kulejących.
*fr. kobiety.
- Tiens! Bardzo romantyczna historia. Jakie jest imię tej czarującej damy?
Musiałem wyznać, że nie wiem.
- To jeszcze bardziej romantyczne! Pierwsze spotkanie w pociągu z Paryża, a drugie tutaj. Koniec podróży w spotkaniu kochanków, czy tak to się określa?
- Nie błaznuj, Poirot.
- Wczoraj mademoiselle Daubreuil, a dzisiaj mademoiselle Kopciuszek! Hastings, ty masz serce pojemne jak Turek! Powinieneś założyć harem!
- Niektóre znane mi wielkie zbrodniarki miały twarze aniołów — odparł wesoło Poirot. — Twarz Madonny nie wyklucza degeneracji szarych komórek.
- Jak pani wygląda, gdy się wścieka? — zapytałem z uśmiechem.
- Wtedy wstępuje we mnie diabeł. Nie zwracam uwagi na to, co mówię i co robię. Załatwiłam tak pewnego faceta. Naprawdę. Ale zasłużył na to.
- No to — powiedziałem błagalnie — niech się pani na mnie nie wścieka.
- Nie będę. Lubię pana… polubiłam pana od pierwszej chwili. Ale sprawiał pan wrażenie takiego zdegustowanego, że pomyślałam, iż nigdy się nie zaprzyjaźnimy.
- Mon ami, dwóch ludzi rzadko widzi to samo. Ty, na przykład, widziałeś boginię, a ja... — zawahał się.
- A ty...?
- Widziałem tylko dziewczynę o niespokojnych oczach — odparł poważnie Poirot.