Herbata była bardzo smaczna. Aromatyczna, mocna mieszanka, a nie jakaś chińska słabizna, którą ku mojemu utrapieniu zawsze podawała pani Kelsey. Były też tosty, dżem, talerz bułeczek i ciasto. Pan Emmott z niezwykłą grzecznością wszystko mi podsuwał. Zawsze widział, kiedy mam pusty talerzyk.
- Rozumiem, że ostatnio pani Leidner nie była w dobrej formie? – spytałam.
Pani Mercado roześmiała się zjadliwie.
- W dobrej formie! Z pewnością nie. Śmiertelnie nas wystraszyła. Co też ona wygadywała. Pewnej nocy jakieś palce pukały w jej okno. To znów ręka, a raczej sama dłoń. Kiedy zaczęła opowiadać o żółtej twarzy przyklejonej do szyby, wtedy dopiero ciarki nas przeszły! Oczywiście kiedy pobiegła do okna, nie było tam nikogo.
Utarło się, że o zmarłych nie należy mówić źle. Uważam, że to głupi obyczaj. Prawda zawsze pozostaje prawdą. Lepiej już nie mówić źle o żywych, ponieważ można im wyrządzić krzywdę. Ale zmarłym nic już nie zaszkodzi. Natomiast zło, które za życia wyrządzili innym, nie da się wymazać.
To była kobieta, która w życiu z nikim się nie pokłóciła, ale potrafiła skłócić wszystkich.
Kobiety są zdolne akceptować fakt, że ich mąż jest zepsuty, jest narkomanem, oszustem, kłamcą lub zwykłym bydlakiem. Nawet nie mrugną okiem i nie wpłynie to na zmianę ich uczuć. Kobiety są wspaniałymi realistkami.
- Niemożliwe! Niemożliwe! To słowo dla mnie nie istnieje. Im coś jest bardziej niemożliwe, tym wnikliwiej należy je zbadać.