Odległość między życiem a śmiercią jest nieokreślona. Dlatego nikt nie wie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.
Jeśli będąc dziećmi, uczymy się żyć, to będąc dorosłymi, uczymy się umierać.
W blasku życia zawsze towarzyszą nam cienie śmierci.
Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki.
Jeśli ludzie nie boją się umierać nie ma sensu straszyć ich śmiercią.
Obojętność to paraliż duszy, przedwczesna śmierć.
Samobójstwem dla artysty nie jest podjęcie dyrekcji, ale jej zakończenie. Wtedy dopiero nastaje śmierć rzeczywista (…).
Potrafimy niekiedy odczytać pisma umarłych cywilizacji, nie potrafimy czytać w duszach ludzi, którzy dawno odeszli.
Bo obawiać się śmierci, obywatele, to nic innego nie jest, jak tylko mieć się za mądrego, choć się nim nie jest. Bo to znaczy myśleć, że się wie to, czego człowiek nie wie. Bo przecież o śmierci żaden człowiek nie wie, czy czasem nie jest dla nas największym ze wszystkich dobrem, a tak się jej ludzie boją, jakby dobrze wiedzieli, że jest największym złem. A czyż to nie jest głupota, i to najpaskudniejsza: myśleć, że się wie to, czego człowiek nie wie?
Nawet śmierć ponieść za drugiego potrafi tylko ten, który kocha
Pragnienie [wiedzy] tyczy się faktów, ważnych dla jednostek, albo dla wszystkich ludzi. Zakochany, którego dręczy niepewność, czy ukochana mu sprzyja, pragnie poznać fakt, ważny dla niego samego. Ale każdy człowiek z lękiem i ciekawością spogląda ku śmierci, usiłując daremnie zgłębić jej tajemnicę.
Śmierć kroczy w zwolnionym tempie, tak że czekając na nią i patrząc, jak idzie ku nam powolutku, mamy czas, by zrobić dwie rzeczy, Docenić życie, czyli zorientować się, że życie jest piękne nawet wtedy, kiedy jest wstrętne, i dobrze się zastanowić nad nami samymi i nad innymi - rozważyć teraźniejszość, przeszłość, tę odrobinę przyszłości, jaka nam pozostała.
Śmierć to marnotrawstwo.
Nienawidzę śmierci. Przeraża mnie bardziej od cierpienia, od perfidii, od głupoty, od wszystkich innych rzeczy, które niszczą cud i radość przyjścia na ten świat. Brzydzi mnie patrzenie na nią, dotykanie jej, wąchanie. Nie rozumiem śmierci. Chcę powiedzieć: nie potrafię się pogodzić z jej nieuniknionośnią, z jej prawomocnością, z jej logiką. Nie umiem strawić faktu, że aby żyć, trzeba umrzeć, że życie i śmierć to dwa wymiary tej samej rzeczywistości, wzajemnie sobie niezbędne, wzajemnie z siebie wynikające. Nie mogę się nagiąć do myśli, że Życie to podróż do Śmierci, a narodziny są wyrokiem śmierci. A jednak akceptuję to. Chylę czoło przed jej nieograniczoną władzą i ogarnięta chorobliwą ciekawością studiuję ją, analizuję, nakłuwam. Odczuwając ponury szacunek, przymilam się do niej, wzywam ją, opiewam, a w chwilach zbyt wielkiego cierpienia nawet wzywam. Proszę ją o uwolnienie od męki egzystencji, proszę o największy ze wszystkich darów, panaceum na wszelkie choroby. Pomiędzy mną a Śmiercią istnieje dwuznaczna i posępna więź. Dwuznaczne i posępne porozumienie.
Co tam o śmierci myśleć, kiedy i żyć czasem dobrze... nie zawsze, ale czasem... dobrze!
Ale śmierć nie byłaby okrutną, gdyby przybywała ku tym, którzy już życia nie pragną.
(…) śmierć może jest torturą, ale nie jest ekspiacją.
(...) życie jest czekaniem w przedsionku Śmierci.
Śmierć jest zawsze zapomnieniem, czyli odpoczynkiem. Kto żyć przestaje, przestaje i cierpieć.
Śmierć, jak i życie, ma swoje bolesne jak i rozkoszne tajemnice: rzecz polega na tym, aby je znać. (...) Od nas tylko zależy, czy śmierć będzie nam przyjaciółką i piastunką, czy wrogiem, który brutalnie wydrze duszę z ciała.