Podobno to niebezpieczny eksperyment, włączać sny (prawdziwe lub nie) do tego, co się pisze. Jedynie garstce pisarzy - i mówię tu tylko o najbardziej utalentowanych - udaje się oddać tę irracjonalną syntezę, jaką znajdujemy w snach.
Ale zawsze mi się wydaje, że pisanie powieści nie pasuje do ludzi bardzo bystrych albo obdarzonych wyjątkowo dużą wiedzą. A to dlatego, że pisanie - czy raczej snucie opowieści - jest czynnością dość powolną, wykonywaną na niskim biegu. Odczuwa się tę prędkość jako coś szybszego niż chodzenie, ale wolniejszego niż jazda na rowerze. Umysł niektórych ludzi pracuje w takim właśnie tempie, kecz dla innych jest ono zbyt wolne.