– Czego, kurwa, chcesz? – rzuciła Gabała.
– Tego, by moje cele zawsze były ważniejsze niż ludzie, którzy je oceniają. I żeby kroki, które podejmuję, nieustannie mnie do nich przybliżały. Oprócz tego chciałbym rozwijać własną indywidualność w świecie, który z zasady to uniemożliwia i stara się przyciąć wszystkich do jednego wzorca, oraz spełniać marzenia w taki sposób, by zawsze mieć kolejne i zachować dystans do tego, co ode mnie niezależne.
Langer przechylił głowę na bok.
– A z rzeczy bardziej przyziemnych, zamierzam was wszystkich tutaj zajebać – dodał i się rozejrzał.
- Tak. Zawsze się zastanawiałam: jak to jest być jedyną osobą na świecie, która przeżyła aborcję?
- Mimo wszystko to konflikt interesów...
- Dla nas nic nowego. Tak się nazywa nasz związek, Zordon.
- Jeszcze chwila i zmyłabym się stąd – rzuciła.
– To dlaczego siedzisz z otwartą kartą dań?
– Żebyś się głupio pytała.
- W każdym razie moja mać przyjechała, bo najwyraźniej stwierdziła, że wywalenie z roboty i utrata narzeczonego to zbyt mały rozmiar gówna, które zrzucił na mnie los. Musiała dodać do tego jeszcze siebie.
– Od czego mam zacząć?
– Od zawiązania sobie pętli na szyi i podania mi sznura – odparła Chyłka. – O czym ty do mnie pierdolisz, Szczerbaty?
– Spokojnie, Kormaczysko, jeszcze dychamy – rzuciła.
Osunął się z ulgą na leżance, czując, jakby z jego barków spadł nagle cały ciężar tego świata.
– Ale w razie czego pamiętaj, żeby na moim pogrzebie podejść do trumny, podnieść z niej kwiaty, potem krzyknąć „to kto następny?” i rzucić je przez ramię w tłum.
Mamy zdolność robienia dość romantycznych rzeczy w nie bardzo romantycznych okolicznościach przyrody.
Jakim cudem ja z tobą wytrzymuje?(...)
- Zazwyczaj po prostu wraz ze wschodem słońca składasz jakąś ofiarę, żeby ubłagać swoje bóstwo o łaskę na nadchodzący dzień.
- I jaka to ofiara?
(...)
Przy (...) nie będę rozmawiać o naszym życiu łóżkowym, Zordon.
-Ty zgniły kutasie - rzuciła. - Zawsze wiedziałam, że jesteś tępym sierpem, ale teraz wychodzi na to, że nawet nie byłbyś w stanie stoczyć opony ze wzgórza.
- Czasem niewiedza jest błogosławieństwem - ucięła Joanna. - Zastanów się, psy kompletnie by zwariowały, gdyby wiedziały, ile kości mają w ciele.
- I naprawdę chcesz tak po prostu...
- Nic nie jest tutaj po prostu, Zordon - ucięła, zbliżając się do niego. - Do kurwy nędzy, jesteś osobą, która uświadomiła mi, że traktowanie miłości jako szeregu procesów biochemicznych w mózgu jest jak mówienie, że gry komputerowe to zera i jedynki przesuwające się w silikonie. Niby ma to sens, ale nie oddaje nawet ułamka realnego obrazu.
Oryński wciągnął głęboko powietrze i spuścił wzrok.
- Poza tym pokazałeś mi, że jest jedna banalna prawda w życiu, która zawsze się obroni.
- Jaka?
- Ludzie albo są sobie przeznaczeni, albo nie.
- Tyle jest oczywiste.
- Oczywiste jest to, że karma dla psów powinna być pierwszym produktem, na którym umieszcza się napisy w braille'u, a jednak nikt na to nie wpadł.
- Co?
- Niewidomi. Psy przewodnicy - odparła Joanna. - Łączysz już jedno z drugim?
Przytulił ją tak mocno, że na moment zabrakło jej tchu. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru nawet o tym wspominać. Uświadomiła sobie, że w tych ramionach byłaby gotowa umrzeć. Była to zarazem najbardziej przerażająca, jak i najprzyjemniejsza myśl w całym jej życiu.
Miłość sprawia, że nawet najbardziej bystre oczy przestają widzieć.
W traumatycznych chwilach pamięć wychodzi na wysokie rejestry. Każdy pamięta, gdzie był i co robił, kiedy samoloty uderzały w Word Trade Center, kiedy w mediach pojawiła się wiadomość o katastrofie prezydenckiego samolotu czy kiedy dowiedział się o śmierci najbliższej osoby.
- Poważnie, Szczerbix – dodała Joanna. – Chętnie bym cię jeszcze czymś obraziła, ale natura mnie w tym wyręczyła.
Znacznie więcej osób cierpi z powodu przestrzegania prawa niż jego łamania.
Zawsze wychodziłam z założenia, że miłość jest dawaniem komuś do ręki broni, którą może cię unicestwić. Przy tobie zrozumiałam, że tak nie jest. To nie broń, tylko tarcza, która chroni cię przed wszystkim, co na świecie złe. A nawet jeśli tak nie jest, to i tak nie ma znaczenia, bo ufam ci na tyle, żeby dać ci tę broń i mieć pewność, że nigdy jej ne użyjesz.