Nie na sensu przejmować się pożarem, który jeszcze nawet się nie tli. (...) Bo może nigdy nie wybuchnąć.
Bo wszystko, co wiemy o życiu, zawiera się w trzech słowach: napierdala do przodu . A jedyne, co my możemy zrobić, to próbować jakoś nadgonić.
- Jesteście już na Wołowcu? - odezwał się Osica.
- W drodze - uciął szybko Wiktor. - Ale przez to nie wiem, co się dzieje.
- A co ma się dziać? - odbąknął Edmund. - Syćko po staremu. Dalej mówimy na owcę bielica, cepcula, liskarka, murcula, pistrula, kurnata, siutka, cujka, groniarka, jarka, styśka, wetula, bliźniarka, dojka...co tam jeszcze...huculka, uherka, świdrula...ale ty tego nigdy nie zrozumiesz, Forst, boś jest ceper.
Wiktor przez moment trwał w milczeniu.
- Karłowicz i Zaruski też byli ceprami - zauważył. - I wie pan, co zrobili? Założyli TOPR.
- Oj tam.
- I o co chodzi z tymi owcami?
- O to, że są ważne. W języku eskimoskim jest czterysta określeń na śnieg, u nas pewnie tyle samo na owce.
- Byliśmy naprawdę blisko - odezwała się nagle Wardyś-Hansen.
Sama nie wiedziała, skąd popłynęły te słowa.
- Kiedy mieszkałeś w Krakowie - dodała. - I nie mam na myśli fizycznej intymności, tylko to, że naprawdę się widzieliśmy. Takimi, jakimi jesteśmy. Bo na tym polega bliskość.
- Naprawdę musisz zatruwać mi życie swoim gadaniem?- bąknął – Nie wystarcza ci, że robisz to samą swoją bytnością?
- Nie zatruwam, ubogacam.
- Jak mucha na gównie.
Forst uśmiechnął się blado.
- To porównanie nie jest dla pana zbyt pochlebne.
- Idź do diabła- odparł Edmund.
(...) poznał w jednej chwili definicję miłości. Pojął, że nie nadchodzi ona nagle, nie jest impulsem ani niespodziewanym błogosławieństwem. Przeciwnie, rodzi się w bólach, czasem w mękach. Jest wytęskniona, okupiona cierpieniem.
- Nie musiałem - odparł, klepiąc się w klatkę piersiową. - Bo doskonale wiem, kto podłożył tu ogień, w którym chcę spalić swoją samotność.
Dominika zamarła.
- A teraz radź sobie z pożarem - dodał Forst.
Zastanów się jeszcze nad tym: jakim wyznacznikiem jest długość życia? Co sama w sobie mówi? Jaka to różnica, czy żyłeś czterdzieści, czy pięćdziesiąt lat? Nic, czas egzystencji nie ma wartości jako takiej. Przecież chyba wolałbyś przeczytać ciekawą książkę, która ma sześćset stron, niż męczyć się z nudną, w której jest ich tysiąc dwieście.
- Byłam z tobą naprawdę szczęśliwa, wiesz?
Nie wierzyła, że naprawdę to powiedziała. Ale w tej chwili otworzyła się już na tyle, że nie wiedziała, jak z powrotem zalatać dziurę w sercu, z której płynęło to wszystko.
- To było tylko złudzenie - odezwał się w końcu Wiktor. - Daję szczęście jedynie na moment. Potem zostawiam zgliszcza.
Forst obrócił się cały w jej stronę, zbliżył się i przysunął do niej tak, że mogła zareagować tylko w jeden sposób, kładąc się na plecach. Zatrzymał się nad nią, wspierając się jedynie na łokciach. Patrzył w jej oczy, jakby nie widział jej od lat. Dotykał jej twarzy tak, jakby robił to po raz pierwszy i musiał poznać każdą jej najmniejszą część. Zaraz potem przymknął powieki, a jego usta znalazły się o centymetr od jej.
Wiesz, że jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi, który boi się śmierci? To absurdalne. Musimy nieźle się napracować, żeby opanować ten strach, a wszystkie inne stworzenia mają to bez wysiłku. Nie wiedzą przecież, że umrą, nie mają takiej świadomości.
Nigdy nie zastanawiał się nad tym, dlaczego tak bardzo lubi łazić po górach. Teraz dotarło do niego, że mają jedną przewagę nad życiem. Chodząc po nich, zawsze wiedział, ile drogi minęło i ile miał jej jeszcze przed sobą
- (...) Przyjechałem z tymi od transportu zwłok.
- Co takiego?
- Potem byłem na obiedzie w czymś, co się nazywa bar pod 17. Zjadłem schabowego za osiem czterdzieści. (...)
- Jechałeś z ciałem? - rzuciła.
- Mhm - potwierdził. - To znaczy nie w jednym worku. Siedziałem obok.
- Zastanawiasz się nad czymś - mruknął Edmund.
- Nad tym, że nie można wejść dalej niż do połowy lasu.
- Co takiego?
- Jak pan dotrze do połowy, to krok dalej jest już za...
- Matko Boska i wszyscy święci - przerwał mu Osica. - Czy ty kiedyś dorośniesz?
Właśnie tu, na Zawracie, poznał w jednej chwili definicję miłości. Pojął, że nie nadchodzi ona nagle, nie jest impulsem ani niespodziewanym błogosławieństwem. Przeciwnie, rodzi się w bólach, czasem w mękach. Jest wytęskniona, okupiona cierpieniem.
Wiktor nadal nie potrafił w pełni ocenić tego człowieka (...) Intuicja śledcza podpowiadała mu jednak, że gdyby przyszło co do czego, Cajdler nie potrafiłby złapać nawet koronawirusa.
- Dzień dobry, panie inspektorze - odparł. - Co pan tu robi?
Osica kaszlnął, po czym wyprostował się i uniósł wzrok ku niebiosom jakby spodziewał się, że zaraz wezwą go do siebie.
- A gdzie mam być? - odburknął.
- Przy pańskim przebiegu to już właściwie w trumnie.
- By cię fras, Forst...
(...) Wygląda to Panu na przypadek?
- Mnie nic na takie nie wygląda, Forst.
- Wiem. Połączył pan nawet szczepienie pfizerem z aktualizacją swojego Office'a.
- Bo timing był podejrzany.