- Każdy z nas ma wybór. Nikt nie ma prawa nam go odbierać. Nawet z miłości.
- Ale właśnie o to chodzi. Kiedy kogoś kochasz nie masz wyboru. - Dobrze pamiętała, jak ścisnęło się jej serce, kiedy zadzwoniła Isabelle i powiedziała, że Jace zniknął. Wypadła z domu bez chwili wahania. - Miłość odbiera ci możliwość wyboru.
- To dużo lepsze niż alternatywa.
- Teraz – powiedział – było dużo lepiej. Nawet udało ci się nie krzyczeć.
- Nie miałam szansy. – Była pozbawiona tchu, nie tylko z powodu upadku. Leżąc na Jace’ie, czując jego ciało przy swoim, sprawiło, ze jej usta stały się suche, a serce zaczęło bić mocniej.
Isabelle dźgnęła łyżką niezidentyfikowany obiekt leżący na patelni. Pewnie naleśnik, z obawą pomyślała Clary.
- Siedziałyśmy tutaj, on zadzwonił, wyświetlił mi się na ekranie...To znaczy wyświetliła mi się lama, bo nie miałam jego fotki, więc zamiast tego wstawiłam zdjęcie lamy...I ta lama tak mnie wkurzyła, że nie mogłam się powstrzymać.
- Zły moment, żeby być lamą.
- A na to są jakieś dobre momenty?
- Nic dziwnego, że ty i Jace tak bardzo się lubicie. - skomentował. - Obaj jesteście szurniętymi chodzącymi arsenałami.
- Tęsknisz za Walią? - spytała Tessa. [...]
- Za czym tu tęsknić? Owce i śpiewy. I śmieszny język. Fe hoffwn i fod mor feddw, fyddai ddim yn cofio fy enw.
- Co to znaczy?
- Chciałbym się tak upić, żeby nie pamiętać własnego imienia. Całkiem użyteczne.
- Raczej nie mówisz jak patriota[...]
- Patriota? Powiem ci, co jest patriotyczne. Na cześć mojego miejsca urodzenia mam walijskiego smoka wytatuowanego na...
- Jesteś w czarującym nastroju, Williamie - przerwał mu Jem[...]
- No jasne – warknął. – Stworzyłem zgraję Wyklętych, którzy zaatakowali Instytut, zabili
Madeleine i o mało co nie wykończyli nas, tylko po to żeby Clary została w domu. Tak czy
siak, mój szatański plan działa.
- Była żoną Valentine'a, a teraz on zmartwychwstał i jej szuka. Może chce żeby znowu byli razem?
- Wątpię, żeby w tym celu wysłał Pożeracza do jej domu – odezwał się Alec. (…)
- Fakt, że nie taki byłby mój pierwszy krok – zgodził się Jace. - Najpierw słodycze i kwiaty, potem listy z przeprosinami, a dopiero później hordy żarłocznych demonów. W takiej właśnie kolejności.
- Może wcześniej posłał jej słodycze i kwiaty – powiedziała Isabelle.
- Musiałeś w lochu zaprzyjaźnić się z szaleńcem? Nie mogłeś po prostu liczyć płytek na suficie albo oswoić myszy, tak jak to robią normalni więźniowie?
Teraz, w tej właśnie chwili, kocham cię jeszcze bardziej desperacko niż kiedykolwiek wcześniej, a w czasie następnej godziny będę kochał jeszcze mocniej.
Alec podciągnął kolana do klatki piersiowej i w zamyśleniu spojrzał na Jace’a.
- Wiem – powiedział – Nie jestem zazdrosny. Zawsze wiedziałem, że od początku wszyscy uważali, że jesteś ode mnie lepszy. Mój ojciec tak myślał. Clave. Izzy i Max patrzyli na ciebie jak na wielkiego wojownika, którym chcieliby być. Ale w dniu kiedy spytałeś mnie, czy zostanę twoim parabatai, wiedziałem, że masz na myśli to, że ufasz mi wystarczająco, aby poprosić mnie o pomoc. Mówiłeś mi, że nie jesteś tym samotnym i samowystarczalnym wojownikiem, który może wszystko zrobić samemu. Potrzebowałeś mnie. I zdałem sobie sprawę, że była jedna osoba, która nie uważała, że jesteś ode mnie lepszy. Ty.
Bane heroicznie zapanował nad sobą, uśmiechnął się i podał mu koszulkę.
- Przepraszam za beznadziejną randkę – wymamrotał Alec.
- O czym ty mówisz? Jest fantastycznie. Jesteś tu zaledwie od dziesięciu minut, a ja już zdjąłem z ciebie połowę ubrań.
Wszystko się zmienia w moim życiu, a świat pozostaje taki sam.
- Widzę, jak na nią patrzysz (...) I nie możesz jej mieć. Może ty po prostu nie wiesz jak to jest pragnąć czegoś, czego nie można mieć.
- Isabelle zawsze robi wam obiad? - spytała w końcu.
- Dzięki Bogu, nie.
To dziwne, jak świat może przesunąć się na osi i wszystko, w co się wierzyło zmienić całkowicie w mgnieniu oka.
Ludzie strzegą swoich tajemnic Tesso, czasem nawet przed tymi, których kochają.
- A co z Isabelle? - chciał wiedzieć Simon. - Gdzie ona jest?
Kpiący nastrój opuścił Jace'a.
- Nie wychodzi ze swojego pokoju - Obwinia siebie za to co stało się z Maxem. Nie przyszła nawet na pogrzeb.
- Próbowaliście z nią rozmawiać?
- Nie. - odciął się Jace. - Zamiast tego biliśmy ją co chwila po twarzy. Jak myślisz, dlaczego to nie podziałało?
Luke spojrzał na rzekę, na ciemną wodę płynącą powoli w blasku jesiennego księżyca.
- Czasami miłość nie wystarcza, Clary.
Alec spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Jak to robisz, że nie masz na sobie błota? - zapytał.
Jego siostra wzruszyła ramionami.
- Mam czyste serce - odparła filozoficznie.- To odpycha brud.