Wolność sztuki nie jest darem ani polityki, ani władzy. To nie z rąk władzy sztuka otrzymuje wolność. Wolność istnieje w nas, o wolność musimy walczyć sami ze sobą, w naszym najintymniejszym wnętrzu, w samotności i w cierpieniu.
Rytm twórczości jest nieprzerwany; wymaga totalnego, bez reszty permanentnego zaangażowania myśli, woli i wyobraźni.
Jeśli średniowiecze i barok, to także romantyzm, to znaczy ci wszyscy poeci nocy, grozy, horroru itd. Właśnie romantyzm. Na wydawałoby się bezpieczną drogę, którą kroczył człowiek oświecenia i racjonalizmu, wychodzą z ciemności nagle i coraz liczniej sobowtóry, manekiny, automaty. Homonkulusy, twory sztucznie stworzone, urągające kreacji natury, niosące w sobie całe poniżenie, wszystkie najokropniejsze marzenia ludzkie, śmierć, horror i grozę.
Sztuka, którą tworzę, posiada konstrukcję wzruszenia, to znaczy robię wszystko, by wytworzyć „pole wzruszenia”.
Cała ideologia polityki repertuarowej przed 1989 r. polegała na nieustannym sporze z ideologią oficjalnie panującą i raptem nagle straciliśmy przeciwnika. Ale przerobiliśmy to i w końcu porzuciliśmy w teatrze odnoszenie się do kondycji naszego narodu. Pojawiło się zainteresowanie ludzkim indywiduum, jego prywatnością, penetracją jego tajemnicy.
Mówi się, że faerie kradną ludzkie dzieci, bo nie potrafią same tworzyć dzieł sztuki ani muzyki. Tak samo jak czarownicy i wampiry. Sztuka wymaga śmiertelności. Świadomości śmierci, ograniczenia. Jest w nas ogień i kiedy płonie, pali nas, a to powoduje ból, ale bez tego światła nie widzę i nie potrafię rysować.
Wszyscy wiemy, że sztuka nie jest prawdą. Sztuka to kłamstwo, które sprawia, że zaczynamy rozumieć prawdę; przynajmniej tę, która dana jest nam, byśmy ją zrozumieli.
Zatarcie granicy pomiędzy dziełem sztuki a śmieciem po prostu, pomiędzy kunsztem a bylejakością zdaje mi się jednym z głównych znamion naszej epoki.
Ponieważ jednak pustkę, czyli niedostateczność, można sztukować rozmaitymi dookreśleniami, ponieważ rozmaite łaty mogą się tu przydać, utworzyliście kultur, jako bezwiednych wynalazków, legion w swojej historii. Bezwiednych, nierozmyślnych wbrew Rozumowi, ponieważ dziura była daleko większa niż to, co ją wypełniało; wolności mieliście znacznie bardziej w bród aniżeli rozumu, toteż pozbywaliście się tej wolności, bo nadmiernej, bo dowolnej, bo bezsensownej - kulturami, we wiekach rozbudowanymi. Klucze do tego, co mówię teraz, stanowią słowa: wolności było więcej niż rozumu. Musieliście zmyślać sobie to, co zwierzęta od narodzin umieją, osobliwość zaś waszego losu w tym, że zmyślaliście, twierdząc, że niczego nie zmyślacie. Dzisiaj wiecie już wy, antropologowie, że kultur można sporządzić bezlik, i on doprawdy został sporządzony, że każda z nich ma logikę swej struktury, a nie swych autorów, bo to jest taki wynalazek, który urabia po swojemu własnych wynalazców, a oni o tym nie wiedzą, kiedy się zaś dowiedzą, traci absolutną moc nad nimi, a oni dostrzegają próżnię, i ta właśnie sprzeczność jest opoką człowieczeństwa.
Bo też w ogóle możemy dzieło uszlachetnić bądź skazać na płaskość samym jego jego ustawieniem na scenie ducha naszego w czasie lektury, takiego tła, jakie mu przyporządkować raczymy. Nie jest to bierne tło, ale układ odniesienia.
Sztuka pisania wstępów od dawna domaga się indygenatu. Od dawna też oblegała mnie potrzeba zadośćuczynienia temu piśmiennictwu pod zaborem, które milczy o sobie od czterdziestu wieków - w niewoli dzieł, do jakich je przykuto. Kiedyż, jeśli nie w epoce ekumenizacji, to jest wszechracji, należy wreszcie obdarzyć niepodległością ten gatunek szlachetny, kiełznany w powiciu? Liczyłem wszakże na to, że ktoś inny wypełni tę powinność, nie tylko estetycznie zgodną z rozwojowym kierunkiem sztuki, ale moralnie wprost naglącą. Niestety przeliczyłem się. Próżno patrzę i czekam: nikt jakoś nie wyprowadza Wstępopisarstwa z domu niewoli, z kieratu pańszczyźnianych służb. A więc nie ma rady: muszę sam, jakkolwiek z poczucia obowiązku raczej, niż z odruchu serca, pospieszyć z pomocą Introdukcjonistyce - zostać jej wyzwolicielem i akuszerem.
Kultura jest instrumentem niezwykłym przez to, że stanowi odkrycie, które, żeby działać, musi być zakryte przed swymi twórcami. To wynalazek bezwiednie sporządzony i póty pełnosprawny, póki nie rozpoznany do końca przez wynalazców.
Zgwałcić sztuką nikogo się nie da – zachwycamy się nią, jeśli godzimy się być zachwyceni.
Artystów dostrzegamy jako duchy przykute do ciał, literaturoznawcy wolno mówić o homoseksualizmie Oscara Wilde'a, lecz trudno sobie wyobrazić naukoznawcę, który by analogicznie zajął się twórcami fizyki.
Narody o rozwiniętej kulturze nie lubią, gdy rządzą nimi obcy, zaś fakt ów znajduje wyraźne odbicie w dziejach takich krajów jak Irlandia czy Polska
To nie przez fakt, że ktoś cię słyszy, ale dlatego, że nie dajesz się ogłupić, trwa kulturowe dziedzictwo.
Nic nie jest tak niebezpieczne dla twórcy jak intelektualny mainstream.
(...) Oto słowa zestarzały się i tłumacz je odmładza, na starych pędach wyrastają nowe. Tłumaczenie więc nie tylko jest przekładem z języka na język i z kultury na kulturę, lecz także przypomina rodzaj techniki ogrodniczej polegającej na odcięciu od rośliny odnogi i zaszczepieniu jej w inną roślinę, gdzie puszcza nowe pędy, nabiera nowych sił i staje się pełnoprawną gałęzią.
(...) chcę z całym przekonaniem powiedzieć, że nie ma sztuki bez szczypty irracjonalności, bo sztuka wyraża zawsze całość doświadczenia człowieka, w którym zawierają się przecież intuicja i obsesje, szaleństwo i fantazja w równym stopniu jak idee. Język zaś jest nożem i widelcem, przy którego użyciu z gracją konsumujemy tę rzeczywistość.
Każda rzecz, która udaje inną, by tym samym wywołać uczucia, jest kiczem.