Każda sztuka ma swoją odrębną fizjonomię artystyczną i musi mieć zastosowaną do własnego charakteru wystawę...Trzymam się zasady Wyspiańskiego, że na scenie wszystko da się zrobić, byle nie tak, jak się dzieje w życiu.
Wszystkie dzieci wiejskie i z miasteczka malowały, bawiły się w teatr i uprawiały sztukę, wcale o tym nie wiedząc.
Sztuka nie ocali świata, tylko jednostkę.
Nigdy nie poszedłbym na wojnę. W czasie okupacji mój teatr uważano za część podziemia, lecz ja rozwiązywałem wtedy najtrudniejsze i najbardziej palące problemy artystyczne. Oczywiście, ryzykowałem. […] Mieliśmy dużo odwagi i mało wyobraźni.
Musi się raz w końcu zerwać w teatrze z estetyzowaniem. Teatr jest terenem, gdzie prawa sztuki ścierają się z przypadkowością życia i z tego wynikają najsilniejsze konflikty.
Aktor imitujący czynność jest zawsze ponad czynnością. Aktor wykonujący czynność realnie jest z tą czynnością zrównany. W ten sposób zmienia się zasadnicza hierarchia: przedmiot – aktor, akcja – aktor. Jego gra ma wynikać z tego, co co nazywam aktorską "preegzystencją". Do końca prób odnoszę się zawsze z nieufnością do pełnego "zaprogramowania" aktora przez jego rolę. Pragnę jak najdłużej utrzymywać go w stanie jego elementarnych "predyspozycji", wytworzyć sferę owej "preegzystencji", nie obarczonej jeszcze iluzją tekstu. Aktor nie kształtuje swojej roli, nie stwarza postaci, nie naśladuje jej, jest przede wszystkim sobą – aktorem z całą tą fascynującą sferą własnych predyspozycji i przeznaczeń. Nie jest naturalny, "angażuje się" w swoją rolę całkowicie, aby gdy uzna to za stosowne – porzucić ją i zmieszać się z ową ciągle obecną, swobodnie płynącą materią sceniczną. Ta sfera wolnego aktorstwa powinna być głęboko ludzka.
Uczynić publicznym, co w życiu indywiduum było najskrytsze, co zawiera w sobie wartość najwyższą, co dla "świata" wydaje się śmiesznością, czymś małym, "biedą". Sztuka tę "biedę" wydobywa na światło dzienne. Niech rośnie i niech rządzi. To jest rola sztuki.
Sztuka jest przeciwko wszelkiej władzy. Sztuka pretenduje do władzy, bo sztuka mogłaby sprawować władzę. Jedynie ona. […] jedynie artyści mogliby sprawować władzę państwową, ponieważ są bezinteresowni. Jeżeli mają interes, to jest to interes czysto formalny, który prowadzi do pewnego ładu w danym kierunku, ale nie zmusza w sensie moralnym.
Awangardowy jest człowiek, który chce coś zmienić w sztuce. Oni [polscy reżyserzy] nic nie chcą zmienić. Oni chcą tylko zrobić spektakl. Nie znam ani jednego reżysera, który szedłby naprawdę ryzykowną drogą awangardy.
Teatr musi być uniwersalny, by był narodowy.
Teatr jest najpiękniejszą ze sztuk, albowiem sytuuje się między sztuką a życiem.
Wielkie indywidualności nie określają siebie, ale świat.
Najwięcej wątpliwości ma się zawsze w stosunku do siebie. Artysta absolutnie siebie nie widzi. Ja nie widzę tej swojej linii i ciągłości, o której zresztą ciągle mówię. Staram się ją stwarzać, nawet bronić, ale ciągle nie wiem, czy to nie jest mistyfikacja.
Wyobraźnia artysty nie jest ograniczona rzeczywistością, lecz w niej się obraca.
Sztuka jest zjawiskiem najgłębiej emocjonalnym, istniejącym na granicy nieznanego, działa w głębokich warstwach podświadomości społecznej; i dlatego jej rola jest kapitalna. Jej radykalizm łączy się nierozerwalnie z wszelakim postępem.
[…] kiedy wyjeżdżałem do Paryża, to było bardzo przyjemnie, ale ja tam oddalałem się od muru, który mam tutaj. Szalenie ważna rzecz, taki mur… […] Wydawało mi się śmieszne traktować moją ideę, którą, muszę przyznać, zawsze uważałem za wielką, jako kontestację umysłowego bagna tych wszystkich policjantów od kultury i życia ludzkiego naokoło. Pojęcie emigracji było sprzeczne z moją naturą buntu, protestu, z potrzebą istnienia muru, o który mógłbym bić głową, co oznacza zawsze dla mnie twórczość.
Teatr był ciągle terenem zacofanym w porównaniu z malarstwem. Wciąż myśleliśmy o zrealizowaniu na gruncie teatru postulatu awangardy tej miary i radykalizmu, jakie już się zarysowały w malarstwie. Byłem przez wiele lat profesjonalnym scenografem w teatrach oficjalnych, znałem więc przyczyny upadku sztuki teatru, które polegały przede wszystkim na jego konwencjonalnej strukturze. Artystyczny konformizm teatru na całym świecie był nieporównywalnie większy niż w malarstwie. Zapomniano tam o wszystkich osiągnięciach teatru radykalnego w przeszłości. Postanowiliśmy założyć teatr wolny, bez instytucjonalnej struktury, tworzący atmosferę i płaszczyznę dla twórczości. Wokół organizującego się teatru wytworzyło się żywe środowisko – malarze, aktorzy, poeci; zgrupowało się dużo młodzieży.
Dzieci wszystkich krajów na całej ziemi jednakowo malują: ta sama wyobraźnia, ta sama ekspresja, ta sama wolność.
Myśmy się bardzo dobrze czuli w czasie okupacji jako twórcy. Ponieważ… nie było żadnej instytucji! Poza okupantem, któregośmy lekceważyli, bośmy byli młodzi… Jak to się mówi, lekceważyliśmy śmierć. Takie było prawo wieku. Nie było żadnej instytucji, nie mieliśmy departamentu teatru, miejskiej rady – działaliśmy zupełnie swobodnie w konspiracji, w podziemnym teatrze… Byliśmy sami, byliśmy w takim stanie, w jakim powinien być artysta.
Normalne, oficjalne teatry swoje ustabilizowane bytowanie zawdzięczają szalonemu, skandalizującemu prowadzeniu się swoich przodków, które dziś jeszcze wywołałoby na pewno duże zastrzeżenia – Craig, Piscator, Schlemmer, Meyerhold, Pronaszko, Schiller.