Nie akceptuję złej literatury, twórczej hucpy, prowokacji dla samej prowokacji. Cały czas staram się realizować teatr, w którym wszystko będzie się zgadzało: treść, styl, forma, rzemiosło.
Traktuję swoje pisanie jak literaturę, bez taryfy ulgowej. I tak samo myślę o ilustracjach — jak o dziełach sztuki. Zawsze mam w pamięci to, że dla wielu dzieci kontakt z książką będzie na długo jedyną możliwością, by poobcować z pięknem, więc nie wolno na tym pięknie oszczędzać.
Nie jestem w stanie pojąć, czemu na drogi publiczne nie wpuszcza się ludzi pozbawionych prawa jazdy, natomiast na półki księgarskie mogą się dostawać w dowolnej ilości książki osób pozbawionych przyzwoitości - że nawet nie wspomnę o wiedzy. Inflacja słowa drukowanego spowodowana jest, zapewne, wykładniczym wzrostem liczby piszących, ale w równej mierze - polityki edytorskiej.
Lubię książki, w którym liczy się nogi stonogom. Czytanie wyłącznie literatury tzw. pięknej ma w sobie coś przerażającego. Traci się właściwą perspektywę. Po lekturze monologu wewnętrznego dobrze jest dowiedzieć się, jak np. kichają słonie.
Bywają momenty, że książka pisze się sama – i to cudowne uczucie. Są jednak takie, kiedy jest pod górkę i napisanie jednego zdania wydaje się mozolnym zdobywaniem Everestu.
I tak sobie siedzę i piszę, jednak ja sam i wszystko jest jak jajo, do którego nie można się dostać. Rozbić je, ale wtedy przestaje być jajem. Więc siedzę tak sobie z moją własna i wszystkiego niedostępnością i pisaniem próbuję się jednak dostać.
Uwielbiam pisać. Kocham to. Kocham moje postacie. One są moimi przyjaciółmi.
Rodzice wpoili mi szacunek do literatury. Zaczęłam czytać w wieku trzech lat.
Pisanie o Czechach bardzo mi pomogło. Układając książkę, zdałem sobie sprawę, że jej zawartość jest bardzo moja, intymna, że nie piszę tylko o Czechach, ale także o sobie.
Pokażcie mi bohatera, a ja napiszę tragedię.
Nauczyłem się pisać przez pokonywanie trudności, choć nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Wychodzę z różą w ręku, z księżycem pod pachą,
A resztę pozostawiam dla nowych poetów.
Przeczytałem góra dwadzieścia pięć książek w życiu. Ale jest taka, która mocno mną wstrząsnęła! "My, dzieci z Dworca ZOO."
Nie boję się upływu czasu. Być może dopiero kiedy będę starsza, odzyskam prawdziwy spokój. Lubię obserwować starych ludzi. Ich twarze są jak książki. Przeżycia pozostawiają na nich ślad, i to jest piękne.
Ja bardzo dokładnie przestudiowałem sobie książkę Le Bona „Psychologia tłumu”. No, opracowania Goebbelsa również – nie boję się tego powiedzieć – który był wielkim człowiekiem w dziedzinie socjotechniki i ustawiał Hitlera jak ma stanąć, jak rękę podnieść, jak się odezwać, gdzie co zrobić. Radziłbym, żeby wszyscy skorzystali z tego i wypadali tak samo jak ja.