Łatwiej oszukać tłum niż jednostkę.

Łatwiej oszukać tłum niż jednostkę.
Tendencja wzmacniania systemu kosztem wolności i niezależności jednostki utrzymuje się przynajmniej od czasów Rewolucji Przemysłowej.
System totalitarny może ewoluować w zaskakujący fenomen społeczny, by potem w dzień czy dwa ulec przemianie.
Ktoś nieustająco pozwala na to, aby nasze miasta w niekontrolowany sposób niszczyły krajobraz, przyrodę, tradycyjne ścieżki, aleje, wioski, młyny, kręte strumyki czy potoki, żeby zamiast tego wszystkiego budowano jakąś gigantyczną aglomerację, która sprawia, że życie staje się anonimowe, zrywa sieci naturalnych więzi społecznych i swym internacjonalistycznym uniformizmem atakuje wszelką wyjątkowość, tożsamość czy różnorodność.
Ludzie żyjący w społeczeństwie nauczyli się postrzegać siebie w lustrach, tak, jak są postrzegani przez swych przyjaciół. Ja nie mam przyjaciół. Czy dlatego moje ciało jest całkiem odsłonięte?
Przyjazd na Zachód jest dla człowieka ze Wschodu dużym wstrząsem, gdyż w obcowaniu z innymi – poczynając od tragarza i szofera taksówki – nie napotyka na żaden opór – są oni zupełnie rozluźnieni, brak im tej wewnętrznej koncentracji, która wyraża się w opuszczeniu głowy albo w latających niespokojnie oczach, gadają, co im ślina na język przyniesie, śmieją się głośno; czyż to możliwe, aby stosunki pomiędzy ludźmi mogły być aż tak proste?
Jeśli wystarczająco mocno przestraszysz ludzi, będą domagać się likwidacji wolności. To jest droga do tyranii.
Ludzie zapominają, że żyjemy w czasach w których można wyznaczać trendy, gdzie to co podajesz, jeśli komuś się to spodoba, to nagle to będzie czymś chwytliwym. Nie trzeba cały czas próbować spełniać oczekiwań innych i gonić do tego co teraz jest modne, bo tak naprawdę ta prawda interesuje ludzi i tylko to się sprawdza.
Nieszczęściem dla ludzi, a szczęściem dla ich władców, człowiek ma taką naturę, że póki życia - zawsze jeszcze ma coś do stracenia.
Stalin wiedział, że z czasem ludzie wybaczą wszystko, co złe, że nawet zapomną, ba, że będą to wspominać jako największe dobro. Narody są podobne do królowej Anny, wdowy z szekspirowskiego "Ryszarda III" - ich gniew jest nietrwały; wola ich nie jest silna, pamięć mają krótką - i zawsze będą gotowe oddać się zwycięzcy.
Brutalność zawsze podszyta jest sentymentalizmem. To prawo kompensacji.
Nieograniczona władza w rękach ograniczonych ludzi zawsze prowadzi do wybuchów okrucieństwa
Aby uczynić zło, człowiek musi najpierw uznać je za dobro albo za rzecz rozumną i zgodną z prawem. Taka już jest, na szczęście, natura człowieka, że dla swoich czynów musi on szukać usprawiedliwienia. (…) Ideologia – to ona dostarcza upragnionego usprawiedliwienia łotrostwu i koniecznej, wieloletniej odporności zbrodniarzowi. Potrzebna mu jest teoria społeczna, która pomoże mu – przed sobą samym i przed innymi – wybielić własne postępki i słyszeć – nie wyrzuty, nie przekleństwa, tylko pienia pochwalne i wyrazy czci. W ten sposób inkwizytorzy szukali oparcia i usprawiedliwienia w chrześcijaństwie, konkwistadorzy – w chwale ojczyzny, kolonizatorzy – cywilizacji, hitlerowcy – w rasie, jakobini i bolszewicy – w równości, braterstwie i szczęściu przyszłych pokoleń.
Nikt nie jest jednostką tylko biologiczną. Wszyscy jesteśmy – chcąc nie chcąc – jednostkami, na których jednostkowość składają się dane także kulturowe, a więc społeczne też, etniczne i narodowe.
Takie wyczekiwanie, żeby coś albo ktoś z nami coś zrobił, jest powszechne. Sami nie czujemy się na siłach. Czekamy nieustannie na Mesjaszy, mesjaszków, na przesłania, poselstwa, zawiadomienia, objawienia.
Tłumy jednostek szukają proroka, ale najczęściej znajdują Führera.
Dlaczego ludzie szukają obecności drugich? Szukają czasem dobrowolnie i jest to zjawisko powszechne, najpowszechniejsze, jak i to, że znajdując, nie są jednocześnie z tego zadowoleni, a przeciwnie, wola nieustająca pozostawania z drugim jest stowarzyszona z cierpieniem i udręką z tego pozostawania wynikającymi, czego dowodem są chociażby stosunki między ludźmi, nieustające ressentimenti wobec drugich. Ideałem by było, żeby drugi określał mnie, ale zgodnie z moimi życzeniami, zgodnie z moim przepisem na mnie samego. Tym się pewnie tłumaczy, że robimy wszystko, co możemy, żeby drugiemu narzucić własne pojęcie o sobie samym.
W Afryce kontakt międzyludzki jest wartością podstawową. Afrykanin nie umiałby żyć sam. Nawet gdyby mógł sam przetrwać materialnie, czułby się skreślony, wyrzucony, zdegradowany. Życie społeczne, zbiorowe nadaje rangę jego własnej osobowości.
Myślimy inaczej mówiąc innymi językami, tak że dwoje ludzi, którzy patrzą na tę samą rzecz, ale ich języki są różne, inaczej na nią patrzy i inaczej też rzecz tę opisze. Bo języki te mają inne słownictwo, inne pojęcia.
W człowieku jest niezwykle silny instynkt samozachowawczy. Proszę spojrzeć, na świecie jest sześć i pół miliarda ludzi i nie ma ani rządu centralnego, ani wspólnej elity, ani wspólnego języka, nawet nie ma wspólnych interesów. Jedyne, co nas łączy, to wola życia.