Zobacz listę dziennikarzy
Nienawidzę śmierci. Przeraża mnie bardziej od cierpienia, od perfidii, od głupoty, od wszystkich innych rzeczy, które niszczą cud i radość przyjścia na ten świat. Brzydzi mnie patrzenie na nią, dotykanie jej, wąchanie. Nie rozumiem śmierci. Chcę powiedzieć: nie potrafię się pogodzić z jej nieuniknionośnią, z jej prawomocnością, z jej logiką. Nie umiem strawić faktu, że aby żyć, trzeba umrzeć, że życie i śmierć to dwa wymiary tej samej rzeczywistości, wzajemnie sobie niezbędne, wzajemnie z siebie wynikające. Nie mogę się nagiąć do myśli, że Życie to podróż do Śmierci, a narodziny są wyrokiem śmierci. A jednak akceptuję to. Chylę czoło przed jej nieograniczoną władzą i ogarnięta chorobliwą ciekawością studiuję ją, analizuję, nakłuwam. Odczuwając ponury szacunek, przymilam się do niej, wzywam ją, opiewam, a w chwilach zbyt wielkiego cierpienia nawet wzywam. Proszę ją o uwolnienie od męki egzystencji, proszę o największy ze wszystkich darów, panaceum na wszelkie choroby. Pomiędzy mną a Śmiercią istnieje dwuznaczna i posępna więź. Dwuznaczne i posępne porozumienie.
Nie kocham pieniędzy. Chcę ich, tak, ponieważ mi służą albo mi się należą. Opłacają moją pracę, mój trud, dają trochę wytchnienia w moim niełatwym życiu. Ale żywię do nich przemożną niechęć, rodzaj goryczy albo żalu. I nie rozumiem tych, którzy wyznają kult pieniądza, którzy nigdy nie są go syci, którzy dotykając go, radują się jak skąpiec Moliera. A jeszcze mnie rozumiem tych, którzy oceniają cudze zasługi po pieniądzach i którzy nie przyznają, że pieniądz jest przyczyną całego zła, źródłem niemal wszystkich nieszczęść.
Wspólne mieszkanie z mężczyzną, najukochańszym, najlepszym, jest nieznośnym cierpieniem dla nowoczesnej kobiety, czyli kobiety, która nie jest niewolnicą czy, jak to się dziś mówi, kobietą uprzedmiotowioną.
...świat się zmienia i pozostaje taki sam.
Dziecko to nie zepsuty ząb. Nie można usunąć go tak, jak usuwa się ząb, i wyrzucić do śmieci razem z brudną watą i gazą. Dziecko to osoba, a życie osoby stanowi pewne kontinuum od chwili, kiedy zostało poczęte, do momentu śmierci [Lekarz].
Od wieków, od tysiącleci ludzie wydają na świat dzieci, wierząc w jutro, ufając, że jutro dzieciom będzie lepiej niż im. I to lepsze jutro sprowadza się co najwyżej do nędznego kaloryfera. Zgoda, kiedy jest zimno, kaloryfer to wielka sprawa, ale z pewnością nie stanie się źródłem szczęścia ani nie obroni twojej godności.
Jak mogę wyczuć czy nie chciałobyś być zwrócone ciszy? Nie potrafisz przecież mi tego powiedzieć. Twoja kropla życia to tylko pączuszek ledwie zawiązanych komórek. Może nawet jeszcze nie życiem, a jedynie możliwością życia.
Przeszłość pobudza moją ciekawość bardziej niż przyszłość i nigdy nie przestanę twierdzić, że przyszłość to tylko hipoteza. Prawdopodobieństwo, przypuszczenie, a zatem nierzeczywistość. W najlepszym razie nadzieja, którą próbujemy ucieleśnić naszymi marzeniami i fantazjami. Przeszłość natomiast jest pewnością. Konkretem, ustaloną rzeczywistością, szkołą, bez której nie możemy się obejść, bo jeśli nie znamy przeszłości, nie rozumiemy teraźniejszości i nie możemy próbować kształtować przyszłości. Ucieleśniać jej naszymi marzeniami i fantazjami.
Kto poświęca się polityce w dobrej wierze, a nie dla żądzy władzy czy pragnienia sławy, kto chce realizować poprzez politykę nieosiągalne marzenie o świecie prawdziwie wolnym i sprawiedliwym, ryzykuje nie tylko więzienie czy szafot. Ryzykuje, że stanie się ofiarą nierozpoznanego oficjalnie męczeństwa, zwanego rozczarowaniem. Rozczarowanie wyjaławia. Dewastuje. Niezależnie od tego, czyjego przyczyną jest pojedyncza osoba czy cała społeczność, czy chodzi o zawiedzioną nadzieję czy niespełnioną ideę, efekt jest demoralizujący.
Najbardziej jednak tragicznym aspektem kondycji ludzkiej wydaje mi się potrzeba władzy, która rządzi, czyli potrzeba przywódcy. Nigdy nie wiadomo, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy władza przywódcy, pewne jest tylko, że nie możesz jej kontrolować a że zabija ona twoją wolność. Gorzej, jest najbardziej gorzkim dowodem na to, że wolność absolutna nie istnieje, nigdy nie istniała, nie może istnieć. Choć trzeba zachowywać się tak, jakby istniała, i poszukiwać jej. Za wszelką cenę.
Grzech nie zrodził się w dniu, w którym Ewa zerwała jabłko: tego dnia powstała wspaniała cnota, którą nazwano nieposłuszeństwem.
Przeczytałam kiedyś w książce, że uświadamiamy sobie intensywność cierpienia dopiero wtedy, kiedy się już od niego uwolniliśmy, i wykrzykujemy zdziwieni: jak mogłem znieść podobne piekło?
Ja nie wierzę w rodzinę. Rodzina to kłamstwo wymyślone przez tych co stworzyli świat tak by lepiej kontrolować ludzi i lepiej wykorzystywać ich podległość grupom i legendom (...) Rodzina nie jest niczym innym, jak rzecznikiem systemu, który nie pozwala ci na nieposłuszeństwo, nie ma w niej żadnej świętości. Są jedynie grupy mężczyzn, kobiet i dzieci zmuszonych do noszenia tego samego nazwiska i do mieszkania pod tym samym dachem, często nie znosząc się, nienawidząc.
Najnowsze statystyki podają, że jest nas już cztery miliardy. W taki tłum wejdziesz. I bardzo zatęsknisz do swojego samotnego pluskania się w wodzie, dziecinko.
Dla mnie "polityka" nie jest brzydkim wyrazem. To słowo pełne chwały. To zaszczytna misja, obowiązek. Nie sposób zrobienia kariery, zapewnienia sobie niezasłużonych przywilejów, zaspokojenia własnej próżności albo żądzy władzy. A jak świat światem, polityką zajmują się niemal zawsze ci, którzy myślą przeciwnie. "W polityce - powiedział mi kiedyś Mieczysław Rakowski, ówczesny polski premier - nawet anioł staje się dziwką".
Jeśli urodzisz się chłopcem (...) nie będziesz musiał dbać o piękno twarzy, aby być akceptowanym od pierwszego wejrzenia, ani o piękno ciała, aby ukryć swoją inteligencję. (...) Będziesz mógł okazywać nieposłuszeństwo, nie będąc wyśmianym, kochać, nie budząc się nocą z uczuciem, że wpadasz do studni, bronić się bez obawy, że zostaniesz znieważony.
Bycie matką to nie zawód. To również nie obowiązek. To jedynie prawo, jedno spośród wielu.
O jakiej Europie? Nie ma już Europy. Jest Eurabia. Co Pani rozumie przez pojęcie Europy? Tak zwaną Unię Europejską, która w swej żałosnej i oszukańczej Konstytucji odpycha, a zatem neguje nasze chrześcijańskie korzenie, naszą tożsamość? Twierdzę, że Unia Europejska to tylko klub finansowy. Klub powstały z woli odwiecznych panów tego kontynentu, czyli Francji i Niemiec. To kłamstwo mające wesprzeć pieprzone euro i antyamerykanizm, nienawiść wobec Zachodu. To pretekst, aby wypłacać oburzające pensje i zwalniać od podatków eurodeputowanych, którzy tak jak urzędnicy Komisji Europejskiej używają sobie do woli w Brukseli. To wybieg, aby wetknąć nos do naszych portfeli i wprowadzić żywność modyfikowaną genetycznie do naszych organizmów. Mięso, które nie jest mięsem, ryby, które nie są już rybami, warzywa, które nie są już warzywami, parmezan, który nie jest już parmezanem, mleko, które nie jest już mlekiem, wino, które nie jest już winem. To, że nowe pokolenia wyrastają nie tylko w nieświadomości smaku Prawdy, lecz także w nieświadomości smaku dobrego jedzenia. I zapadają na raka, nie tylko raka duszy. Ale przede wszystkim Unia Europejska jest narzędziem, które ma coraz bardziej ułatwiać najeźdźcom wejście na nasze terytorium, a potem pozwolić im się włóczyć bez przeszkód po naszym domu.
Nie mam nic przeciwko homoseksualizmowi samemu w sobie. Nawet się nie zastanawiam, czym jest uwarunkowany. Natomiast drażni mnie, kiedy, podobnie jak feminizm, przeistacza się w ideologię. A więc w jakąś klasę, w partię, w lobby ekonomiczno-kulturalno-seksualne, dzięki czemu staje się orężem politycznym. Bronią wymuszania i szantażu, nadużyciem Politycznej i Seksualnej Poprawności. Albo-zrobisz-to-czego-sobie-życzę-ja-albo-sprawię-że-przegrasz-wybory.
Panuje wciąż fałszywe przekonanie o istnieniu "umiarkowanego islamu".