Słowo "praca" przywołuje we mnie jeden obraz. Mam pięć czy sześć lat i stroję wyprostowana na łóżku. Matka wkłada mi przez głowę wełnianą koszulę. (...) Patrzę na nią, a ona płacze. Cicho, z wściekłości. I płacząc mówi: "Nie wolno ci robić tego, co ja! Nie wolno ci zostać żoną, mamą, niewolnicą ciemną jak tabaka w rogu! Musisz iść do pracy! Musisz pracować! Podróżować! Świat! Zobaczyć Świat!" A ja nie rozumiałam, dlaczego ona tyle pracuje, a pracuje zawsze: czyż to, co robi, nie jest pracą? I pewnego dnia, kiedy miałam kilkanaście lat, przypomniałam mamie tamten dzień i spytałam: "Czy to, co robiłaś, to nie była praca?". A ona odparła: "Nie. To było niewolnictwo".
Jestem osobą bardzo powściągliwą, bardzo nieśmiałą, obsesyjnie strzegącą swojej prywatności i zasadniczo stroniącą od ludzi. I nie wierzę w mity, zwłaszcza we własny.
Wolność nie zmienia się zależnie od tego, kto wygrywa, a kto przegrywa. I wszyscy wiedzą, co znaczy. Znaczy godność, szacunek dla samego siebie i dla innych, odrzucenie ucisku. Przypomnieli nam o tym ci, którzy zmarli w więzieniach, w wyniku tortur, w obozach zagłady, przed plutonami egzekucyjnymi, krzycząc: niech żyje wolność, a nie niech żyje ojczyzna...
Nie chodzi o twarz. Chodzi o to, co mamy w sobie i co ludzie wyczuwają: samotność, czyli fakt, że nie potrzebuję innych. A także pewność siebie. Ale człowiek nie może być sam, jeśli nie jest pewny siebie, jeśli sam sobie nie wystarcza.
Wojna jest dzieciobójstwem odroczonym o dwadzieścia lat. Dziwnym trafem wszyscy ci, którzy nie akceptują aborcji, akceptują wojnę.
To ciekawe: wydaje mi się, że człowiek czuje się mniej upośledzony, kiedy przyjmuje albo nadają mu nazwisko ojca niż kiedy przyjmuje albo jest zmuszony przyjąć nazwisko poślubianego mężczyzny. Mimo że to dojrzały i świadomy wybór. Sprawia, ze czujesz się unieważniona. Sprawia że stajesz się cudzą własnością.
(...) nikt nie zdołał mnie nigdy przekonać, (...) że małżeństwo nie jest więzieniem, w którym pierwszym osadzonym jest kobieta. (...) Nic tak jak wspólne mieszkanie nie sprawia, że tracisz szacunek do mężczyzny. (...) Kiedy z nim mieszkasz, połowa twojego czasu mija na pocieszaniu go, dodawaniu mu odwagi, usługiwaniu mu, opiekowaniu się nim jak rozkapryszonym i zepsutym dzieckiem. Dzieckiem, które nie szuka w tobie partnerki, kochanki, ale opiekunki, sekretarki, służącej: mamy, którą utracił dorastając.
Nigdy nie byłam zwierzęciem domowym. Nigdy się nie widziałam zamknięta na klucz w rodzinnym światku. Zawód żony zawsze mnie przerażał. Nie chciałam być żoną. Chciałam pisać, podróżować, poznawać świat i korzystać z cudu, jakim jest fakt urodzenia się. Jakby tego było mało, idea zrezygnowania z mojego nazwiska, żeby przyjąć nazwisko jakiegoś mężczyzny, napawała mnie oburzeniem. Dlaczego mam rezygnować z mojego nazwiska? Dlaczego mam się w ten sposób unicestwiać?
Pierwszym obowiązkiem dziennikarza jest nie nudzić. Drugim: nie bać się. Trzecim: niczego nie wyrzucać.
Zrozumiałam, że w zawodowym pisaniu nie ma nauk ani rad, trzeba pisać samemu, nikogo nie naśladując, czerpiąc odkrycia z własnych błędów i własnego trudu, który jest najbardziej samotnym trudem na świecie.
Nie jestem jakąś Joanną d'Arc czy Achillesem, jak się niektórym wydaje. Jestem tylko osobą, która ma odwagę mówić to, co myśli, robić to, co według niej należy robić, żyć tak, jak chce: bez strachu. A raczej próbując nie dać się strachowi. Jestem też osobą bardzo poważną, bardzo zdyscyplinowaną i...bardzo twardą. (Twardą uczyniło mnie zdyscyplinowanie, w połączeniu z wielkim cierpieniem i bólem). Ale niczym więcej.
Pisarze, dziennikarze nie są od tego, żeby ich kochano, żeby im schlebiano, nadskakiwano. Ich zadanie nie polega na tym, żeby opowiadać to, co jest piękne, dobre i okej. Zadaniem pisarza, dziennikarza jest demaskowanie tego, co jest złe, tego, co nie działa; za wszelką cenę, która obejmuje także bycie znienawidzonym.
Miłości nie mierzy się w momencie, kiedy dwoje ludzi się kocha, ale potem. Kiedy chciałabyś z powrotem swoją samotność, ale z miłości akceptujesz fakt, że nie jesteś sama.
Wspólne mieszkanie z mężczyzną, najukochańszym, najlepszym, jest nieznośnym cierpieniem dla nowoczesnej kobiety, czyli kobiety, która nie jest niewolnicą czy, jak to się dziś mówi, kobietą uprzedmiotowioną.