Góry po prostu szybko pokazują, kto jaki jest naprawdę. W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.

Góry po prostu szybko pokazują, kto jaki jest naprawdę. W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
Dla wielu ludzi góry to przełamywanie własnych słabości, stawanie się lepszym człowiekiem, pomoc drugiej osobie.
Widziałem w górach ludzi, którzy nigdy nie chodzą do kościoła. A tam się modlili.
Po wspięciu się na wielką górę, odkrywasz że jest wiele innych gór do zdobycia.
Góry wybaczają niewiele pomyłek.
Na szczytach nigdy nie jest ciepło. Wieją lodowate wichry, każdy stoi skulony i musi pilnować się, żeby sąsiad nie strącił go w przepaść.
Tak, zdecydowanie. To Góry Izerskie. Byłem zdziwiony, gdy odkryłem w sobie zachwyt tym miejscem i górami w ogóle.
Góry milczą,
wszystko co milczy nadaję się
do przechowywania ludzkich tajemnic.
... dla przybywającego pod górę alpinisty, który tam nie był, ta góra jest w dalszym ciągu dziewicza. To jest tylko świadomość, że ktoś tu się wspinał. W tym wymiarze to jest nieskończoność.
Znajomość góry jest bardzo ważnym elementem. Jeśli wiemy co będzie za 130 metrów to łatwiej jest ocenić szansę i podjąć decyzję, czy iść, czy zawrócić.
To jest rodzaj uzależnienia. Szczerze mówiąc, nie znam osób, które by zrezygnowały ze wspinania. Człowiek czasami wraca myślami do tych dramatów, ale trzeba zrozumieć, że góry to sposób na życie.
Śmierć w górach jest zawsze blisko.
Byłem też wyczerpany, miałem drgawki. Schodziłem około 20 metrów, potem zatrzymywałam się, liczyłem do dwudziestu i ruszałem dalej, ale czasami podczas przystanku zasypiałem. Zdarzyło się, że zawisłem też na samych czekanach, tracąc na moment przytomność. Wiedziałem jednak, że muszę walczyć, muszę dojść do namiotu, bo jak do niego nie dotrę, to będzie bardzo źle. Jak zobaczyłem, że od namiotu ktoś idzie w moim kierunku, to dostałem dodatkowych sił.
W zespole świadomość, że nie tylko mi jest ciężko, że kolega tak samo cierpi, stanowi psychiczną kotwicę. Wysiłek jest niejako dzielony na kilka osób. Kiedy zagrożenie wynosi sto, to jedna osoba odczuwa zagrożenie o takiej właśnie mocy, natomiast gdy są trzy osoby, subiektywnie dzieli się ono na trzy. W tym względzie trzymanie się razem w górach ma głęboki sens.
W górach musisz wykonać pewien wysiłek bez zapłaty. Jest to mistyka, szukanie czegoś wyjątkowego. Do tego trzeba mieć wyobraźnię i filozofię życiową. Nie każdego na to stać, nie każdemu się chce. Bo w górach nie ma granic, tam się szuka wolności. A samo przebywanie w górach łagodzi, eliminuje agresję. Są elementy rywalizacji, ale rywalizacji z wyznaczonym celem, a nie z przeciwnikiem.
Nie należy gór traktować jako ucieczki od ludzi. Ja po prostu tam jeżdżę, bo je pokochałam i to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Kiedy ktoś cię prosi, abyś poruszył górę, zapomnij o jej rozmiarze. Spróbuj po prostu obluzować pierwszy kamień.
Ja nie czuję się tam /w górach/ samotnie, myślę, że człowiek się czuje bardziej samotny wśród ludzi, a tam tę samotność wybiera sam, z własnej woli, nie traktuje jako coś złego.
Straciłam w górach wielu przyjaciół, ale człowiek nie rezygnuje z takiej pasji jak wspinaczka nawet wtedy, gdy ma do czynienia ze śmiercią. Życie smakuje najlepiej wtedy, gdy można je stracić.
W momencie, kiedy staje się na wierzchołku, nie ma wybuchu szczęścia - szczęście przeżywa się, gdy wszystko pozostaje jeszcze przed tobą, kiedy wiesz, że do celu masz jeszcze kilkaset, kilkadziesiąt metrów, gdy jesteś tuż przed. To właśnie jest czas szczęścia.