Germame okazał się komunistą. O, groźna to sprawa, mój panie. Dzisiaj rozda odłogi, jutro zabierze ziemię dziedzicom, zacznie od majętnostek, a skończy na dobrach cesarskich!
Bo ci, co niżej, chcieli wyżej, kto był 43, chciałby 26, kto 78, pożądał 32, kto 57, piął się na 29, kto 67, walił prosto na 34, kto 41, pchał się na 30, kto 26, liczył na 22, kto 54, podgryzał 46, kto 39, po cichu wsuwał się przed 26, kto 63, drapał się na 49, i tak ku górze, ku górze bez końca...
Wszyscy ludzie otaczający cesarza są właśnie tacy - na kolanach i z nożem.
Nasz pan znowu o nic nie pyta i niczego nie komentuje, tylko idzie i słucha z rękami założonymi do tyłu. Bywa, że zbliży się do stada flamingów, ale płochliwe to ptactwo zaraz ucieka i cesarz uśmiecha się na widok stworzenia, które odmawia mu posłuszeństwa.
Makonen najbardziej starał się przeniknąć inne, konkurencyjne siatki wywiadowcze węsząc tam sztylet i zdradę – i jak potwierdziło się teraz – węsząc słusznie, a to w myśl zasady naszego pana, że jeżeli dobrze się wwąchać, to wszędzie śmierci.
[...] bo właśnie do żadnego ruchu nie trzeba było dopuszczać, gdyż tylko w bezruchu istnieć mogliśmy, boć przecie im bezruch bardziej nieruchomy, tym trwanie nasze dłuższe i pewniejsze.
Jakże teraz zaradzić tej groźnej istocie, jaką jawi się człowiek, jaką my wszyscy jesteśmy, jakże ją okiełznać i poskromić? Jak rozbroić tę bestię, jak ją obezwładnić? Jeden jest tylko na to sposób, przyjacielu - osłabić człowieka.
Jakby ludzie nie mogli zapanować nad rzeczami, które istniały-nie-istniały własnym złośliwym istnieniem, wymykającym się z ludzkich rąk. Zaczarowana siła tych rzeczy była taka, że wszyscy czuli się bezradni wobec ich samoczynnego prawa powstawania i zaniku i nie umieli tej samowoli ani złamać, ani ujarzmić.
O Boże, wybaw mnie od tych, co czołgając się na kolanach skrywają nóż, który chcieliby wbić w moje plecy.
- Negusie - mówię do naszego kierowcy - za dużo strzelają. To nie jest dobre. - Ale on milczy, nic nie odpowiada, nie wiem, co myśli. Są wyćwiczeni w tym, żeby z byle powodu wyciągnąć pistolet i strzelić.
Zabić.
A może dałoby się inaczej, może dałoby się bez tego? Ale oni w ten sposób nie myślą, ich myśl nie idzie w kierunku życia, tylko śmierci. Najpierw spokojnie rozmawiają, potem zaczyna się spór, kłótnia, a w końcu słychać strzały. Skąd tyle zacietrzewienia, agresji, nienawiści? A wszystko bez refleksji, bez chwili zastanowienia, bez hamulców, głową w przepaść.
Dlatego na giełdzie nabój jest czasem droższy niż karabin, naboje są na rynku najcenniejszą walutą, bardziej poszukiwaną niż dolary. Bo co dolar? - dolar to papier, a nabój może uratować życie. Dzięki nabojom nasza broń odzyskuje sens, a my nabieramy znaczenia.
Życie człowieka - jaką ma wartość? Drugi człowiek istnieje o tyle, o ile stawia opór na naszej drodze. Życie niewiele znaczy, choć lepiej odebrać je wrogowi, nim on zdąży wymierzyć nam cios.
To był mały piesek rasy japońskiej. Nazywał się Lulu. Miał prawo spać w łożu cesarskim. W czasie różnych ceremonii uciekał cesarzowi z kolan i siusiał dygnitarzom na buty. Panom dygnitarzom nie wolno było drgnąć ani zrobić żadnego gestu, kiedy poczuli, że mają mokro w bucie. Moją funkcją było chodzić miedzy stojącymi dygnitarzami i ocierać im mocz z butów. Do tego służyła ściereczka z atłasu. To było moim jedynym zajęciem przez dziesięć lat.
Tak jest, padali odmownie, nijako, grymaśnie, wyglądało mi, że padali, a w głębi duszy stali, niby leżeli, ale w myślach siedzieli, niby płaska korność, ale w sercach oporność.
Rozmowy zaczynały się, ale jakby nie kończyły. Zawsze dochodziły do niewidocznego, ale wyczuwalnego punktu, za którym zapadało milczenie, a w milczeniu tym zawierało się stwierdzenie, że wszystko już wiadome i jasne, ale jasne w sposób ciemny, wiadome w sposób niemożliwy do poznania, władne w swojej bezradności, i potwierdziwszy te prawdy chwilą milczenia, rozmowa zmieniała kierunek i wkraczała w inny temat, w błahy, poboczny temat-odrzut.
Pieniądz w kraju biednym i w kraju bogatym są to dwie różne rzeczy! Pieniądz w kraju bogatym jest papierem wartościowym, za który na rynku kupuje pan towary. Jest pan po prostu nabywcą, nawet milioner jest tylko nabywcą. Może on nabywaqć więcej, ale pozostaje on jednym z nabywających i tylko nim. A w kraju biednym? W takim kraju pieniądz to wspaniały, gęsty, odurzający, osypany wiecznym kwiatem żywopłot, którym odgradza się pan od wszystkiego. Przez ten żywopłot pan nie widzi pełzającej biedy, nie czuje smrodu nędzy, nie słyszy głosów dochodzących z ludzkiego dna. Ale jednocześnie Pan wie, że to wszystko istnieje, i odczuwa pan dumę z powodu swojego żywopłotu. Pan ma pieniądze, to znaczy pan ma skrzydła. Pan jest rajskim ptakiem, który budzi podziw.
Powiem otwarcie, że dobrotliwy pan wolał złych ministrów. A wolał dlatego, że pan nasz lubił korzystnie kontrastować. A jakże mógł korzystnie kontrastować, gdyby był otoczony przez dobrych ministrów? Lud straciłby orientację, u kogo szukać pomocy, na czyją dobroć i mądrość liczyć. Wszyscy byliby dobrzy i mądrzy. Jakiż bałagan zacząłby się wówczas w cesarstwie! Zamiast jednego słońca, świeciłoby pięćdziesiąt i każdy oddawałby hołd prywatnie wybranej planecie. O nie, drogi przyjacielu, nie można narażać ludu na taką zgubną dowolność. Słońce musi być jedno, taki jest porządek natury, a wszelkie inne teorie są tylko nieodpowiedzialną i Bogu przeciwną herezją.
Lud bowiem nigdy nie burzy się z powodu, że dźwiga ciężki wór, nigdy nie burzy się z powodu wyzysku, ponieważ nie zna on życia bez wyzysku, nie wie, że ono istnieje, a jakże można pożądać czegoś, czego nie ma w naszym wyobrażeniu? Lud wzburzy się dopiero wtedy, kiedy nagle, jednym ruchem ktoś spróbuje wrzucić mu na plecy drugi wór. Chłop wtedy nie wytrzyma, padnie twarzą w błoto, ale zerwie się i chwyci siekierę. I to, łaskawco, chwyci siekierę nie dlatego, żeby już żadną siłą nie mógł dźwignąć owego drugiego wora, nie, on by go dźwignął! Chłop zerwie się, ponieważ odczuwa to tak, że chcąc nagle i jakby cichcem wrzucić mu drugi wór na plecy, próbowałeś go oszukać, potraktowałeś go jako bezmyślne zwierzę, podeptałeś resztkę jego zdeptanej godności biorąc go za durnia, który nic nie widzi, nie czuje, nie rozumie. Człowiek chwyta za siekierę nie w obronie swojej kieszeni, tylko swojego człowieczeństwa (...).
...może był to jedyny człowiek, któremu rzeczywiście wierzył bodaj także z powodu pewnej wygody psychicznej - podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca, trzeba komuś ufać, bo trzeba przy kimś odpocząć.
(...) Tak jest, zaczął myśleć, a muszę objaśnić cię, przyjacielu, że myślenie było w tamtych czasach dotkliwą niedogodnością, a nawet kłopotliwą ułomnością i jaśnie wysoki pan w swojej nieustającej trosce o dobro i wygodę podwładnych nigdy nie zaniedbywał starań, aby ich przed tą niedogodnością i ułomnością uchronić.
Słońce musi być jedno, taki jest porządek natury, a wszelkie inne teorie są tylko nieodpowiedzialną i Bogu przeciwną herezją. Ale możesz być pewien, że pan nasz kontrastował, jakże imponująco i dobrotliwie kontrastował i dlatego lud nie mylił się, kto jest słońcem, a kto cieniem.