Nie ma prawdziwego życia bez miłości! Człowiek, który nigdy nie kochał i nie był kochany, jest ubogi, stracił coś pięknego. Miłość jest fantastyczna!
Mam 76 lat, zrozumiałem, że pewne rzeczy na świecie są nieuchronne, na przykład zło. Muszę się z tym pogodzić. Przestałem się łudzić, że można zbudować inny, wspaniały świat. Barbarzyństwo rosyjskie w Ukrainie dowodzi, że zbyt optymistyczne myślenie o człowieku jest naiwne i nierozsądne, jest świadectwem naszej krótkiej pamięci. II wojna światowa ze swoimi tragediami i okrucieństwem powinna pozbawić nas złudzeń...
Kiedy mówię „wolne media” albo „wolne sądy”, jest to dla mnie akt obywatelski. Kiedy politycy naruszają moje wolności lub prawa człowieka, to ja, obywatel Seweryn, mam prawo się temu sprzeciwiać.
Natomiast bardzo zazdroszczę Francuzom ich języka erotycznego. Mówię to bez kokieterii i nie dlatego, że rozmawiamy dla PLAYBOYA. Odkryłem ten język w czasie oglądania przedstawienia Kabaret erotyczny na małej scenie Komedii Francuskiej. Dowiedziałem się wtedy, że „kochać” w sensie fizycznym, we Francji ma dziesiątki niewulgarnych synonimów. U nas wszystko kojarzy się negatywnie, po prostu okropieństwo. Żal mi, że po polsku nie mogę mówić o tym, co prawie codziennie jest częścią życia każdego z nas, w sposób radosny i taktowny. Zwyczajny po prostu. Myślę, że gdybyśmy mogli o tym rozmawiać w sposób lepszy, to – mówiąc górnolotnie – stalibyśmy się lepsi i zdrowsi.
Bez prawdy stajemy się słabi, łatwo nami manipulować, okłamywać nas. Ale z tym trzeba walczyć każdego dnia.
Myślę, że o wieczności najlepiej opowiedzieliby dzisiejsi fizycy. Oni wiedzą, że nic nie znika. Podobno nawet dźwięk nie znika, tylko gdzieś tam drży i drży w nieskończoności. My nie znikamy. Zmienia się forma materii, ale istnieć nie przestaje. Nie wiem, nie znam się na tym, ale tak o tym myślę.
Z tego poetyckiego charakteru zawodu odziera nas zresztą nie tylko pieniądz, ale również relacje międzyludzkie. To zawód zespołowy, a w każdym zespole dochodzi do różnych emocji, konfliktów, nieporozumień. Wreszcie nasze ciała, które także mogą odzierać tę poezję z jej magii. Ciała mają swoje niedoskonałości, ograniczenia, zmieniają się i starzeją. Ciała trzeba doskonalić. Nie ma tutaj mowy o żadnej poezji, jest ciężka fizyczna praca i lata ćwiczeń. Jak mówili moi profesorowie w szkole – aktorstwo to zawód i kaprala, i poety jednocześnie.
Jest pewien aspekt nieskończoności w zjawisku znanym jako teatr. Ten, który znamy, istnieje od trzech tysięcy lat. Ma początek w obrzędach, w których nastąpił akt pewnego przetworzenia rzeczywistości. Ktoś zaczął coś reprezentować – wiatr, ogień, słońce. Być może przedstawiał jakieś konflikty, zmiany. W tym sensie teatr ma charakter pewnej nieskończoności związanej z ludzkim życiem.
Wróciłem właśnie z Alp Francuskich. Byłem z przyjaciółmi w Val Thorens, czyli najwyższej w Europie stacji narciarskiej. Wokół nas ośnieżone szczyty gór, Mont Blanc. Filmujemy, robimy zdjęcia, w pewnym momencie znajomy pyta o moje wrażenia. Odpowiadam: „Wieczność. Te góry były tu parę tysięcy lat przede mną i będą parę tysięcy lat po mnie. A dla mnie te parę tysięcy lat jest wiecznością”. Kiedy powiedziała pani o wieczności, natychmiast mi się to przypomniało. Góry, czyli kamień. Jest dla mnie zjawiskiem szczególnym, jeśli chodzi o czas. Kamienne pamiątki sprzed wieków, dawne kamienne groby, świątynie, teatr.
Warto, by rozszerzyć repertuar teatrów. Staram się przekazać moim uczniom jedną myśl: Naucz się najpierw pięknie deklamować „Litwo, ojczyzno moja”, bo wtedy lepiej powiesz „K...twoja mać” czy „ja cię p...”. Jak nie nauczysz się poprawnie oddychać na scenie, to nie dotrwasz do premiery, bo się wcześniej udusisz.
Nigdy nie miałem partnerki. Osoby, o które pani pyta, były moimi żonami, a na słowo „partnerka” ogarnia mnie zgroza.
Sprecyzujmy – byłem we Francji, bo władze polskie oskarżyły mnie o szkodliwą działalność dla systemu i próbę dokonania przewrotu. Pracowałem w podziemiu „Solidarności”, czego młody czytelnik może nie wie.
Teatr to miejsce ważnych, skłaniających do refleksji pytań – u Becketta są one zadawane w sposób szalenie szlachetny. Nie jest on bowiem podważającym wszystko nihilistą, interesuje się światem, ludźmi, staje w ich obronie.
Bywa różnie, ale nie chciałbym robić teatru, który jest bardzo chwalony przez krytykę, ale z pustą widownią. Tej natomiast nam nie brakuje.
Jestem wierzący, więc myślę, że istnieje porządek boski, którego nie jestem w stanie pojąć. Jestem przekonany, że Bóg daje mi od czasu do czasu sygnały. Boję się, że nie zawsze je rozumiem, że nie zawsze z nich korzystam. Jestem za głupi, żeby powiedzieć, że świat jest chaosem. Myślę, że wiem, jakie jest moje miejsce na Ziemi i że ważne jest, żeby pozostawić coś po sobie. To coś, to miłość
W teatrze przed premierą można dużo jeszcze pracować, a nawet po niej można jeszcze pewne rzeczy zmieniać. W kinie, oczywiście też się interweniuje, dochodzi muzyka, montaż, całe to manipulowanie materią filmową, jednak głównie jest to charakter natychmiastowy i w pewnym sensie nieodwołalny.
Duchowość w teatrze to temat na osobny wywiad albo głęboką rozprawę filozoficzną – nie można zbyć tego byle frazesem, dlatego zamiast brnąć w pięknoduchowskie epitety, wolę zadowolić się podstawami. W teatrze warto najpierw przyswoić sobie pierwsze litery alfabetu: a, b i c, żeby potem pomyśleć o całej reszcie.
Nie będę udawał, że jestem kimś innym, niż jestem, że nie wyrosłem w tradycji chrześcijańskiej, że pewne wartości nie są dla mnie święte i niepodważalne, że w jakiś tajemniczy sposób nie pociąga mnie to, co trudne, nieoczywiste.
Moja naiwność i dziecięcość wyraża się przede wszystkim w tym, że przestałem udawać jakobym był mądrzejszy od autora tekstów. Przestaję go traktować jako pretekst do wyrażania moich poglądów. Dziś staram się przede wszystkim zrozumieć, po co autor tak czy inaczej konkretną kwestię napisał. Nie chcę głosić, chcę pytać. Dziś interesuje mnie dialog, spotkanie z człowiekiem, a nie ze świetnie wyuczonym manekinem.
Cieszę się, kiedy przytrafia mi się okazja do...naśladowania Petera Brooka.