Chodzę w góry po prostu dla gór, dla sportu bo od tego zaczęłam, więc interesują mnie rekordy. Chodzę dla ludzi których tam spotykam, z którymi łączy mnie braterstwo liny, że użyję tego określenia. Chodzę tam ponieważ potrzebne mi jest ryzyko i poczucie niebezpieczeństwa ono nadaje smak życiu; no i jest to okazja do jakiejś twórczości.
Nasza odporność psychiczna i nasze umiejętności się rozmijają w miarę upływu lat. Początkowa duża sprawność fizyczna maleje z czasem, ale z kolei jak gdyby rekompensują ją nasze zdolności psychiczne, odporności psychiczne, woli walki, twardości. Jest jakiś punkt optymalny, zazwyczaj na Himalaje przypada to na całe lata 30-ste, 40-ste.
Nie należy gór traktować jako ucieczki od ludzi. Ja po prostu tam jeżdżę, bo je pokochałam i to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Ja nie czuję się tam /w górach/ samotnie, myślę, że człowiek się czuje bardziej samotny wśród ludzi, a tam tę samotność wybiera sam, z własnej woli, nie traktuje jako coś złego.
Straciłam w górach wielu przyjaciół, ale człowiek nie rezygnuje z takiej pasji jak wspinaczka nawet wtedy, gdy ma do czynienia ze śmiercią. Życie smakuje najlepiej wtedy, gdy można je stracić.
Góry były dla mnie miejscem spokoju i wolności, czułam się w nich jak w domu. Wkrótce stały się dla mnie wszystkim, bo byłam w nich szczęśliwa.
Alpinizm – to wentyl dla ludzi odczuwających potrzebę walki.