Znajomość góry jest bardzo ważnym elementem. Jeśli wiemy co będzie za 130 metrów to łatwiej jest ocenić szansę i podjąć decyzję, czy iść, czy zawrócić.
To jest rodzaj uzależnienia. Szczerze mówiąc, nie znam osób, które by zrezygnowały ze wspinania. Człowiek czasami wraca myślami do tych dramatów, ale trzeba zrozumieć, że góry to sposób na życie.
Śmierć w górach jest zawsze blisko.
Byłem też wyczerpany, miałem drgawki. Schodziłem około 20 metrów, potem zatrzymywałam się, liczyłem do dwudziestu i ruszałem dalej, ale czasami podczas przystanku zasypiałem. Zdarzyło się, że zawisłem też na samych czekanach, tracąc na moment przytomność. Wiedziałem jednak, że muszę walczyć, muszę dojść do namiotu, bo jak do niego nie dotrę, to będzie bardzo źle. Jak zobaczyłem, że od namiotu ktoś idzie w moim kierunku, to dostałem dodatkowych sił.
W zespole świadomość, że nie tylko mi jest ciężko, że kolega tak samo cierpi, stanowi psychiczną kotwicę. Wysiłek jest niejako dzielony na kilka osób. Kiedy zagrożenie wynosi sto, to jedna osoba odczuwa zagrożenie o takiej właśnie mocy, natomiast gdy są trzy osoby, subiektywnie dzieli się ono na trzy. W tym względzie trzymanie się razem w górach ma głęboki sens.
W górach musisz wykonać pewien wysiłek bez zapłaty. Jest to mistyka, szukanie czegoś wyjątkowego. Do tego trzeba mieć wyobraźnię i filozofię życiową. Nie każdego na to stać, nie każdemu się chce. Bo w górach nie ma granic, tam się szuka wolności. A samo przebywanie w górach łagodzi, eliminuje agresję. Są elementy rywalizacji, ale rywalizacji z wyznaczonym celem, a nie z przeciwnikiem.
Nie należy gór traktować jako ucieczki od ludzi. Ja po prostu tam jeżdżę, bo je pokochałam i to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Kiedy ktoś cię prosi, abyś poruszył górę, zapomnij o jej rozmiarze. Spróbuj po prostu obluzować pierwszy kamień.
Ja nie czuję się tam /w górach/ samotnie, myślę, że człowiek się czuje bardziej samotny wśród ludzi, a tam tę samotność wybiera sam, z własnej woli, nie traktuje jako coś złego.
Straciłam w górach wielu przyjaciół, ale człowiek nie rezygnuje z takiej pasji jak wspinaczka nawet wtedy, gdy ma do czynienia ze śmiercią. Życie smakuje najlepiej wtedy, gdy można je stracić.
Góry były dla mnie miejscem spokoju i wolności, czułam się w nich jak w domu. Wkrótce stały się dla mnie wszystkim, bo byłam w nich szczęśliwa.
Alpinizm – to wentyl dla ludzi odczuwających potrzebę walki.
W momencie, kiedy staje się na wierzchołku, nie ma wybuchu szczęścia - szczęście przeżywa się, gdy wszystko pozostaje jeszcze przed tobą, kiedy wiesz, że do celu masz jeszcze kilkaset, kilkadziesiąt metrów, gdy jesteś tuż przed. To właśnie jest czas szczęścia.
Moment, w którym stanęłam po raz pierwszy nad chmurami, był mistyczny. Wbiegałam na szczyty jak dzikus, dwa razy szybciej niż inni.
Sama idea związania się z kimś drugim liną jest czymś, co świadczy o zaufaniu do drugiej osoby, powierzeniu własnego bezpieczeństwa w czyjeś ręce.
Rozmowa z górą jest oczywiście przenośnią. Przygotowuję się w ten sposób do wyprawy, również pod kątem mentalnym. Jakby nie było, wchodzę tam w żywioł, naturę. Tam nie ma reguł gry, to nie jest boisko, nigdzie nie zejdziesz jak masz kontuzję. I dlatego tak musisz się w to miejsce wczuć. Działać tak, jak działa natura, funkcjonować jak ona. Pomyśleć o możliwych sytuacjach, o tym, co cię może zaskoczyć. No i to jest też czasami strach, który musisz pokonać.
W Warszawie mówienie o odpowiedzialności w wysokich górach nie ma sensu. Jest nam teraz ciepło, wygodnie i jesteśmy wypoczęci. W Himalajach tak nie jest. Ludzkie reakcje i zachowania zależą od miliona czynników, które na nizinach nie dają o sobie znać, bo „tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”. Najważniejsze, aby się porządnie do wyprawy przygotować i być na tyle samodzielnym, żeby w razie zagrożenia móc pomóc sobie i innym. Jeśli jedziemy w góry i jesteśmy całkowicie zależni od kolegów, niesamodzielni, to jest to po prostu egoizm i narażanie innych na niebezpieczeństwo.
Pakerzy z siłowni w górach nie mają raczej szans. Byliby niewydolni i wolni.
Jak to się stało, że moim żywiołem są góry? - Nie mogło być inaczej, skoro ulubionym miejscem zabaw od najwcześniejszego dzieciństwa były dla mnie „Alpy”. Sam nie wiem, dlaczego tak właśnie nazywaliśmy z chłopakami rejon dawnych biedaszybów w moich rodzinnych Katowicach - Bogucicach.
Nie wierzę w istnienie Boga, wyobrażanego, jako starszego Pana z brodą, jednak tam w górach widzę istnienie wielkiej siły Wszechświata, wielkiej energii, siły sprawczej.