- Nie mogę uwierzyć, żeby tak straszna siła, jak nasza, zgniła bezwładnie.
- A iluż tak wierzyło i zgniło. Życie jest straszne.
Jeśli się żyć w sposób twórczy nie umie, należy się chociaż w sposób twórczy zniszczyć.
Zupa pomidorowa zaprawiona była zabójczym jadem prawdziwego małżeńskiego szczęścia. Tak dobrze było, że aż płakać się wprost chciało, wyć, jak wyje tylko pies na łańcuchu.
Czemu większość ludzi, którzy bezwzględnie śmierdzieć nie powinni, jednak śmierdzi?
Czy to tylko nie złudzenie, że my naprawdę nowe życie tworzymy? Może się tak łudzimy, aby ten komfort właśnie usprawiedliwić. A może rządzą nami siły, których istoty nie znamy? I jesteśmy w ich rękach marionetkami tylko. Czemu "mario" - a nie "kaśko-netkami"? Ha? To pytanie z pewnością minie bez echa, a w nim coś z pewnością jest.
Nas nie ma co żałować. Zupełnie dobrze obejdzie się bez nas ludzkość.
Chciałbym żyć krótko jak efemeryda, ale tęgo, a tu wlecze się ta gówniarska kiełbasa bez końca, aż za szary, nudny, jałowcowo-nieśmiertelnikowy horyzont beznadziejnego jałowego dnia, gdzie czeka wszawa zatęchła śmierć.
Wyższością jednego człowieka nad drugim nie jest zdolność tworzenia rzeczywistości, tylko zdolność odpowiedniego teoretyzowania rzeczywistości już stworzonej.
Atanazy zamarł w nieludzkim szczęściu nasycania się dręczącą go swoim ogromem miłością. I nagle jak ryk okropnego bólu w ciszę oczekiwania, jak nóż między włókna żywego mięsa wdarł się w tę chwilę wyrzut sumienia. Nieszczęście zwaliło się na niego jak jeden blok. "Świadomość, odpadek ponadskończoności egzystencji ciała, w którym miliardy istnień (aż do nieskoczenie małych w granicy) tworzą swój wszechświat w ograniczeniu jednej osobowości, zgasła w bydlęcym cierpieniu." Tak określiłby to Atanazy, gdyby mógł w tej chwili myśleć.
Dwa są tylko miejsca dla metafizycznych jednostek w naszych czasach: więzienie i szpital wariatów.
Ale czyż miłość to nie jest właśnie: dwoje zwierząt, które się pożądają do utraty zmysłów?
Ty jesteś potencjalnie inteligentny, ale pojęciowo głupi, nie gniewaj się. Jesteś jednolity blok bez żadnej szparki, w którą myśl może się wcisnąć.
Każdy może tworzyć byle co i ma prawo być z tego zadowolonym, byle by nie był w swej pracy szczerym i znalazł kogoś, który równie kłamliwie będzie to podziwiał.
Ale pecha mam. Wczoraj, kiedy robiłem pipi w lesie i zapatrzyłem się na krajobraz, bąk koński uciął mnie w kutasa. Spuchło to jak balon i myślałem, że odpadnie. Ale jodyna i Staroniewicz uratowali to cenne utensylium dla przyszłych pokoleń. Dziś jest tylko czerwone, ale może jeszcze odpadnie. Jak odpadnie, to Ci przyślę w formalinie.( list 20 VII 1926 Zakopane)
Wytrzymać istnienie bez obłędu, rozumiejąc choć trochę jego esencję, bez zatumanienia się religią czy społecznikostwem, to nadludzkie niemal zadanie.
Czy ja tylko nie jestem przypadkiem zupełnie zwykła, mała, pospolita smutna świnia?
(...) byłaby ciągłość zupełna, nie wymagająca pojawienia się silnych indywiduolów stwarzających przewroty, biorących na siebie wyrazicielstwo podświadomych zadań mas w danej epoce.
Twoje istnienie nie jest dla mnie przypadkiem- musiałeś być i musiałeś być moim. I nic mnie nie obchodzi to, kim jesteś- jesteś moim kochankiem- to wystarcza, tym jednym, wybranym z tysięcy, którego mogę kochać. Chciałabym, abyś ty czuł to samo. Ja ci się oddałam więcej niż ty mnie. Ty ze mną walczysz.