Byłoby to tylko jednostronne wyrażenie chęci porozumienia.
Telefon wyglądał, jakby go ten fakt zirytował.
On [...] jest zirytowany, ponieważ nie jest niezależny jako czysta idea. Wścieka się, że podstawę komunikacji stanowi niepewna, zdradliwa wola. To dla niego zbyt niekompletne, zbyt przypadkowe, zbyt bierne.
Oparłem głowę na poduszce i przez pewien czas obserwowałem irytację telefonu. Nie ma rady, to nie moja wina, powiedziałem. Komunikacja już taka jest. Niekompletna, przypadkowa i bierna. Telefon denerwuje się, bo traktuję go jako czystą ideę. Ja nie jestem temu winny. [...] Powstrzymuję go od działania.
[...] Telefon milcząco mnie krytykował.
Przeciętność to jak niewywabialna plama na białej marynarce. Jak raz się pojawi, nie można jej już nigdy usunąć.
- Czy ktoś, kto sobie dobrze radzi, narzekałby tak bez końca? I zawracał ci głowę?
- To się zdarza. Mówimy o żywych ludziach, nie o szeregach geometrycznych.
Marnotrawstwo to największa zaleta zaawansowanego kapitalizmu. Gdyby nikt niczego nie marnował, zrobiła by się wielka panika i w gospodarce światowej zapanował by zamęt. Marnotrawstwo jest paliwem, które wywołuje paradoksy, paradoksy ożywiają gospodarkę, A ożywienie wywołuje większe marnotrawstwo.
Musisz cenić to, co nie da się ubrać w słowa.
Zorientowałem się, że pokój wypełniła bezsilność, cicho i bezszelestnie jak woda. [...] policzyłem po hiszpańsku do dziesięciu, powiedziałem głośno "koniec" i klasnąłem. Bezsilność zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. To moje zaklęcie.
W moim pokoju jest dwoje drzwi. Jedne są wejściem, drugie wyjściem. Nie działają wymiennie. Nie można wejść wyjściem ani wyjść wejściem. Tak jest ustalone. Ludzie przychodzą wejściem i odchodzą wyjściem. Są różne sposoby wchodzenia i wychodzenia, lecz tak czy inaczej wszyscy wychodzą. Niektórzy odeszli, chcąc wypróbować inne możliwości, inni nie chcieli tracić czasu. Niektórzy zmarli. Nie pozostał nikt. W pokoju nie ma nikogo. Tylko ja. Zawsze jestem świadom nieobecności tych, którzy odeszli. Widzę, jak tu i tam po kątach unoszą się niczym pył w powietrzu wypowiedziane przez nich słowa, ich oddechy i piosenki, które nucili.
Uczucia w stosunku do ludzi są inne. Zawsze po trochu ulegają zmianom, dopasowując się do partnera. Uczucia chwieją się, wahają, wzrastają, znikają, są negowane, ranione. Nie można tego świadomie kontrolować.
Kiedy człowiek mieszka długo sam, zaczyna się przyglądać różnym rzeczom. Czasami zaczyna też mówić do siebie, jadać w hałaśliwych knajpach (...). I po trochu sam staje się anachroniczny.
Nie wiem, co jest we mnie zwariowanego. Uważam, że jestem niezwykle normalnym człowiekiem o niezwykle normalnym sposobie myślenia.
- Rano jeszcze ciągle mnie potrzebujesz? - zapytała.
- Bardzo. Bardziej niż wczoraj.
- Po raz pierwszy ktoś mnie tak potrzebuje. Czuję to wyraźnie. Że ktoś mnie potrzebuje. Pierwszy raz poczułam coś takiego.
- Nikt cię do tej pory nie potrzebował?
- Nie tak jak ty.
Wszystko kiedyś zniknie. Wszyscy żyjemy, idąc naprzód. Większość rzeczy, które nas otaczają, znika wraz z naszym przesuwaniem się. Nie ma na to rady. Kiedy nadchodzi czas znikają.
Potrzeby są sztucznie tworzone. Nie rodzą się same, są fabrykowane. Stwarza się iluzję, że potrzebne jest coś, co wcale nie jest potrzebne. To proste wystarczy stwarzać iluzję.
O świcie leżałem sam, patrząc na Księżyc, i zastanawiałem się, jak długo to potrwa. Pewnie wkrótce spotkam gdzieś jakąś inną dziewczynę. Przyciągniemy się wzajemnie, naturalnie jak dwie planety. I znów będziemy na próżno czekali na cud, marnowali czas, zużywali serca i zastanawiali się.
Spotykaliśmy się i prowadziliśmy mniej więcej takie rozmowy. Rozmawialiśmy bardzo serio, ciągle dowcipkując. Tematy były tak poważne, że wymagały lekkiego traktowania. Większość naszych żartów nie była zbyt zabawna, lecz nam specjalnie to nie przeszkadzało. Wystarczała świadomość, że sobie pokpiwamy, były to żarty dla samych żartów. Po prostu potrzebowaliśmy wspólnej świadomości żartowania. Sami nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak poważnie rozmawiamy.
Obaj z Gotandą byliśmy w pewnym sensie tego samego typu ludźmi. Nasze sytuacje życiowe były różne, sposób myślenia i odczuwania także inny.,lecz byliśmy ludźmi tego samego typu. Obaj ciągle traciliśmy. A teraz tracimy siebie nawzajem.
Niewielu jest ludzi, którzy słuchają innych. Każdy chce mówić, nawet jak nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Straciłeś świat z oczu, a świat stracił z oczu ciebie. Chcesz gdzieś iść, lecz nie wiesz dokąd. Straciłeś różne rzeczy. Pozrywałeś różne połączenia, ale nie znalazłeś nic, żeby je zastąpić. I dlatego jesteś skołowany. Czujesz, że nie jesteś z niczym związany.