Wiadomo, że bogactwo na świecie rozkłada się nierównomiernie i nigdy równo się rozkładać nie będzie. Takie są cechy kapitalizmu. Trudno mieć wolny rynek bez wszystkich konsekwencji, jakie ze sobą on niesie. Ograniczanie nierówności jest jednak potrzebne, ale nie nastąpi w wyniku oddziaływania samoistnych mechanizmów rynkowych, tylko dzięki działaniu państwa i odpowiednio przez nie kształtowanego ustawodawstwa, np. w zakresie podatków i wydatków publicznych. Niektórzy twierdzą, że dla wzrostu gospodarczego dobra byłaby gospodarka silnie nierówna, bez interwencji państwa, ale jest oczywiste, że po kilku latach w takim kraju doszłoby do rewolucji i końca demokracji.
Należy usunąć uprzywilejowanie grup zamożniejszych wbudowane w obecny system. Wynika ono z tego, że statystycznie dłużej żyją osoby o wyższych dochodach, tymczasem świadczenie emerytalne, z obydwu filarów, jest proporcjonalne do zgromadzonego kapitału. W rezultacie osoby zamożniejsze (podkreślam: statystycznie!) wyjmują z systemu więcej niż proporcjonalnie, a osoby o niskich dochodach wyjmują mniej niż proporcjonalnie. Trzeba to skorygować przez zastosowanie zasady łagodnej degresji wysokości świadczenia względem zgromadzonego kapitału.
Nie znajdziemy nadziei na mapie globalnego kapitalizmu. Może potrzeba dziś rewolucji, ale tylko radykalna prawica wydaje się do niej zdolna.
„Wojna domowa”, którą Peterson widzi w rozwiniętych krajach Zachodu, jest zatem urojeniem, konfliktem pomiędzy dwoma wersjami tego samego globalnego systemu kapitalistycznego: nieograniczonym liberalnym indywidualizmem i neofaszystowskim konserwatyzmem, który pragnie połączyć dynamikę kapitalizmu z tradycyjnymi wartościami i hierarchiami.
Ostatecznym pokazem siły ze strony rządzącej ideologii jest zezwolenie na ostrą krytykę. W dzisiejszych czasach nie brakuje nam antykapitalizmu. Zalewają nas negatywne doniesienia o potwornościach kapitalizmu: (…) korporacje, które bezlitośnie zatruwają nasze środowisko naturalne, skorumpowanych bankierów otrzymujących niebotyczne uposażenia, chociaż ich upadające banki ratowane są z publicznych pieniędzy, warsztaty produkcyjne, w których dzieci pracują, jak niewolnicy. A jednak jest w tym haczyk: w tych wypowiedziach nie kwestionuje się demokratyczno-liberalnych ram określających pole walki z tymi nadużyciami. Celem (wyraźnie określonym lub wskazanym tylko aluzyjnie) jest zdemokratyzowanie kapitalizmu, rozciągnięcie demokratycznej kontroli poprzez nacisk mediów, interpelacje parlamentarne, ostrzejsze prawo, uczciwe śledztwo policyjne itd. Krytyka nigdy nie dotyczy instytucjonalnych zrębów (burżuazyjnego) demokratycznego państwa. Ład ten pozostaje święty nawet dla najbardziej radykalnych form „etycznego antykapitalizmu”.
Ta samonapędzająca się, frenetyczna cyrkulacja kapitału jest dowodem, że pieniądz stanowi ostateczną rzeczywistość naszego życia, że jest bestią, której nigdy nie oswoimy. Tak jak miłość, ideologia jest ślepa. Co z tego, że my w coś nie wierzymy? W pewnym sensie to ideologia wierzy za nas.
Zacytuję moją ulubioną anegdotę. Niels Bohr, wielki fizyk, miał kiedyś gościa. Zobaczył on nad drzwiami Bohra końską podkowę – jak pan wie, podkowa ma odganiać złe duchy. Zapytał Bohra: „Słuchaj, Niels, czy ty naprawdę w to wierzysz?”. Na co Bohr odpowiedział: „Oczywiście, że nie. Ale powiesiłem ją, ponieważ powiedziano mi, że ona działa nawet gdy się w nią nie wierzy”.
Dziś podnoszą się głosy domagające się kapitalizmu z ludzką twarzą. Tymczasem pytanie brzmi: czy obecne problemy da się rozwiązać w ramach istniejącego systemu? Odpowiedź jest jednoznaczna: nie.
Przypadek Chin pokazuje, że związek między demokracją a kapitalizmem został ostatecznie zerwany. To jest właśnie tak niepokojące w dzisiejszych Chinach. Obawiam się, że ta wersja autorytarnego kapitalizmu jest nie tylko przywołaniem naszej przeszłości – fazy dzikiego kapitalizmu – ale także zapowiedzią przyszłości. Bo co się stanie, jeśli chińska kombinacja okaże się wydajniejsza niż liberalny kapitalizm?
Kapitalizm – roślinność jak w lesie, socjalizm – roślinność jak w ogrodzie.
Kapitalizm nie może przeżyć, przede wszystkim dlatego, że ustrój kapitalistyczny musi zawsze ssać jakąś krew. Kapitalizm był orłem, natomiast teraz przypomina raczej sępa. (…) W miarę, jak narody wyzwalają się, kapitalizm ma mniej ofiar, mniej do wysysania, i staje się coraz słabszy. Uważam jego zupełny upadek za jedynie kwestię czasu.
To, co nazywa się "kapitalizmem", jest w gruncie rzeczy systemem korporacyjnego merkantylizmu, w którym ogromne i samowolne tyranie prywatne sprawują kontrolę nad gospodarką, systemem politycznym i życiem społecznym oraz kulturalnym - ściśle współpracując z potężnymi państwami, które wpływają na gospodarkę krajową i społeczność międzynarodową. Dzieje się tak, wbrew wielu fantazjom, zwłaszcza w USA. Bogaci i uprzywilejowani nie są dziś bardziej skłonni poddać się dyscyplinie wolnego rynku niż byli w przeszłości, choć sądzą, że tak powinna postępować reszta społeczeństwa.
Kapitalizm już nie jest taki jak w XIX w. Wielkie megakorporacje tworzą strategiczne sojusze luźno powiązane z kilkoma krajami i podlegające publicznej kontroli tylko w niewielkim stopniu. Prywatyzacja kolejnych przedsiębiorstw i całych sfer życia jeszcze wzmacnia ich siłę.
Marnotrawstwo to największa zaleta zaawansowanego kapitalizmu. Gdyby nikt niczego nie marnował, zrobiła by się wielka panika i w gospodarce światowej zapanował by zamęt. Marnotrawstwo jest paliwem, które wywołuje paradoksy, paradoksy ożywiają gospodarkę, A ożywienie wywołuje większe marnotrawstwo.
W społeczeństwie kapitalistycznym przegrani tyrają dla zwycięzców, dlatego istnieje takie zapotrzebowanie na przegranych. Co ja o tym sądzę? Uważam, że tych problemów nie rozwiąże się na drodze politycznej i że do szczęścia zabraknie nam czasu.
Dzisiejszy system globalnego kapitalizmu, w moim przekonaniu, raczej zjada ludzi niż ich wypluwa – bo System z ludzi żyje, potrzebuje ich przede wszystkim jako konsumentów, ale potrzebuje też ludzkich zdolności, indywidualności, kreacji. Trudno do końca stwierdzić, czego potrzebuje bardziej, najprawdopodobniej jednak konsumentów raczej niż kreatorów. Ważniejszą rolę odgrywamy więc, biegając z obłędem w oczach po centrum handlowym w sobotę czy niedzielę, a nie starając się coś wytworzyć w ciągu tygodnia. Prawdopodobnie właśnie to poczucie, że jedynie przez dwa dni w tygodniu jesteśmy tak naprawdę potrzebni, jest jednym z ważniejszych powodów naszego poczucia wyobcowania.
Kapitalizm to złośliwy nowotwór, który zaczął gnić, zjadać i gangrenować organizm.
Pieniężne świnie kapitalistycznej demokracji… Pieniądze zrobiły z nas niewolników… Pieniądze są przekleństwem ludzkości. Duszą ziarno wszystkiego, co wielkie i dobre. Każdy grosz jest lepki od potu i krwi.
Kiedyś przynajmniej próbowaliśmy ująć świat w całości, budując jego kosmogoniczne i ontologiczne wizje, zadając pytania o jego sens. Lecz gdzieś po drodze zostaliśmy sproletaryzowani w podobny sposób, w jaki kapitalistyczna fabryka sproletaryzowała rzemieślników umiejących jeszcze wytworzyć cały produkt, zamieniając ich w robotników wykonujących tylko jego określoną część składową, nieświadomych całości.
Dobra książka nie musi się opowiadać za swoją gatunkową przynależnością. Podział na gatunki jest wynikiem skomercjalizowania całej literatury i efektem traktowania jej jako produktu do sprzedaży z całą filozofią brandu, targetu i tym podobnych wynalazków współczesnego kapitalizmu.