Kochać kogoś, to jak wprowadzić się do nowego domu - mawiała Sonja. - Na początku człowiek zachwyca się tym, co nowe, każdego ranka się dziwi, że to należy do niego, jakby się bał, że w każdej chwili ktoś może wpaść przez drzwi i powiedzieć, że zaszła pomyłka, że wcale nam nie przysługuje takie piękne mieszkanie. Ale z biegiem lat fasada niszczeje, tu i ówdzie drewno pęka i już kocha się ten dom nie za to, jaki jest doskonały, tylko raczej dlatego, że nie jest. Człowiek uczy się jego wszystkich kątów i zakamarków. Jak otwierać drzwi, żeby klucz nie blokował się w zamku, kiedy jest zimno na dworze. Które deski w podłodze się uginają, kiedy się po nich stąpa, i jak otwierać drzwi szafy, żeby nie skrzypiały. To właśnie to, te wszystkie małe tajemnice sprawiają, że to naprawdę jest twój dom.
I mały domek ma swego ducha opiekuńczego.
Bez miłości świątynie przekształcają się w zwykłe domy. Natomiast dom napełniony miłością staje się świątynią.
Gdy się zbyt często siedzi w domu to dziwne zachowanie przestaje być dziwne.
(...) Dom to takie miejsce, które gdy tam przyjedziesz, zawsze cię przyjmie.
Dom to nie bieliźniarka ani ptak w klatce, ale obecność drugiego człowieka, którego kochamy.
Trzeba dużo czasu i starania, żeby zrobić dom z mieszkania.
Powiadają, że w każdym domu gdzieś kryje się szkielet.
Niemal każda sytuacja jest do zniesienia jeśli ma się dom do którego można wrócić i rodzinę, która stanie po Twojej stronie.
Powiedziałam Marcie, że każdy z nas ma dwa domy - jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i w przestrzeni; drugi - nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach. I że w obu żyjemy równocześnie.
Dom był bezpieczną przystanią, która to umożliwiała - rodzinną oazą szczerości. Chociaż to brzmi ckliwie, właśnie taką rolę powinna odgrywać rodzina. W domu Thomas nie musiał się martwić, że ktoś zarzuci mu, że się chełpi albo koloryzuje. Mógł mówić swobodnie.
Starzeć się i umierać też można umieć. W napisanym przeze mnie hymnie Kowala jest zdanie, które chciałbym, żeby wyryto mi na mogile: „żyć możesz wszędzie, umieraj gdzie dom”. Bo umierać trzeba tam, gdzie są kumple.
Ja przez te moje wędrówki po świecie zatraciłem znaczenie słów czuć się jak u siebie w domu.
Nie tam jest twój dom, gdzie jest twoje mieszkanie, ale tam gdzie jesteś zawsze rozumiany.
Miej ty sobie pałace, ja mój domek ciasny.
Prawda, nie jest wspaniały: szczupły, ale własny.