- Nęci mnie myśl, żeby zobaczyć jakim wstrząsem byłoby dla ludzi, gdyby nagle przestały powstawać nowe książki, sztuki, historie, poematy...
- I jaką satysfakcję miałby pan z tego, gdyby ludzie zaczęli nagle mrzeć jak muchy?
- Myślę, że raczej zdychaliby jak wściekłe psy, warcząc, skacząc sobie do gardła i kąsając własne ogony.
Zazwyczaj, kiedy ktoś przychodzi i skarży się, że wszystko jest parszywe, w dziewięciu wypadkach na dziesięć przyczyną jest zatwardzenie.
Wdzięk to coś takiego, co budzi u obcych ludzi natychmiastową sympatię i zaufanie, niezależnie od tego co ten roztaczający wdzięk człowiek knuje.
Ludzie ryzykowali tak okropnie z chemikaliami i swoimi ciałami, bo tęsknili za lepszym życiem. Mieszkali w odrażających miejscach gdzie można było robić tylko odrażające rzeczy.
Helen opowiedziała członkom Rady, którzy z pewnością spędzali urlopy na Karaibach, o karaibskim wodzu indiańskim, którego Hiszpanie mieli właśnie spalić na stosie. Jego zbrodnia polegała na tym, że nie okazał dostatecznego zachwytu sytuacją, w której jego ziomkowie mieli zostać niewolnikami we własnym kraju. Otóż temu wodzowi dano do pocałowania krzyż, zanim zawodowy żołnierz czy może duchowny podpalił kłody ułożone w stos sięgający skazańcowi powyżej kolan. Kiedy zapytał, dlaczego miałby całować krzyż, wyjaśniono mu, że ten pocałunek zaprowadzi go do Raju na spotkanie z Bogiem i tak dalej. Zapytał z kolei, czy tam na górze jest więcej takich ludzi jak Hiszpanie. Dowiedział się, że oczywiście tak. W tej sytuacji, oświadczył, wstrzyma się od całowania krzyża. I wyjaśnił, że nie interesuje go jeszcze jedno miejsce, w którym ludzie są tak okrutni.
Mam wrażenie, że wszyscy traktujemy nasze życie jak Historię, i jestem przekonany, że psycholodzy, socjolodzy, historycy i cała reszta potwierdziliby tę przydatną teorię. gdy jakiś człowiek przeżyje sześćdziesiąt czy więcej lat, ma duże szanse na to ,że zgrabna historia jego lub jej życia dobiegła końca i pozostaje jedynie poznać treść epilogu. Życie trwa jeszcze ale historia się skończyła. Oczywiście niektórzy ludzie uznają lekturę epilogu za rzecz tak niestosowną, że popełniają samobójstwo.
Kto zasługuje na większe politowanie: pisarz spętany i zakneblowany przez policję czy ten, który, ciesząc się całkowitą wolnością, nie ma nic więcej do powiedzenia?
Jest już późny wtorek, a ja nadal jestem wczesnym poniedziałkiem. Czuję się jak coś, co kot przywlókł ze śmietnika.
Boaz doszedł do wniosku, że tak naprawdę w życiu liczą się dwie rzeczy: nie być samotnym i nie bać się.
- Może ja też zaczynam wariować- mówił Vernon- Chryste, wracam do domu i godzinami rozmawiam z moim pierdolonym psem.
- Jak Boga kocham, tam w Chicago dawno już przestaliśmy się zajmować produkcją rowerów. Teraz liczą się jedynie stosunki międzyludzkie. Profesorkowie siedzą tylko i kombinują, jak by tu wszystkich uszczęśliwić. Nikogo nie można wyrzucić z pracy, choćby Bóg wie co wyczyniał, a jeśli ktoś w tym bałaganie przez pomyłkę zrobi rower, to związek zawodowy natychmiast oskarża nas o stosowanie okrutnych, nieludzkich metod, a rząd konfiskuje ten rower za zaległe podatki i wysyła go jako prezent dla niewidomych w Afganistanie.
- I myśli pan, że na San Lorenzo będzie lepiej?
- Jestem tego pewien. Ludzie są tam tak biedni, zastraszeni i głupi, że muszą mieć trochę zdrowego rozsądku.
Nawet Jezus Chrystus, gdyby Go nie ukrzyżowano, zacząłby się kiedyś powtarzać.
Rozmiękczał swój mózg alkoholem - substancją produkowaną przez maleńkie stworzonka zwane drożdżakami. Drożdże zjadały cukier, a wydalały alkohol. Ginęły przy tym, zatruwając sobie środowisko własnym łajnem.
Nie trzeba trzęsienia czasu, by przekonać mnie, że życie jest garem gówna. Wiedziałem to już od dzieciństwa, z krucyfiksów i książek do historii.
Czy nie znoszę ludzi bogatych? Ależ skąd. Najlepsze i najgorsze, co mogę zrobić, to ich po prostu dostrzegać. Podzielam zdanie wielkiego pisarza socjalistycznego George'a Orwella, który uważał, że ludzie bogaci to są biedni ludzie z pieniędzmi.
I przypomniałem sobie rozdział czternasty Księgi Bokonona, przeczytany w całości poprzedniego wieczora. Rozdział czternasty jest zatytułowany: Jaką nadzieję może żywić myślący człowiek co do przyszłości ludzkości, jeśli weźmie pod uwagę doświadczenia ostatniego miliona lat?
Na przeczytanie rozdziału czternastego nie trzeba zbyt wiele czasu. Składa się on z jednego tylko słowa i kropki. Oto ono:
"Żadnej".
Wybuchnęliśmy śmiechem i dla ratowania twarzy zaczęliśmy prześcigać się w pozowaniu na wielkich znawców natury ludzkiej i błyskotliwych humorystów.
Tamtego lata w chińskiej restauracji zapytałem powieściopisarza Williama Styrona, ilu ludzi na całej planecie ma to co my, czyli życie warte życia. Wspólnie uznaliśmy, że jakieś siedemnaście procent.
Najważniejsza zasada, której uczą w Harvardzie – rzekł – brzmi tak: Można przestrzegać wszystkich przepisów, a i tak być najgorszym kryminalistą swoich czasów.