- Brak mi odwagi, żeby popełnić samobójstwo - powiedziała - mogę więc równie dobrze robić wszystko, co mi każą: w służbie ludzkości.
My, bokononiści, wierzymy, że ludzkość jest zorganizowana w zespoły, które – nie zdając sobie z tego sprawy – realizują Wolę Boga. Bokonon nazywa taki zespół karassem (...).
Bokonon nigdzie nie ostrzega przed próbami ustalenia, kto wchodzi w skład naszego karassu i jakie zadanie zostało mu przydzielone przez wszechmogącego Boga. Bokonon stwierdza po prostu, że wszelkie takie próby są z góry skazane na niepowodzenie.
Jakież to tkliwe wspomnienia łączyłem z Sarą? Długie rozmowy o ludzkim cierpieniu i o tym, jak mu ulżyć - a potem, dla odprężenia, szczeniackie wygłupy. Oboje gromadziliśmy dowcipy. Oboje gromadziliśmy dowcipy na chwilę odprężenia. Jak maniacy, godzinami gadaliśmy przez telefon. Rozmowy te były najprzyjemniejszymi ze znanych mi narkotyków. Wyzbyliśmy się powłok cielesnych - jak swobodnie szybujące dusze z planety Vicuna. Ilekroć zapadła długa cisza, któreś z nas przerywało ją dowcipem.
- Czym się różni enzym od hormona? - pytała, na przykład, Sara.
- Nie wiem - odpowiedziałem.
- Enzyma nie słychać - mówiła Sara, otwierając w ten sposób tamę powodzi głupich żartów, chociaż pewnie za dnia, w szpitalu, naoglądała się strasznych rzeczy.
To właśnie była jedna z tych charakterystycznych cech końca wojny - absolutnie każdy, kto tylko chciał, mógł zdobyć broń. Poniewierała się na każdym kroku.
Ubóstwo nie hańbi, ale właściwie powinno.
Gdyby wszyscy mieli dziesięć lat, to może zasady, zdrowy rozsądek i zwykła przyzwoitość coś by na świecie znaczyły.
Nauczyłem się, w jaki sposób ludzie stają się wolni /.../ Walcząc o sprawiedliwość dla innych.
Moje wyobrażenie o prawdziwym mężczyźnie to facet, który zna zasady bezpiecznego obchodzenia się z bronią.
...podczas gdy [...] my wszyscy zajmowaliśmy się swoimi sprawami, ziemscy uczeni monotonnie wysyłali tę liczbę droga radiową w kosmos. Chodziło o to, żeby pokazać innym zamieszkanym planetom, na wypadek gdyby nas słuchały, jacy jesteśmy mądrzy. Tak długo torturowaliśmy koła, aż wydusiliśmy z nich ten ich intymny sekret: pi.
Batrycze zrobiła ze swoją twarzą jedynie to, co mogłaby zrobić każda przeciętna dziewczyna: przyoblekła ją w wyraz godności, cierpienia i inteligencji, ze szczyptą kurestwa do smaku.
Każdy człowiek ma jakąś specjalność, coś, co daje i z siebie innym.
W otaczającym nas świecie nie ma porządku, musimy dostosować się do wymogów chaosu.
Człowiek jest zły i cała jego działalność polega na robieniu niepotrzebnych rzeczy i gromadzeniu niepotrzebnej wiedzy.
A kiedy naszkicował prawdopodobny model których cząsteczki, zaznaczył miejsca, tak samo jak ja, w których się ona wielokrotnie powtarza: za pomocą skrótu oznaczającego powtarzanie się w nieskończoność.
Uważam, że skoro życie jest teraz polimerem ściśle obiegającym Ziemię, najwłaściwszym zakończeniem każdej opowieści o ludziach byłby ten sam skrót, który piszę teraz wielkimi literami, gdyż mam na to ochotę: ITD.
(...) - Życie jest jak ocean! - wolał Dostojewski. A ja powiadam, że życie jest jak celofan.
- To było konieczne - powiedział Rumfoord mając na myśli zniszczenie Drezna.
- Wiem - odpowiedział Billy.
- To jest wojna.
- Wiem. Nie skarżę się.
- Tam na ziemi musiało być piekło.
- Było - potwierdził Billy Pilgrim.
- Należy współczuć ludziom, którzy musieli to zrobić.
- Współczuję im.
- Musiał pan mieć mieszane uczucia tam pod bombami.
- Nie ma o czym mówić - powiedział Billy. - Wszystko jest w porządku i każdy robi dokładnie to, co musi. Nauczyłem się tego na Tralfamadorii.
Wojna dobiegła końca, a ja przechodziłem przez Time Square, mając na piersi purpurowe serce.
Przyjąłem tę nowinę ze znużeniem, ale reaguję tak właściwie na cały współczesny świat.
NIE TRZEBA BYĆ WARIATEM,
ŻEBY TU PRACOWAĆ,
ALE TO NIEWĄTPLIWIE UŁATWIA ŻYCIE!
Zachowała też dużo lepszą figurę niż matka, która z czasem mocno utyła i zrobiło jej się wszystko jedno, jak wyglądają jej włosy i co ma na sobie. Było jej wszsytko jedno, bo ojcu było wszystko jedno.
Wierzyliśmy wówczas w to, w co wierzę nawet teraz: że życie może być bezbolesne, o ile ma się dość spokoju, by w nieskończoność powtarzać kilkanaście rytuałów.