Co za sens zadrukowywać papier w kwiatki czy truskawki – przecież stworzony został jako nośnik idei. Papier do pakowania to marnotrawstwo, powinien być zabroniony. Jeśli już coś pakować – to tylko w powieści i poematy, i zawsze tak, żeby to, co zawierane, i to, co zawierające, były ze sobą jakoś powiązane.
Wygląda na człowieka, który niedawno uświadomił sobie, że nie różni się zbytnio od innych, czyli można powiedzieć: osiągnął swego rodzaju oświecenie.
Często marzyłam, żeby patrzeć, sama nie będąc widzianą. Podglądać. Być obserwatorem idealnym. (…) Stać z boku. Widzi się tylko świat we fragmentach, innego nie będzie. Są momenty, okruchy, chwilowe konfiguracje, które raz zaistniawszy, rozpadają się na części. Życie? Niczego takiego nie ma; widzę linie, płaszczyzny i bryły, i ich przemiany w czasie. Czas zaś wydaje się prostym narzędziem do mierzenia drobnych zmian, szkolną linijką z uproszczoną podziałką – to zaledwie trzy punkty: było, jest i będzie.
To, co mnie rani, wymazuję ze swoich map. Miejsca, w których się potknęłam, upadłam, w których mnie uderzono, dotknięto do żywego, gdzie zabolało, przestały na niej istnieć.
W ten sposób wymazałam kilka dużych miast i jedną prowincję.
Nie znać nikogo i nie być przez nikogo rozpoznanym. Wyjść z własnego życia, a potem bezpiecznie wrócić.
Samolot Irkuck-Moskwa. Startuje z Irkucka o 8.00 rano i dolatuje do Moskwy o tej samej godzinie - ósmej rano tego samego dnia. Akurat jest to moment, gdy wschodzi słońce, więc leci się cały czas o świcie. Trwa się w jednej chwili, w wielkim, spokojnym, rozległym jak Syberia Teraz.
(…) zdałam sobie sprawę, że – mimo wszelkich niebezpieczeństw – zawsze lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to, co w spoczynku; że szlachetniejsza będzie zmiana niż stałość; że znieruchomiałe musi ulec rozpadowi, degeneracji i obrócić się w perzynę, ruchome zaś – będzie trwało nawet wiecznie.
Postulat: jedna osobowość - jeden człowiek wydawał mi się zawsze zbyt minimalistyczny. Miałam skłonność do zamazywania oczywistości, poddawania w wątpliwość niezbitych argumentów - to był nawyk, perwersyjna joga mózgu, subtelna przyjemność doznawania wewnętrznego ruchu.
Wszyscy ludzie są równi od urodzenia. Po naszych rodzicach dziedziczymy tylko życie zwierzęce [...].
Znalazł odbicie linii papilarnych i bardzo go to wzruszyło. Wyobraził sobie, że te drobniutkie faliste kreseczki i naturalna pieczątka w kształcie labiryntu należą do kogoś takiego jak on.
Myślała, że nikt nie nauczył nas się starzeć, nie wiemy, jak to jest. Gdy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że ta choroba dotyka zawsze innych. My zaś, z jakich nie do końca jasnych względów, pozostaniemy młodzi. Starych traktujemy, jakby sami sobie byli winni, jakby się przysłużyli swojej dolegliwości, podobnie jak cukrzycy czy miażdżycy. A przecież na tę chorobę, na starzenie, zapadają najwięksi niewinni.
(…) Mój zespół objawów polega na tym, że pociąga mnie wszystko, co popsute, niedoskonałe, ułomne, pęknięte. Interesują mnie formy byle jakie, pomyłki w dziele stworzenia, ślepe zaułki. To, co miało się rozwinąć, ale z jakichś względów pozostało niedorozwinięte; albo wręcz przeciwnie – przerosło plan. Wszystko, co odstaje od normy, co jest za małe albo za duże, wybujałe lub niepełne, monstrualne i odrażające. Formy, które nie pilnują symetrii, które się multiplikują, przyrastają po bokach, pączkują, lub przeciwnie, redukują wielość do jedności. Nie interesują mnie wydarzenia powtarzalne, te, nad którymi z uwagą pochyla się statystyka, te, które wszyscy celebrują z zadowolonym, familiarnym uśmiechem na twarzach. Moja wrażliwość jest teratologiczna, monstrofilalna. Mam nieustanne i męczące przekonanie, że właśnie tutaj prawdziwy byt przebija się na powierzchnię i ujawnia swoją naturę. Nagłe, przypadkowe odsłonięcie. Wstydliwe “ups”, rąbek bielizny spod starannie uplisowanej spódnicy. Metalowy, ohydny szkielet wyłazi nagle spod aksamitnego obicia; erupcja sprężyny z pluszowego fotela, która bezwstydnie demaskuje iluzję wszelkiej miękkości.
Nie ulega wątpliwości - narządy upakowane są w ciele starannie, na długą podróż.
(...) Słyszałem bowiem, że nic tak nie leczy melancholii, jak oglądanie map.
Gdyby można było spojrzeć na świat bez żadnej ochrony, uczciwie i odważnie - pękłyby nam serca.
Mapy przyjmują to ze zrozumieniem: tęsknią do białych plam, to ich szczęśliwe dzieciństwo.