Markiz kazał zatrzymać karetę i wysiadł, aby się dowiedzieć, co się dzieje. Wrócił podekscytowany i przejęty. To hugenoci z południa jechali przez Paryż do Niderlandów. Zdecydowali się porzucić własne domy, warsztaty, cały swój dobytek, i szukać nowej ojczyzny. Podobno urzędnicy królewscy postawili im ultimatum: mają natychmiast przejść na katolicyzm albo opuścić kraj. Francja pozbywała się w ten sposób swoich najlepszych rzemieślników, bogatych mieszczan, ludzi wykształconych, tylko dlatego że byli innego wyznania.
- Zdaje się, że w ślad za tym pójdzie jakaś ustawa - zauważył Burling, wyglądając przez okienko.
Markiz pomyślał o swojej starej, samotnej matce. Co się z nią teraz stanie? Czy i ją ośmielą się nakłaniać do zmiany wyznania? Poczuł się nagle solidarny z tym ciągnącym tłumem.
Istnieje szczególny rodzaj małych dziewczynek, z których wyrastają potem szczególnego rodzaju kobiety. Takie jak Weronika. Są to najczęściej córki pierworodne, po których Bóg dopiero zsyła rodzicom chłopca. Wystarczy, żeby urodził się jeden chłopiec, i już ojciec i matka oddychają z ulgą. Bóg im wreszczie pobłogosławił. Jeżeli niemowlę jest niedoskonałą formą ludzką, to niemowlę płci żeńskiej jest niedoskonałą formą niemowlęcia, jest czymś powszednim jak sześć dni w tygodniu. Kiedy rodzi się chłopiec - jest niedziela. Małe dziewczynki, którym rodzi się braciszek, rosną w przekonaniu, że one same są tylko wstępem, uwerturą do innego, ważniejszego istnienia, ponieważ pojawienie się brata od razu usuwa je w cień. To właśnie z niego rodzice są dymni, patrzą szczęśliwi, jak zaczyna chodzić i mówić, kiedy ciągnie za rude warkoczyki starszą siostrę, nazywają to zawadiactwem, odwagą i w końcu męskością. I odtąd starszym siostrom męskość kojarzy się z jakimś rodzajem dokuczliwości przy cichej aprobacie świata.
Jako racjonalista, zwolennik Kartezjusza i piewca rozumu, w głębi duszy potrzebował wody ze źródła baśni i przesądu. Choćby po to, żeby z nimi walczyć, bo walczy się przecież z tym, co najbardziej pociąga.
Pierścienie Saturna symbolizują ograniczenie. Są zaklętymi kręgami, które oddzielają część od całości. Zamykają część w jej uwarunkowaniach: człowieka w ciele, ciało w jego fizjologii, fizjologię w jej rytmach, rytmy w czasie. Człowieka zamykają w jego losie, który jest już zapisany i gotowy, zanim jeszcze pojawi się sam człowiek. Mówią: nie ma wyjścia, jesteś tym,czym jesteś, a nie tym czym pragnąłbyś być. Właśnie z Saturna bierze się całe cierpienie, bo cierpienie płynie zawsze z poczucia niemocy i ograniczenia. Być tam, gdzie się nie jest, nie być tam, gdzie się jest. Chcieć robić to, czego się nie może ,i nie chcieć robić tego, co się musi. Mieć to, czego się nie chce, i pragnąć tego, czego się nie ma. Świadomość ograniczenia i zamknięcia nie ma nic wspólnego z przestrzenią i czasem. Można być zamkniętym w całym świecie i zatrzaśniętym w czasie, który sprawiedliwie został nam dany na jedno życie.
Z uległością właściwą tylko martwym przedmiotom powracają co rano do świata,w którym wciąż istnieją drzwi, zamki, łańcuchy, granice, paszporty i ograniczenia każdej miary czasu. Boleśnie odczuwają zgrzytliwe tykanie zegara i szmer przesypującego się w klepsydrze piasku. Oddają się na żer słowom,które najperfidniej oddzielają nasze doświadczenie od istnienia. I nawet jeżeli Bóg w swojej dobroci ukazuje im refleksy nieskończoności, oni, pełni niedowierzania, dzielą ją wymyślnymi narzędziami na małe drobinki, które przesypują im się przez palce.
Walka ze światem to walka z samym sobą. Każda przemoc jest orędziem Szatana, to krzywda, śmierć, ogień, tortury. Walka, jak wojna, nie może być dobra. Zabijanie jest zabijaniem.
Markiz nazwał to przeczuciem, bo wierzył w przeczucia, nie odróżniając ich zresztą od lęków.
A Markiz czuł się coraz gorzej. I to nie tylko na duszy. Jego oczy, ciemne i wyraziste, zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Stały się piekące i zaczerwienione, a po zmierzchu łzawiły. Co wieczór Weronika robiła mu okłady z ziół przynoszących ulgę - rumianku, nagietka i babki. Markiz oddawał się w jej ręce z ulgą, zadowoleniem i wdzięcznością. Już od południa zaczynał na to czekać.
- Skąd tyle wody w pana oczach, Markizie? - pytała go Weronika, przygotowując kawałki czystego płótna na kompresy.
- Chyba lód we mnie topnieje - żartował Markiz i całował delikatnie jej opiekuńczą dłoń.
Ściganie ludzi, jakby byli dzikimi zwierzętami, wypędzanie ich z domów i z kraju, malowanie na drzwiach innowierców znaków zarazy, tworzenie gett. Nie. Wierzę, że człowiek ma Boga w sobie i że do każdego przemawia On w inny sposób.
Każdy człowiek nosi w sobie zaczątki różnych osobowości, są to jakby niewykiełkowane zalążki zupełnie innych, potencjalnych ludzi.
Filozofowie, to poeci, którzy ze swoich przeczuć tworzą systemy.
Cierpienie zawsze bierze się z poczucia niemocy i ograniczenia.
Poznanie daje wolność, ale nie daje bezpieczeństwa.
Żyć czy przyglądać się życiu?
Filozofia jest prywatnym dążeniem do prawdy.
Prawda ze swej natury jawi się ludzkiemu umysłowi jako płynna i zmienna, jest bowiem niezwykle złożona.
(...) znak i błogosławieństwo - nigdy nie móc krzyczeć w świecie, w którym ludzki głos jest zawsze tylko głosem wołającego na pustyni.
Za pieniądze można sprzedawać swoją pracę i swoją wolność.
Rozczarowania powtarzające się co rano refrenem codzienności.
Jakby Bóg stworzył ludzi w całej ich różnorodności, żeby udowodnić sobie samemu, jak wiele postaci przybiera ludzkie pojęcie jego dzieła.
Pomyślał o zwątpieniu i niewierze, które jak mur wyrastają wszędzie tam, gdzie człowiek spotyka się z nienazwanym.
Jeżeli noc jest stanem przypominającym śmierć, to zmierzch jest codzienną agonią.
...Świat Gauche`a mieścił się między kłębami śpiących na stojąco koni i rósł w górę, do nieszczelnych desek na dachu stajni, którędy wnikało nocne, rozgwieżdżone niebo. Gauche wiedział, że jest ogromne. (...) Przed zaśnięciem wpatrywał się w skrawek nieba, walcząc z ociężałością powiek, i widział, że gwiazdy nie są wcale nieruchome, że suną w jakimś sobie tylko znanym kierunku, żeby następnego wieczoru powrócić w to samo miejsce. Świat jest żywy, oddycha tak samo, jak konie, jak pies, jak on sam, a niebo jest brzuchem świata, poruszającym się regularnie w rytm tego powolnego oddechu".
Nie zdawała sobie sprawy, że została obdarzona zdolnością równie rzadką jak talent poetycki czy malarski. Należała do tej nielicznej grupy wybranych, którzy rozmawiają ze światem po swojemu i z nocy na noc zbliżają się do ogarnięcia całej jego złożoności.
W każdych czasach wiele kobiet żyje tak, jak Weronika żyła w 1685 roku: pozwala się utrzymywać mężczyznom i płaci im za to ciałem, tą kruchą, wystawioną na działanie czasu, a jednak najmocniejszą walutą.
Mężczyźni biegli są w tworzeniu różnych podziałów. Oddzielają to, co starszym siostrom wydaje się jednorodne i niepodzielne: ciało od uczuć, od rozumu, od duszy. Tworzą hierarchię ważności. Dlatego meżczyźni, biorąc ciało starszych sióstr, nazywają to pożądaniem i miłością zmysłową, cielesną. Większość z nich od tego punktu zaczyna te swoje pokrętne, niesprecyzowane poszukiwania.
Powoli jego płacz nabierał siły, która pochodziła skądś z brzucha, z rodzącego się głosu. Ten głos zagłuszył szloch i Gauche po raz drugi zaczął krzyczeć. Lecz tym razem jego krzyk nie przypominał skowytu. Był to krzyk, który od wczorajszego skowytu dzieliła historia. Między wczoraj a dziś zawierały się tysiąclecia strachu i bólu, samotności i nadziei. Były tam szaleństwa wojen i oczy podnoszone ku niebu. Były tłumy czekające nocą na Nauczyciela i szarpane wiatrem żagle okrętów, płynące na podbój nowych światów. Krzyczał rodzące kobiety i walczący mężczyźni. Krzyk stawał się pełen znaczenia i w nim Gauche nagle zrozumiał siebie. Musiał przestać żeby się przekonać, jakiej wagi nabrała cisza. Siedział ze ściśniętym gardłem, doświadczając tego pierwotnego rozróżnienia. Potem odłożył Księgę na miejsce i wyszedł ze studni. Wtedy ujrzały go namalowane na ścianach wyłupiastookie, tańczące kościotrupy.
- Jestem Gauche - powiedział do nich Gauche i podniósł kiść winogron.
Nie ma prawdziwego odsłonięcia się, kiedy odsłania się w nas tylko dorosły. Bycie dorosłym jest zawsze pozostawaniem w masce. Człowiek prawdziwie dojrzały sprowadza się do dziecka, od którego się zaczął. Tylko to dziecko zawiera całą naszą prawdę, bo cała nasze prawda tkwi w samotności, opuszczeniu, straconych złudzeniach, dziecinnym oczekiwaniu uwagi ze strony całego świata. (...) To, co później robi się w życiu, jest ciągłym prowadzeniem dialogu ze sobą jako dzieckiem.
Mogę się domyślić, na co cierpisz. Melancholia, ciężkie sny... Wybory, które podejmujesz, kawałkują twoje życie, a żyjesz tak, jakbyś miał kamień przywiązany do stóp.