Czasu i przestrzeni doświadczamy w dużej mierze nieświadomie.
Nasze wyobrażenia o czasie i przestrzeni podsuwają nam takie przekonanie, że czas to coś zupełnie innego niż przestrzeń, że to dwa różne byty. Wydaje nam się, że jedno jest osadzone w drugim i są niezależne od siebie. Tymczasem czas jest zadziwiająco podobny do przestrzeni, co wydaje się kłócić z naszą codzienną percepcją.
Bez rachunku różniczkowego i całkowego niemożliwym jest istotne zrozumienie nowych teorii o czasie, przestrzeni i budowie materii. Rachunkowi różniczkowemu i całkowemu zawdzięczamy dzisiejsze osiągnięcia w dziedzinie techniki.
Oczywiście, każdy popełnia błędy, ale matematycy nie popełniają błędów znowu tak wiele. Ponadto mamy procedury, aby się ostatecznie od błędów uwolnić. Dostrzegłszy błąd, matematyk potrafi się z nim uporać, podczas gdy w tak wielu innych dziedzinach życia nie osiąga się podobnego stopnia pewności i jakże do niego daleko. Zatem niepewność w matematyce, nawet jeśli od czasu do czasu popełniane są błędy, wydaje się nieznaczna w porównaniu z innymi dziedzinami życia.
Nie mogę bez dreszczu wspominać tego strasznego czasu.
To wciąż jedyne miejsce, w którym jest czas na doskonalenie siebie. W szybkich produkcjach filmowych aktor najczęściej powiela się, nie ryzykuje, bo nie ma czasu. Sprzedaje to, co już kiedyś się sprawdziło. Handluje sobą.
Doprowadziło to do ustanowienia rozbudowanych przywilejów dla prywatnych ubezpieczycieli. Grupa podmiotów (w przytłaczającej większości zagranicznych) uzyskała rodzaj zbiorowego monopolu na przejmowanie bardzo dużej części składki ubezpieczeniowej i pobieranie gigantycznych potrąceń z tej składki (początkowo nawet 10 proc.!). Ustanowiony został system, w którym – w praktyce – PTE zarabiają wiele, nawet gdy ubezpieczeni dużo tracą (tak było w 2009 r.). W tym systemie ubezpieczeni są jeszcze bardziej ubezwłasnowolnieni niż w ZUS. Ubezpieczony w ZUS przyszłe świadczenie ma ex ante określone. Oczywiście gwarancją jest tylko stabilność prawa, ale w demokracji emeryci są silni i trudno jest uzyskać polityczne przyzwolenie na jego niekorzystną zmianę.
W sitcomach nie grałem, nie łapałem popularności za wszelką cenę. Przyjąłem rolę w serialu, nie ukrywam tego, żeby nie myśleli, że umarłem. Od pewnego czasu, im dalej odchodzę od ról amantów i od seriali, tym częściej spotyka mnie zarzut, że jak to możliwe, żeby taki konfekcyjny aktor zajmował się takimi sprawami jak kierowanie Teatrem Narodowym.
W zawodach tak niewymiernych, jak aktorstwo, od czasu do czasu następuje zderzenie się jeleni rogami. To jest wojna nie tyle o łanie, co o pole, miejsce, polanę, trawę, krzaki. To jest wojna. (…) Proszę nie zapominać, że w zawodzie, który uprawiamy, człowiek zmaga się przede wszystkim z własnym brakiem umiejętności, z kompleksami. Państwo oglądacie przyjemną stronę tego zawodu. Mało kto pamięta, że jest to zawód, w którym codziennie obowiązuje klasówka. Proszę przypomnieć sobie stres przed taką klasówką. My jesteśmy bezustannie zarzucani klasówkami.
Żaden aktor nie godzi się chętnie na ograniczenie swego emploi. Mnie takie ograniczenie spotkało już w początkach pracy zawodowej. Po moich pierwszych filmach uznano, że powinnam grać wyłącznie postacie dziewcząt pięknych, prostych, o łagodnym sercu: a więc typ ról, który określa się mianem „pierwsza naiwna”. Tak zaszufladkowany aktor zaczyna przeważnie wzdychać do ról „czarnych charakterów”. Postać „naiwnej” jest przecież z reguły uproszczona, a przez to pusta i nieprawdziwa. Z biegiem czasu udało mi się odejść od tego niefortunnego wzorca. Wcale nie marzę o prostocie i łagodności. (…) Ale nasz film jest zdominowany przez panów. Panowie walczą, cierpią, przeżywają problemy; panie pełnią w świecie rolę pomocniczą, są po to, by wysłuchać, pocieszyć, wesprzeć. Ich kobiece sprawy traktowane są pobłażliwie, jeśli nie zgryźliwie. (…) Moje role (młodych, zbuntowanych dziewcząt w Beacie i Ich dniu powszednim) to są pozycje wyjątkowe, zresztą niezupełnie typowe, chodziło o problemy młodzieżowe. Ale obydwie role, a także Zosię z radzieckiego filmu Bogina, wspominam bardzo ciepło. Te trzy filmy można by zresztą potraktować jako opowieść o jednej bohaterce.
Gdybym miał się spotykać z samymi uczciwymi ludźmi, miałbym mnóstwo wolnego czasu.