Pamięć tego, co ongiś między nami było, pozwala mi nieomal mieć nadzieję, że odczujesz ból. Ale niebawem, bardzo prędko, odegnasz od siebie wspomnienie naszej miłości. Wyda ci się ono snem nieprzynoszącym żadnych zgoła zysków, z którego na szczęście się przebudziłeś.
Widmo usiadło, jakby nigdy nic, po przeciwnej stronie kominka.
- Nie wierzysz we mnie - ozwało się po chwili.
- Ani trochę - odparł Scrooge.
O czym że ja wiem? - spokojnie mówiła Ludwika. Czyż ja rozumiem co gust, co wyobrażenie, co uczucie, co pociąg serca? ...Czyż mi znana ta strona mej natury, w której te przelotne rzeczy wykarmić się mogły? Czyż kiedy na chwilę mogłam być swobodną od zadań dowiedzionych? Od rzeczywistości dotykalnych?
Upodobania dziecięce, tak pospolite u dzieci, jak słyszałam, nie miały nigdy spokojnego kącika w mym sercu. Tak byłeś czujny, mój ojcze, żem nigdy nawet dziecięcego serca nie czuła w sobie. Tak mię dobrze wychowałeś, żem nigdy nawet marzeniami dziecięcaymi nie śniła. Tak rozważnie mię kształciłeś od kolebki do dnia dzisiejszego, zem nigdy nie poznała, co to trwogi dziecięce, co to dziecięce nadzieje i iwary.
Myślę, mój drogi synu [...] że młodość zna wiele szlachetnych impulsów, które są jednak krótkotrwałe, i że są wśród nich takie, które, jeśli się za nimi pójdzie, stają się przez to tym bardziej przelotne.
Mało jest chwil w życiu, w których człowiek doznawałby większej przykrości, nie zjednując sobie przy tym żadnego współczucia, jak kiedy odbywa polowanie na własny kapelusz.
Rozbawieni mali podróżni zbliżali się, a Scrooge poznawał i nazywał każdego z nich po imieniu.
Byli to jego rówieśnicy, weseli towarzysze lat młodocianych…
Dlaczego widok ich sprawiał mu niewypowiedzianą radość? Dlaczego, gdy go mijali, jego wzrok, zwykle zimny i surowy, płonął teraz jasno, a serce w piersi biło gwałtownie?
Dlaczego, gdy ci dziarscy rozbawieni chłopcy rozstawali się na rozdrożach i życzyli sobie wzajem wesołych świąt Bożego Narodzenia, wesołość wypełniła mu duszę?
Bierz co się da, i nie oddawaj nic, dopóki cię do tego nie zmuszą (...).
Na szlaku naszego życia zetkniemy się z ludźmi, którzy dążą już na nasze spotkanie z wielu dziwnych miejsc wieloma dziwnymi drogami (...) i wszystko, co mamy im uczynić i co oni mają nam uczynić, dokona się zgodnie z przeznaczeniem.
Co do mnie, to najgorętszym moim pragnieniem jest móc zapomnieć, że nalezę do tego świata. Świat nie ma dla mnie nic dobrego - z wyjątkiem wina - ani ja nie mam dla niego nic dobrego!" Sidney Carton
Przerabiałem przedmioty, zmieniałem charaktery ludzi, wymyślałem to, co nigdy nie istniało, żeby cię uczynić szczęśliwą.
Na to już za późno. Nigdy nie stanę się lepszy, niż jestem. Będę się staczał niżej i niżej. Będę coraz podlejszy.
- Czy pomyślałeś o swej przyszłości?
- Nie, bałem się o niej myśleć.
Bo cierpienie, kiedy jest złagodzone i osłodzone tak czułymi wspomnieniami, przestaje być bolesne i przeobraża się w szczęśie.
Zabawkami gardził; sam za nic w świecie nie kupiłby ani jednej. Jeśli czuł jakąś satysfakcję, to wtedy, gdy posępne i wredne miny zdobiły twarze tekturowych farmerów wiozących prosięta na targ, woźnych sądowych obwieszczających, że nie znajdziesz u prawników sumienia, wiekowych dam z odrazą szyjących pończochy i krojących ciasta oraz wszystkich innych postaci, które miał na zbyciu.
Duszę jego koiły przeraźliwe maski, obrzydliwe włochate pajacyki, wyskakujące z pudełka i straszące przekrwionymi ślepiami, latawce w postaci szczerzących kły wampirów i demoniczni akrobaci, którzy ani myśleli spocząć, lecz znienacka rzucali się na dzieci, wyrywając je z drzemki. Tylko w tym znajdował uciechę i takie były jego wentyle bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o takie pomysły, był niestrudzony. Zachwycała go wizja każdej zabawkowej maszkary. Doszło nawet do tego, iż stracił pewną sumkę, zamówiwszy przezrocza (i jeśli lubił jakąś zabawkę, to te właśnie) do latarń magicznych, na których Złe Moce przedstawione były jako ogromne kraby z ludzkimi twarzami.
Ponieważ nic nie można było odpowiedzieć na te konstatacje - co jest fortunną cechą uwag z dala trzymających się od sedna - zmieniło się ogólne ukierunkowanie rozmowy i powszechna uwaga skierowała się na wędliny, pasztet, zimną jagnięcinę, ziemniaki i ciasto.
- Niemniej w każdej sytuacji człowiek jest w stanie wypełniać swoją powinność - ciągnął młody kapitan - a czyniąc tak, może zacząć o samym sobie myśleć z szacunkiem, nawet jeśli jego położenie byłoby tak niefortunne i tak osobliwe, iż nie mógłby na to liczyć od nikogo innego.
Ogoliłem się, rzecz jasna, przy blasku świecy i w przeraźliwym zimnie, co sprawiło, że nie mogłem od siebie odegnać wyobrażeń, iż szykuję się do egzekucji na szubienicy, takie bowiem wizje nierozłącznie wiązały się dla mnie z początkiem dnia w tak przykrych warunkach.