(…) wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się ku dobremu na tej naszej ziemi, było początkowo przedmiotem drwin pewnego gatunku ludzi.
Powinniśmy ciosy życiowe przyjmować z podniesionym czołem i nie pozwolić, by nas z nóg zbić miały (...) Nie nas niepowodzenie, lecz my niedolę wszelką zwalczyć musimy.
Takie nowe dla niego, a takie stare dla mnie, takie dziwne dla niego, takie powszednie dla mnie. Takie smutne dla nas obojga...
I wracając myślą do tej chwili, odczuwam głębokie współczucie dla niewinnego, marzycielskiego chłopca, który budował swój fantastyczny świat w otoczeniu tak podłych, niskich ludzi i zdarzeń.
(...) lepiej, aby kalectwo ujawniało się w postaci zmarszczek dokoła oczu, wywołanych ciągłym uśmiechaniem się do bliźnich, niż w innej mniej przyjemnej postaci.
Raz na zawsze wiedziałem, ku memu zmartwieniu, i świadomość ta powracała mi wciąż, jeżeli nie towarzyszyła bez przerwy, że kocham ją wbrew rozsądkowi, wbrew temu, com sobie przyrzekł, wbrew własnemu spokojowi, wbrew nadziei, wbrew szczęściu i mimo wszystkich rozczarowań, jakie mogą mnie spotkać.
Przewietrza płuca, zmywa oblicze, ćwiczy wzrok i łagodzi usposobienie. Płacz sobie, płacz.
Pragnę, by pani wiedziała, że była pani ostatnim marzeniem mej duszy! Pomimo upadku nie upadłem tak nisko, by widok pani i pani ojca oraz waszego domu, który potrafiła pani uczynić prawdziwym domem, żeby to wszystko nie zbudziło we mnie dawnych cieni, o których myślałem, że na zawsze umarły. Od kiedy panią poznałem, czuje wyrzuty, których myślałem już nigdy nie czuć, słyszę głosy wzywające mnie naprzód, o których myślałem, że zamilkły na wieki. Mam jakieś niejasne pragnienie walki, dokonania czegoś, zaczęcia czegoś od początku, wyzwolenia się z więzów gnuśności i rozpusty! Chciałbym znów walczyć jak dawniej! Sen, tylko sen, który kończy się niczym, który zostawia śpiącego tam, gdzie spał, ale pragnę, by wiedziała pani, że to pani natchnęła mnie tym snem!
Dziwny to fakt, zasługujący na to, by się nad nim zastanowić, iż każda istota ludzka tak jest stworzona, że jest nieodgadnioną tajemnicą i zagadką dla innych istot ludzkich.
- (...) Boże! Boże! Tak nieoczekiwanie! I to wśród głuchej nocy!
Doktora najwidoczniej najbardziej niepokoił fakt, że włamanie było nieoczekiwane i ze usiłowano dokonać go w nocy- jak gdyby stałym obyczajem panów włamywaczy było załatwianie swoich interesów w południe i umawianie się drogą listowną na dzień czy dwa naprzód.
Czy to tobie decydować, który człowiek winien umrzeć, a który ma przeżyć?...O Boże! Żeby taki byle robak oceniał, czy nie za dużo jest wkoło robaków?
O tej porze roku - ciągnął duch - cierpię najboleśniej. Czemu...o, czemu za życia szedłem pośród bliźnich z oczami spuszczonymi w dół i nigdy nie podniosłem, by spojrzeć na ową błogosławioną gwiazdę, która wskazała mędrcom drogę do ubogiej stajenki? Czyż nie dość było w moim mieście ubogich domów, do których zaprowadziłaby mnie ta gwiazda?
Mdłe światło płynące zza okna padało na łóżko, gdzie leżały ograbione, odarte z majestatu śmierci zwłoki człowieka, przy którym nikt nie czuwał, którego nikt nie opłakiwał.
Życie jest bardzo jednostajne (...) każde dziś nie różni się od wczoraj, a jutro nie wróży odmiany.
Kiedy człowiek krwawi wewnątrz – rzecz to niebezpieczna dla niego samego.
Kiedy śmieje się wewnątrz – rzecz niebezpieczna dla bliźnich!
Kiedy mi mówisz, że mnie kochasz, to rozumiem ten wyraz, ale nic więcej, Wyraz ten nie budzi nic w mym sercu, nic we mnie nań nie odpowiada.
- Każdy jest przyjacielem siebie samego, mój drogi - stwierdził starzec filozoficznie. - Nigdy i nigdzie nie znajdziesz lepszego.
- Z wyjątkiem określonych sytuacji - odparł Noah, pozując na obytego w świecie inteligenta. - Czasami nie znajdziemy gorszego wroga, niż siebie samego, rozumie pan?
Niestety, czasami życie obchodzi się z nami okrutnie, a my nie możemy nic na to poradzić.
- Człowieku - ozwał się duch - jeżeli masz w piersi serce, a nie kamień, nie wypowiadaj tych słów bezmyślnych i obmierzłych, póki się sam nie przekonasz, kim jest i gdzie żyje ten nadmiar ludności. Czyżbyś miał prawo rozstrzygać, którzy ludzie powinni żyć, a którzy umrzeć? Być może w oczach Boga mniej zasługujesz na to, aby żyć, niźli miliony istot podobnych temu dziecięciu biednego człowieka. Chryste! Że też słuchać muszę, jak marny robak, żerujący na liściu, uskarża się na nadmiar żywności pośród swych współbraci, co głodni pozostają w pyle ziemi!
(...) ujęła jego rękę i ucałowała, potem przez chwilkę zatrzymała ją w swych dłoniach, pieszczotliwie tuląc do niej policzek. W geście tym było tyle niewymownej miłości...