Alternatywą dla demokracji jest normalność.
W demokracji zbawiony będzie ten, kto wyznaje religię tolerancji i sortuje śmieci.
Można odnieść wrażenie, że przez te wszystkie lata ci ludzie nie komunikowali się wcale ze światem, z Europą, nie czytali żadnych klasyków demokracji, nie rozumieją, jaka jest różnica między demokracją większościową, a działającą od tak dawna, że nawet trudno ją nazwać nowoczesną, demokracją liberalną, że nie rozumieją, jakie obowiązki ma demokratyczne państwo wobec mniejszości, na czym polega świeckość państwa, jakie edukacyjne i kulturotwórcze obowiązki mają wobec obywateli jego organy. Zupełnie nie rozumieją, na czym polega wolność słowa, wolność tout court.
Jak może istnieć ustrój, w którym dwóch meneli spod budki ma dwa głosy, a profesor uniwersytetu ma jeden głos? Trzeba być idiotą, żeby chcieć w takim ustroju żyć.
Doprowadziło to do ustanowienia rozbudowanych przywilejów dla prywatnych ubezpieczycieli. Grupa podmiotów (w przytłaczającej większości zagranicznych) uzyskała rodzaj zbiorowego monopolu na przejmowanie bardzo dużej części składki ubezpieczeniowej i pobieranie gigantycznych potrąceń z tej składki (początkowo nawet 10 proc.!). Ustanowiony został system, w którym – w praktyce – PTE zarabiają wiele, nawet gdy ubezpieczeni dużo tracą (tak było w 2009 r.). W tym systemie ubezpieczeni są jeszcze bardziej ubezwłasnowolnieni niż w ZUS. Ubezpieczony w ZUS przyszłe świadczenie ma ex ante określone. Oczywiście gwarancją jest tylko stabilność prawa, ale w demokracji emeryci są silni i trudno jest uzyskać polityczne przyzwolenie na jego niekorzystną zmianę.
Może udawało mi się dotknąć artyzmu, ale nigdy nie myślałem o sobie jako o artyście. Rzemiosło pozwoliło mi zachować normalność w zawodzie. Nie przeżywam egzystencjalnej męki twórczej, nie owijam się w węże boa, nie noszę beretu i nie palę marihuany. Wajda pytany kiedyś, dlaczego nie angażuje mnie do filmów, odpowiedział że „Englert jest za zdrowy”.
Wiadomo, że bogactwo na świecie rozkłada się nierównomiernie i nigdy równo się rozkładać nie będzie. Takie są cechy kapitalizmu. Trudno mieć wolny rynek bez wszystkich konsekwencji, jakie ze sobą on niesie. Ograniczanie nierówności jest jednak potrzebne, ale nie nastąpi w wyniku oddziaływania samoistnych mechanizmów rynkowych, tylko dzięki działaniu państwa i odpowiednio przez nie kształtowanego ustawodawstwa, np. w zakresie podatków i wydatków publicznych. Niektórzy twierdzą, że dla wzrostu gospodarczego dobra byłaby gospodarka silnie nierówna, bez interwencji państwa, ale jest oczywiste, że po kilku latach w takim kraju doszłoby do rewolucji i końca demokracji.
Przyszło nam żyć, kiedy zmieniają się epoki. Kiedy technologia mówi, że z państewek trzeba przejść na kontynenty, na globalizację. Do demokracji trzeba wpisać nowe elementy, by była demokracją, a nie jakimś mafijnym układem. Takie mamy czasy. I będą się różne rzeczy teraz zdarzać.
Jedno tu tylko słowo pasuje: s-syn.
Potrzebujemy demokracji jak powietrza do oddychania.
Rosja nie potrzebuje dziś zamachu stanu, który rzekomo przywróciłby normalność. Potrzebuje ona rewolucji – leninistycznej, z prawdziwą rewolucyjną przemocą, która nie tylko odsunie Putina i jego klikę od władzy (zasługuje on na ten sam los co Mikołaj II), ale też zniszczy cały system oligarchicznego, kolesiowskiego kapitalizmu, wywłaszczy zbrodniczych wywłaszczycieli i wezwie uciskanych tego świata, by dołączyli do walki. Ale tego właśnie najbardziej boi się Zachód.