Nie ma już klasycznej gospodarki rynkowej. A polityka to taka gra w zaspokajanie potrzeb ludzi, które nie zawsze są racjonalne.
Teraz wbija się ludziom do mózgów, że 4 czerwca 1989 roku to była jakaś szczególnie ważna data. A przecież tamte wybory były całkowicie ustalone i ustawione z komunistami. Rola Solidarności sprowadzała się do tego, by przeprowadzić straszne, bolesne, okrutne zmiany ekonomiczne. Brutalna operacja tzw. planu Balcerowicza, czyli Sachsa i Sorosa, na społeczeństwie polskim. I to miała na siebie wziąć Solidarność i spłonąć w tym procesie.
[...] Dziś jako suwerenne państwo gonimy poziom życia na Zachodzie. Nie przypadkiem w Wielkiej Brytanii w debacie politycznej podnosi się, że w 2030 r. polska rodzina będzie miała większy dochód niż brytyjska. W tej nowej, „federalnej” Europie tempo naszego rozwoju zrówna się z zachodnim, co oznacza stagnację. Oni już zgromadzili tyle bogactwa, że im to wystarczy, my musimy iść dużo szybciej.
[...] środki z KPO mają dla rozwoju gospodarczego minimalne znaczenie. Dodałyby do wzrostu gospodarczego 0, 3–0, 4 proc. PKB. Przy naszym normalnym ok. 4-proc. wzroście to nie ma większego znaczenia. Polityczny charakter tej blokady, jej faktyczna bezprawność nie ulegają wątpliwości, nawet nie jest to specjalnie skrywane. Warto podkreślić, że wejście Polski do Unii Europejskiej dało nam taki skok nie dlatego, że spadł na nas deszcz pieniędzy, bo tak nie było i były one przeznaczone na z góry określone cele, ale ponieważ uzyskaliśmy dostęp do wspólnego rynku i umieliśmy z tej szansy skorzystać.
Ekonomiści związani z opozycją, w tym niektórzy zasiadający w Radzie Polityki Pieniężnej, od początku proponowali jeszcze bardziej radykalne, dużo większe podwyżki stóp procentowych. Intencje w mojej ocenie były polityczne. Chodziło o to, żeby zapłakali kredytobiorcy złotowi, kredyty inwestycyjne stały się niedostępne, gospodarka się załamała, wzrosło bezrobocie, a rząd upadł.
[...] Polska pozostanie stabilnym, dobrze zarządzanym państwem. Widać, że rynki mają do naszego kraju, naszej gospodarki i instytucji państwowych duże zaufanie. Prowadzona przez ostatnie osiem lat polityka, sposób reakcji na przychodzące z zewnątrz kryzysy są oceniane jako wręcz wzorcowe. Wyniki polskiej gospodarki są tu niezaprzeczalnym argumentem.
Wiadomo, że bogactwo na świecie rozkłada się nierównomiernie i nigdy równo się rozkładać nie będzie. Takie są cechy kapitalizmu. Trudno mieć wolny rynek bez wszystkich konsekwencji, jakie ze sobą on niesie. Ograniczanie nierówności jest jednak potrzebne, ale nie nastąpi w wyniku oddziaływania samoistnych mechanizmów rynkowych, tylko dzięki działaniu państwa i odpowiednio przez nie kształtowanego ustawodawstwa, np. w zakresie podatków i wydatków publicznych. Niektórzy twierdzą, że dla wzrostu gospodarczego dobra byłaby gospodarka silnie nierówna, bez interwencji państwa, ale jest oczywiste, że po kilku latach w takim kraju doszłoby do rewolucji i końca demokracji.
Prezydent Roosevelt miał kiedyś powiedzieć, że „spokojne morze nie czyni dobrego żeglarza”. Przy flaucie nie da się bowiem zdobyć umiejętności i doświadczenia niezbędnego w czasie sztormu. Podobnie funkcjonowanie w korzystnych i stabilnych uwarunkowaniach gospodarczych rzadko pozwala na przygotowanie się na trudniejsze czasy. A niestety takie czasy prędzej czy później nadchodzą, bo występowanie nieoczekiwanych szoków jest nieodłączną cechą gospodarki. Wyzwania pojawiające się w okresach dekoniunktury uruchamiają często pokłady kreatywności i dynamizmu, które pozwalają wielu podmiotom gospodarczym na dostosowanie się do zmienionych uwarunkowań.
Siły polityczne, które chcą powrócić do władzy, myślą o zapewnieniu swojej dominacji już „na zawsze”. Ma im to umożliwić wejście Polski do strefy euro. Ale bez zmiany prezesa banku centralnego nie będzie to ani łatwe, ani proste, ani szybkie.
Fizycznej gotówki mamy nieprzebrane ilości.
Dopóki będę prezesem Narodowego Banku Polskiego, Polska nie wejdzie ani do ERM II, ani do strefy euro.
Stoję jako jastrząb na czele jastrzębi, które tworzą w tej chwili Radę Polityki Pieniężnej.
A skąd pani wie, z którą partią sympatyzuję? Ostatni raz byłem w partii chyba w 1992 r. Ale to ciekawa wymiana zdań. Narodowy Bank Polski jest z dala od jakiejkolwiek polityki. To było jakieś inne życie. Byłem młodszy od pani. Ja nigdy nie patrzę, kto skąd przychodzi, jakie ma poglądy itd. Jeśli jest dobry, lojalny, to go cenię.
Rozważanie wejścia Polski do strefy euro może nastąpić wówczas, kiedy stopień konwergencji będzie wysoki i będziemy mieli np. 70 proc. średniej zamożności i dojrzałości gospodarczej strefy euro, czyli za 20, 25, 30 lat.
Mamy bowiem bardzo dobrą sytuację na rynku pracy. Też częściowo wynika ona z działań NBP. Stworzyliśmy warunki, bez których uruchomienie tarcz antyinflacyjnych byłoby niemożliwe. Ogólnie, sytuacja gospodarcza Polski jest bardzo dobra. Na świecie mówi się o cudzie gospodarczym w Polsce. Obserwowany w naszym kraju wzrost jest stabilny, zrównoważony. Jeśli mamy jakieś zmartwienia, to jest nim w tej chwili jedynie popandemiczny wzrost inflacji.
Radziłbym panu Gowinowi, żeby dwa razy głęboko oddech wziął zanim się wypowiada na temat NBP. Jedna z dobrych tradycji w Polsce, zapisana zresztą w odpowiednim piśmiennictwie prawnym jest taka, że NBP i rząd to są odrębne całkowicie instytucje. I taką tradycją jest, że przedstawiciele NBP nie komentują prac rządu i ministrów, np. reformy szkolnictwa wyższego, a tu jest większość profesorów, jak też pracuję 42 lata jako wykładowca. Mam przecież opinię o reformie pana Gowina. Przecież nie przyszłoby mi do głowy, żeby publicznie się na ten temat wypowiadać. I pan Gowin też powinien dwa razy wziąć głęboki oddech, jak to nie pomoże, to zimny prysznic i się nie wypowiadać nt. NBP, bo tworzy pewne zamieszanie, tym bardziej że jest kompletnie niepoinformowany, o co chodzi.
W ciągu 10 lat nasz PKB wzrósł o 40 proc., a w strefie euro o 6 proc. Im bogatszy jest kraj, tym mniejsze jest tempo wzrostu, ale generalnie jesteśmy pendolino, które macha stojącym po drodze. Minęliśmy Grecję, mijamy Portugalię i gonimy Włochy.
Szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor. Z nieznanych mi powodów. Z powodu ich może wyglądu czy czegoś innego. Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, nad ich rodzicami. Wszyscy są w Warszawie szalenie zbulwersowani.
Nigdy nie patrzę, kto skąd przychodzi. Jak dobrze pracuje, jest lojalny, to go cenię. W NBP pracują ludzie o wszystkich możliwych poglądach. Nawet pewnego dnia ujawnił się, na portalu internetowym, anarchista komunistyczny – ponieważ pracował w dziale, w którym nie miało to znaczenia, to poproszono go tylko, żeby nie był aktywny. Najwięcej osób tu pracujących to osoby, które kiedyś były związane czy są rodzinami członków SLD czy Platformy Obywatelskiej itd. To nikomu tu nie przeszkadza. Nikt nie zwraca uwagi, kto jest katolikiem, kto jest prawosławnym. Czy jest rowerzystą, czy jeździ autobusem. Mógłbym państwu przyprowadzić tutaj 200 osób związanych ideą z Platformą Obywatelską, później kolejne 200 z SLD i kolejne 200 z PiS. To nie ma znaczenia, czy osoba wychodząc z banku, ogląda TVN czy TVP Info. Dyscyplina w banku jest bardzo wysoka.
Jeśli na przykład premier Gowin mówi, że jest nieprzyzwoitość, czy jak on to mówi, niejawność zarobków w NBP, to zachęcam, żeby to zrobił na uczelniach publicznych, które biorą pieniądze z podatków. My nie bierzemy pieniędzy z podatków, odprowadzamy pieniądze. Trzeba zacząć od swojego podwórka i je uporządkować.