Chrześcijaństwo to zbyt poważna sprawa, żeby ją zostawić Kościołowi katolickiemu.
Zachodnia poprawność polityczna („wokeness”) zastąpiła dawną walkę klas, tworząc w efekcie liberalną elitę, która twierdzi, że chroni zagrożone mniejszości rasowe i seksualne, co ma na celu odwrócenie uwagi od jej własnej uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej i politycznej. To kłamstwo pozwala z kolei populistycznej altprawicy przedstawiać siebie jako tych, którzy bronią „zwykłych” ludzi przed wielkimi korporacjami i „trzymającymi władzę” elitami, nawet jeśli sama również zajmuje wysoką pozycję w ekonomicznej i politycznej hierarchii.
W przewrót dokonany przemocą nie wierzę. Ale widzę, że jesteśmy w paskudnie typowym rewolucyjnym momencie, kiedy radykalnie zmieniają się najbardziej podstawowe zasady naszego funkcjonowania i wszyscy na tym tracimy. Nie tylko zasady polityczne zmieniają się na niekorzyść. Także rozumienie samego człowieczeństwa. Wierzę w rewolucję, która odmieni świat i znów go uczłowieczy.
Miłość to wykluczenie, "chcę tylko ciebie, a inni niech się odpieprzą".
Jeśli uda się uniknąć kolejnej prawdziwie globalnej wojny, mamy przed sobą perspektywę kruchego pokoju, na którym cieniem będzie kładła się groźba wojny, służąca za powód do gigantycznych, nowych inwestycji militarnych, podejmowanych, żeby powstała utrzymująca go równowaga. Pokój będzie kruchy nie tylko ze względu na konflikt interesów gospodarczych, lecz także konflikt wokół interpretacji wojny w Ukrainie – w którym nie chodzi tylko o fakty.
Najbardziej brutalnym i przygnębiającym faktem najnowszej historii jest to, że jedyne niedawne wydarzenie podobne do tego, które wyobraża sobie Buden, gdy rewolucyjny tłum siłą wtargnął do siedziby władzy, miało miejsce 6 stycznia 2021 roku w Waszyngtonie. Tłum zwolenników Trumpa wdarł się na Kapitol w desperackiej próbie unieważnienia wyniku demokratycznych wyborów, uważając je za oszustwo zorganizowane przez korporacyjne elity (i do pewnego stopnia ci ludzie mieli rację!).
Rosja nie potrzebuje dziś zamachu stanu, który rzekomo przywróciłby normalność. Potrzebuje ona rewolucji – leninistycznej, z prawdziwą rewolucyjną przemocą, która nie tylko odsunie Putina i jego klikę od władzy (zasługuje on na ten sam los co Mikołaj II), ale też zniszczy cały system oligarchicznego, kolesiowskiego kapitalizmu, wywłaszczy zbrodniczych wywłaszczycieli i wezwie uciskanych tego świata, by dołączyli do walki. Ale tego właśnie najbardziej boi się Zachód.
Nie znajdziemy nadziei na mapie globalnego kapitalizmu. Może potrzeba dziś rewolucji, ale tylko radykalna prawica wydaje się do niej zdolna.
Nienawidzę idiotycznego pacyfizmu.
„Wojna domowa”, którą Peterson widzi w rozwiniętych krajach Zachodu, jest zatem urojeniem, konfliktem pomiędzy dwoma wersjami tego samego globalnego systemu kapitalistycznego: nieograniczonym liberalnym indywidualizmem i neofaszystowskim konserwatyzmem, który pragnie połączyć dynamikę kapitalizmu z tradycyjnymi wartościami i hierarchiami.
Burżuazja, tam gdzie doszła do władzy, zburzyła wszystkie feudalne, patriarchalne, idylliczne stosunki […]. Wszystkie stężałe, zaśniedziałe stosunki, wraz z nieodłącznymi od nich, z dawien dawna uświęconymi pojęciami i poglądami ulegają rozkładowi, wszystkie nowo powstałe stają się przestarzałe, zanim zdążą skostnieć. Wszystko, co stanowe i zakrzepłe, znika, wszystko, co święte, ulega sprofanowaniu i ludzie muszą wreszcie spojrzeć trzeźwym okiem na swoją pozycję życiową, na swoje wzajemne stosunki.
Współczesne formy „paranoidalnego” nadmiernego utożsamiania się są wewnętrzną odwrotnością uniwersalizmu Kapitału, wewnętrzną reakcją na ten uniwersalizm. Im bardziej logika Kapitału nabiera cech uniwersalnych, tym bardziej jej przeciwieństwo przyjmuje cechy „irracjonalnego fundamentalizmu”. Innymi słowy, nie ma stąd wyjścia tak długo, jak długo wymiar uniwersalny naszej formacji społecznej będzie definiowany w kategoriach Kapitału. Kapitał jest ostateczną siłą „wydziedziczania”, która podkopuje każdą trwałą tożsamość społeczną, i pozwala zinterpretować „późny kapitalizm” jako epokę, w której tradycyjna trwałość pozycji ideologicznych (autorytet patriarchalny, utrwalone role seksualne, itd.) stają się przeszkodą na drodze do niczym nie pohamowanego "utowarowienia" każdego życia.
Uważam, że w chrześcijaństwie Duch Święty ma dużo wspólnego z wyidealizowanym kolektywem w wizji partii komunistycznej – to uświadomiona zbiorowość ludzi dobrej woli.
Tym, co kategorycznie opiera się uniwersalizacji jest raczej szczególna struktura narodowych stosunków wobec radości: „…dlaczego Inny pozostaje Innym? Na czym polega Sprawa naszej nienawiści do niego, naszej nienawiści do niego w samym jego istnieniu? Jest to nienawiść radości w Innym. Taka jest najogólniejsza formuła współczesnego rasizmu, którego jesteśmy dzisiaj świadkami: jest to nienawiść do określonego sposobu, w jaki Inny doznaje swej radości. (…) Zagadnienie tolerancji lub nietolerancji nie ma żadnego związku z przedmiotem nauki czy z prawami człowieka.”
Żadne z rozwiązań proponowanych w ciągu ostatniego stulecia – może z wyjątkiem państwa socjalnego i paru innych pożytecznych pomysłów – nie daje nam odpowiedzi, co dalej. Potrzebujemy świeżego spojrzenia i nowych pomysłów.
Chińscy naukowcy w Pekińskim Instytucie Genomiki dokończyli właśnie sekwencjonowanie czwartego ludzkiego genomu na świecie. Planują użycie swojej genetycznej bazy danych do „rozwiązywania problemów związanych ze specyficznymi dla Chińczyków chorobami genetycznymi” (?) oraz do poprawy diagnostyki, prognoz i terapii. Tego rodzaju zjawiska to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co dzieje się w Chinach, i nie usłyszymy o tym za wiele w mediach zajętych problemami w Tybecie itp.: chodzi o rozprzestrzenianie się rewolucji biogenetycznej. Podczas gdy na Zachodzie debatujemy bez końca na temat etycznych i prawnych granic eksperymentów i procedur biogenetycznych (…), Chińczycy po prostu je wykonują bez żadnych ograniczeń.
Było piękne słońce. Siedziałem na tarasie kawiarni, przyglądałem się czołgom miażdżącym rewoltę i zajadałem truskawkowe ciastko. Trudno wyobrazić sobie wspanialszą chwilę. Wszystko było po prostu doskonałe.
Wszelkie problemy gospodarcze, jakie nas dzisiaj nękają, wymknęły się spod kontroli demokratycznej. Tam, gdzie jest to istotne, demokracja nie działa.
WikiLeaks jest zatem zagrożeniem dla oficjalnego funkcjonowania władzy. Prawdziwym celem tej operacji nie były brudne szczegóły ani odpowiedzialne za nie osoby; celem nie byli ludzie będący u władzy, ale sama władza, jej struktura. Nie powinniśmy zapominać, że na władzę składają się nie tylko instytucje i zasady ich działania, ale także legalne („normalne”) sposoby jej kwestionowania (prasa, organizacje pozarządowe itd.). (…) WikiLeaks zakwestionowało władzę poprzez zakwestionowanie normalnych kanałów kwestionowania władzy i ujawniania prawdy.
W tym samym czasie, gdy Avatar zarabia pieniądze na całym świecie, ma miejsce coś, co dziwnie przypomina jego fabułę. Górzyste tereny indyjskiego stanu Orissa, zamieszkane przez lud Dongria Kondh, zostały sprzedane koncernom wydobywczym, które planują eksploatację tamtejszych ogromnych zasobów boksytu (wartych co najmniej 4 bln dolarów). W odpowiedzi na ten projekt wybuchła maoistowska (naksalicka) zbrojna rebelia. (…) W Orissie nie ma szlachetnie urodzonych księżniczek czekających, aż biali bohaterowie je uwiodą i pomogą ich ludowi. Są tylko maoiści organizujący głodujących chłopów. (…)
Ci sami ludzie, którzy z przyjemnością oglądają Avatara i podziwiają zbuntowanych tubylców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ze zgrozą odwróciliby się od naksalitów, odrzucając ich jako zbrodniczych terrorystów. Prawdziwym awatarem jest więc sam Avatar – film zastępujący rzeczywistość.