Wiadomo, że bogactwo na świecie rozkłada się nierównomiernie i nigdy równo się rozkładać nie będzie. Takie są cechy kapitalizmu. Trudno mieć wolny rynek bez wszystkich konsekwencji, jakie ze sobą on niesie. Ograniczanie nierówności jest jednak potrzebne, ale nie nastąpi w wyniku oddziaływania samoistnych mechanizmów rynkowych, tylko dzięki działaniu państwa i odpowiednio przez nie kształtowanego ustawodawstwa, np. w zakresie podatków i wydatków publicznych. Niektórzy twierdzą, że dla wzrostu gospodarczego dobra byłaby gospodarka silnie nierówna, bez interwencji państwa, ale jest oczywiste, że po kilku latach w takim kraju doszłoby do rewolucji i końca demokracji.
W kwestiach społeczno-ekonomicznych jest mi bliska orientacja tradycyjnie socjaldemokratyczna: przekonanie, że rynku i prywatnej własności wyeliminować nie można i nie należy, ale, że państwo musi procesy gospodarcze regulować, nie dopuszczając do nadmiernych nierówności, zapewniając stabilność i stymulując rozwój. W moim aksjologicznym katalogu jest też przekonanie (dziś rozpowszechnione), że polityczna demokracja (choć nie wolna od ryzyka) nie ma sensownej alternatywy. Także przekonanie (niepodzielane powszechnie), że narodowe państwo pozostaje nawet we współczesnym świecie, instytucją niezbędną.
Demokracja to jest stan państw w ciągłym kryzysie.
Nie może być demokracji bez określonych reguł… Wolność nie znaczy, że można poruszać się po niewłaściwej stronie ulicy.
Proszę mnie zrozumieć, nigdy nie przestanę powtarzać, że demokracji nie można podarować jak tabliczki czekolady. Demokrację trzeba sobie wywalczyć. A żeby ją sobie wywalczyć trzeba jej pragnąć. A żeby jej pragnąć trzeba wiedzieć czym jest. Irakijczycy nie wiedzą. A jeszcze mniej ją rozumieją. I w konsekwencji jej nie pragną. Nie tyle dlatego, że po dwudziestu czterech latach krwawej dyktatury są ignorantami, ale dlatego, że są muzułmanami tłamszonymi przez teokrację, nie potrafią stać się kowalami własnego losu. Teokracja nie uczy rozumować, wybierać, decydować o własnym losie. Uczy poddawać się, służyć i być posłusznym Bogu, który jest władcą absolutnym, panem, który kontroluje każdą chwilę i każdą dziedzinę twojego życia, jest gorszym tyranem niż Saddam Hussein. Być może za sto lat lub dwieście wszystko ulegnie zmianie. Dzisiaj świat szybko się przeobraża. Ale teraz rzeczywistość jest jaka jest i nie zgadzać się z tym to czysta demagogia.
W demokracji zbawiony będzie ten, kto wyznaje religię tolerancji i sortuje śmieci.
Wszelkie problemy gospodarcze, jakie nas dzisiaj nękają, wymknęły się spod kontroli demokratycznej. Tam, gdzie jest to istotne, demokracja nie działa.
Obawiam się, że przepaść pomiędzy rzeczywistymi odczuciami społeczeństwa i niemożliwością ich wyrażenia za pomocą polityki może stać się czymś bardzo groźnym. Zwłaszcza jeśli z góry uznamy, że nie ma na to żadnej rady. Na tym polega mój problem z dzisiejszą demokracją, a nie na totalitarnym marzeniu, o które podejrzewają mnie strażnicy prawomyślności.
Komunizmu nie da się obronić w żaden sposób. To była totalna porażka. Z kolei spóźnieni antykomuniści, których pełno w Polsce, na Węgrzech czy w Słowenii, na pytanie, dlaczego nasze życie bywa nadal tak podłe, skoro kapitalizm jest lepszy od socjalizmu, odpowiadają: „Ponieważ to jeszcze nie jest prawdziwy kapitalizm. Nadal rządzi nami wąska grupa komunistów. Dlatego potrzebujemy nowej czystki, musimy powtórzyć antykomunistyczną rewolucję”. To niezwykle zabawne, że dzisiejsi antykomuniści używają najbardziej zużytej goszystowskiej kliszy, zgodnie z którą demokracja w kapitalizmie to jedynie maska, skrywająca bezwzględną władzę wąskiej sekty bogaczy. Innymi słowy, ci spóźnieni neofici antykomunizmu nie dostrzegają, że to, co demaskują jako wypaczony pseudokapitalizm, jest w rzeczywistości kapitalizmem tout court.
Grozi nam demokracja, w której wszystko zostaje zredukowane do zrytualizowanych i pustych w środku skorup. Najdoskonalsze ucieleśnienie tego zjawiska stanowią dziś Berlusconi i Putin: wybory są tylko formalnością, one jedynie „zatwierdzają” władzę. Zarówno Putin, jak i Berlusconi mają poparcie 60 proc. wyborców – mimo że sytuacja gospodarcza w obu krajach bardzo się pogorszyła. Nic dziwnego, że są tak bliskimi przyjaciółmi.
Przypadek Chin pokazuje, że związek między demokracją a kapitalizmem został ostatecznie zerwany. To jest właśnie tak niepokojące w dzisiejszych Chinach. Obawiam się, że ta wersja autorytarnego kapitalizmu jest nie tylko przywołaniem naszej przeszłości – fazy dzikiego kapitalizmu – ale także zapowiedzią przyszłości. Bo co się stanie, jeśli chińska kombinacja okaże się wydajniejsza niż liberalny kapitalizm?
Są dwa rodzaje miłośników demokracji: jedni lubią w niej „demos”, inni – „krację”.
Cała definicja aprobaty i popularności demokratycznego przywódcy nie znajduje zastosowania w państwie autokratycznym. Kiedy w mieście jest tylko jedna restauracja, która ma w menu tylko jedno danie, a nikomu nie wolno otworzyć innej restauracji, to czy ta jedyna jest popularna?
W Związku Radzieckim system dyktatury nie sprawdził się. Bolszewicy - a szczególnie Lenin - twierdzili, że dzięki demokracji proletariat zdobędzie władzę i z pomocą demokracji ją zachowa. Jednak bolszewicy wzięli władzę łamiąc podstawy demokracji. Potem poszli w kierunku budowania dyktatury. Chcieli pokazać, że to "wyższy rodzaj demokracji". Czym się to skończyło, doskonale wiemy. Lenin szybko dostrzegł, że poszli nie tą drogą, że zrobili błąd. Jednak przedwcześnie zmarł. Być może gdyby żył, rozwiązałby ten problem.
A co to jest Rosja? To wieki pod rządami Tatarów, wieki pod rządami carów, 70 lat komunistycznej władzy. Wszystko to odbiło się na charakterze narodu, na wielu pokoleniach. Z takim dziedzictwem chciano stworzyć za jednym pociągnięciem modelową demokrację. To nie było poważne.
Potrzebujemy demokracji jak powietrza do oddychania.
Nie, nie jestem Amerykaninem. Jestem jednym z 22 milionów czarnych ludzi, którzy są ofiarami amerykanizmu. Jeden z 22 milionów czarnych ludzi, którzy są ofiarami demokracji, która jest niczym poza ukrytą hipokryzją.
Oh, ta zachodnia, demokratyczna tępota...
Jeżeli uwolni się przepływ kapitału, jeżeli zniesie się cła i opodatkowanie wymiany walutowej, to pozbawia się rządy możliwości prowadzenia polityki społecznej koniecznej dla zachowania wewnętrznej równowagi. W globalnie wolnej gospodarce rządy narodowe muszą wybierać między niszczeniem społeczeństwa albo gospodarki. Teraz to dzieje się wszędzie. Dlatego demokracja staje się coraz bardziej nieznośna i trzeba ją ograniczać. Polityka neoliberalna na dłuższą metę niszczy nie tylko gospodarkę, ale też demokrację.
Politycy establishmentu zaczęli się niepokoić, bo zobaczyli, że coraz trudniej jest im realizować interesy wielkich korporacji. Dlatego podjęli ogromne wysiłki, żeby ograniczyć pole demokracji. To był cel stworzenia wielkich prawicowych fundacji ideologicznych – takich jak Heritage Foundation czy American Enterprise Institute. Chodziło o przesunięcie całego pola publicznej debaty na prawo. O kontrolę nad gazetami, radiem i telewizją, o odzyskanie wpływu na uniwersytety. To się w dużym stopniu udało. Amerykańskie media są dziś dużo bardziej prawicowe niż większość społeczeństwa, a na uniwersytetach lewicowy dyskurs został wyciszony.