Dziś, gdy tyle dobrego mówi się o nas, szczególnie u nas, nadszedł chyba wreszcie czas, by powiedzieć sobie całą prawdę o doganianiu światowej czołówki. A prawda ta wygląda następująco: My nikogo nie gonimy! To po prostu oni przed nami uciekają!
Dowiadujemy się z niego, że wilgoć i niezdrowe powietrze oraz ciasnota to były klasyczne warunki, w jakich musiał żyć proletariat w XIX wieku. Dziś w Polsce można spotkać bezdomnych nawet po wyższych studiach, więc postęp jest ogromny. Nie mają też oni piwnicznej izby, bo to są w miastach najdroższe miejsca, przeznaczone na restauracje, bary, puby i nocne lokale. Bezdomni żyją dziś na ulicy, więc żadna zatęchła wilgoć i żadna ciasnota ich nie dotyczy.
Aktor, zawinięty w ogromny naleśnik, który swym kształtem nawiązuje do geometrii Universum, proponowanej przez Riemanna i Łobaczewskiego, śmiało od początku nazywa to, co dotychczas wymykało się z rąk szekspirologom: człowiek to tylko mięsny farsz w naleśniku przemijania.
Ale jedno mnie wkurzało zawsze. Mianowicie we wszystkich prawie programach czy widowiskach dziecięcych gdzie jest jakiś prowadzący, to było zdziecinnienie głównie prowadzącego. [...] To jest beznadziejne, bo dzieci są bardzo poważne. Dzieci nienawidzą takiego łaszenia się. Ja sobie pomyślałem: będę do tych dzieciaków mówił normalnie, jak do partnerów. I to zagrało.
Ani na chwilę nie można tracić czujności i gdy tylko ta pogoda ducha próbuje nas opuścić, trzeba ją capnąć i przytrzymać.
Wygląda na to, że powinienem się wytłumaczyć z mojej przydługiej nieobecności na FB. [...] Dotąd nie nazwałem żadnego z moich rozmówców „kretynem”, jak profesor Terlecki. [...] Nie wpadłem na to, jak doradca Andrzeja Dudy Deszkiewicz, że uczestniczki Powstania Warszawskiego to „zdemenciałe archeocelebrytki”. Jako cienias i miękiszon pozostający daleko w tyle jeśli chodzi o osiągnięcia w dziedzinie chamstwa, postanowiłem dokładniej przeanalizować swoją postawę. Apeluję więc do Państwa o przysyłanie mi innych wzorów zachowań, do których powinienem dorosnąć.
Nachalną i grubo ciosaną propagandą TVP pozostawiła daleko w tyle wszystkie komunistyczne festiwale kołobrzeskie razem wzięte. Na szczególną uwagę zasługuje tu Edyta Górniak, która zagubiona w swoim tajemniczym kosmosie ciągle nie rozumie, o czym śpiewa i w jakiej sprawie.
Zniknęła gdzieś tajemnica, oczekiwania, pytania i emocje. Nieosiągalne, podane na rozgrzanej patelni, stało się prozą.
Przede wszystkim zaciekawienie i pożądanie budzą rzeczy niedostępne, trudno dostępne czy przed nami ukrywane.
Czesław był jedyny, niepowtarzalny, nadzwyczajny. Wyrastał na wielkiego artystę w środowisku lekceważonym i – nie zawaham się powiedzieć – pogardzanym, czyli pośród tzw. bigbitowców.
Sąsiadka z piętra, niejaka Marysia, próbowała mnie przekonać, że w skrzynce radiowej siedzą małe ludziki i mówią oraz grają na instrumentach. Twierdziła, że wystarczy rozgrzebać palcem tkaninę umieszczoną z przodu odbiornika, aby dostać się do ludzików. Nie wierzyłem jej, ale ziarnko wątpliwości zostało zasiane.
Mówię do gwiazd: — Cudowne,
nie śpieszcie się, przystańcie.
I stanęły pod oknem
jak wiejscy muzykanci.
Myśli nasze wciąż o niej.
Serca nasze wciąż do niej.
Wszystko dla niej. Dla ciebie,
Warszawo!
Choćbyś morzem żeglował,
choćbyś lądem wędrował,
nie wiem jaką krainą
ciekawą —
ona wezwie cię dłońmi,
sen ją w nocy przypomni
i jak dziecko zawołasz:
Warszawo!
Oto znowu po nocy dzień się przebudził wesoły,
słońce na stół mój wchodzi, dzikie wino na okno.
otwórz okno szeroko, otwórz ramiona szeroko,
popatrz: jabłko dojrzewa. Dziecko idzie do szkoły.
A Krakowowi serce
jak jabłko na jabłoni;
a skonał w Norymberdze;
a nikt nie płakał po nim.
Jesień. Leci liście.
Pobrzękuje struna.
Popatrzcie: Stwosz idzie
i zbliża się ku nam.
Hej, tam w Warszawie jest pan minister
siwy i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
bo chce, by dla ciebie były
zimą sopelki, śniegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.