Tak naprawdę nie ma ciemnej strony Księżyca, cały jest ciemny.
Księżyc dłużej niż ktokolwiek inny obserwował z bliska Ziemię. Prawdopodobnie widział wszystkie zachodzące na niej zjawiska i śledził ludzkie poczynania. Ale milczał i nic na ten temat nie mówił. Tylko zawsze chłodno i precyzyjnie nosił w sobie ciężar przeszłości. Nie było na nim powietrza ani wiatru. Próżnia nadawała się do przechowywania nieskazitelnych wspomnień.
Co by to było gdyby człowiek musiał co dzień próbować zabić księżyc? Księżyc ucieka. A gdyby tak co dzień trzeba było zabijać słońce? W czepku się urodziliśmy.
A jeżeli morskie przypływ dowodzą, że księżyc nie jest złudnym blaskiem, tylko realną rzeczywistością, dlaczego te dziwne budynki nie miałyby stwierdzać rzeczywistości innego świata?
Na Księżycu można zostawić każdą rzecz, położyć na kamieniu i wrócić po stu latach, po milionie, ze spokojną wiedzą, że leży nietknięta. Na Marsie nie można niczego upuścić - wsiąkłoby na amen.
Mój drogi, robisz wrażenie kogoś, kto mieszka na Księżycu - królestwo marzenia, prowincja ułudy, stolica bańka mydlana.
Pogarda do tego, co nienaukowe, w katolickim społeczeństwie powinna dziwić. Kwestionuje się istnienie wpływu Księżyca na człowieka – jego siła porusza miliardami hektolitrów wody w oceanach – wierząc jednocześnie w dużo bardziej irracjonalne rzeczy, np. poczęcie z ducha czy powstanie z martwych.
Ludziom wydaje się, że przyczyną szaleństwa jest wielkie i dramatyczne wydarzenie, jakieś cierpienie, którego nie da się znieść. Wydaje im się, że wariuje się z jakichś powodów - z powodu porzucenia przez kochanka, śmierci najbliższej osoby, utraty majątku, spojrzenia w twarz Bogu. Ludzie myślą też, że wariuje się nagle, od razu, w niezwykłych okolicznościach, a szaleństwo spada na człowieka jak siatka-pułapka, pęta rozum, mąci uczucia.
Tymczasem Florentynka zwariowała zupełnie zwyczajnie i, można powiedzieć, bez powodu. Dawniej miałaby powody do szaleństwa.
(...)
Florentynka zwariowała niepostrzeżenie. Najpierw bolała ją głowa i nie mogła w nocy spać. Przeszkadzał jej księżyc. Mówiła sąsiadkom, że księżyc ją obserwuje, że jego czujny wzrok przenika przez ściany i szyby, a blask zastawia na nią pułapki w lustrach, szybach i refleksach na wodzie.
Potem, wieczorami, Florentynka zaczęła wychodzić przed dom i czekać na księżyc. Wschodził nad błoniami, zawsze ten sam, choć w innej postaci. Florentynka groziła mu pięścią. Ludzie widzieli tę pięść podniesioną ku niebu i powiedzieli: zwariowała.
Nie mów mi, że niebo jest granicą, skoro są ślady stóp na księżycu
Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy świetle księżyca.
[...]
Ona po srebrnym pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Kto jest młodzieniec? - strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? - ja nie wiem.
To, co uważasz za przeszłość, jest zachowywanym w umyśle, pamięciowym śladem minionej Teraźniejszości. Ilekroć wspominasz przeszłość, wskrzeszasz ten ślad - i wskrzeszasz go TERAZ. Przyszłość to wyimaginowane Teraz, umysłowa projekcja. Kiedy przyszłość nadchodzi, pojawia się jako Teraźniejszość. Kiedy myślisz o przyszłości, myślisz o niej TERAZ. To jasne, że przeszłość i przyszłość same przez się nie są rzeczywiste. Podobnie jak księżyc nie świeci własnym światłem, tylko odbija blask słońca, tak też przeszłość i przyszłość są tylko bladym odbiciem blasku, mocy i rzeczywistości wiekuistego Teraz. Ich rzekomo rzeczywiste istnienie zapożyczone jest od Teraźniejszości".
Śnieg skurczył się w baranki białe, w niewinne i słodkie runo, które pachniało fiołkami. W takie same baranki rozpuściło się niebo, w którym księżyc dwoił się i troił, demonstrując w tym zwielokrotnieniu wszystkie swe fazy i pozycje.
Dla człowieka to jeden mały krok, dla ludzkości skok ogromny.
Horyzont wydaje się całkiem blisko, ponieważ krzywizna jest o wiele bardziej wyraźna niż tutaj na Ziemi.
W świetle słonecznym to wspaniała powierzchnia.
Istniała wielka niepewność co do tego, na ile dobrze będziemy w stanie chodzić /po Księżycu/ w naszym nieporęcznym skafandrze ciśnieniowym.
To było wyjątkowe i niezapomniane przeżycie, ale trwało zaledwie chwilę, ponieważ mieliśmy dużo pracy do wykonania. Widoki były po prostu nadzwyczajne.
Zdecydowaliśmy się w ciągu nadchodzących dziesięciu lat polecieć na Księżyc i dokonać innych rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale właśnie dlatego, że są trudne, a przez to zmuszą nas do lepszej organizacji i wykorzystania wszystkich naszych umiejętności (…).
Wszystkie nasze wysiłki muszą zmierzać do tego, abyśmy dotarli na Księżyc przed Rosjanami. W innym wypadku nie widzę potrzeby wydatkowania takich kwot, bo kosmos jako taki niewiele mnie obchodzi. W grę wchodzą gigantyczne kwoty. Nadwerężyliśmy nasz budżet, a jedynym tego uzasadnieniem jest osiągnięcie rezultatu w takim czasie, o jaki proszę.