- Mam czekać cztery lata?
Uśmiecha się i kiwa głową.
Zrezygnowana, opadam z powrotem na poduszkę.
- Westchnęła.
- Czy ty właśnie powiedziałaś "westchnęła", zamiast naprawdę westchnąć?
- Przewróciła oczami.
Jestem tu dziś, by domagać się sprawiedliwości dla mojego ludu i pomocy obiecanej mi osiem miesięcy temu, kiedy pięćdziesiąt narodów stwierdziło, że została dokonana agresja. Nikt inny nie może skierować apelu narodu etiopskiego do pięćdziesięciu państw (…) Może ustalam precedens będąc pierwszą głową państwa zwracającą się do Ligi, ale z pewnością bezprecedensowe jest, że naród, ofiara niegodziwej wojny, znajduje się w niebezpieczeństwie pozostawienia na łasce agresora (…). Twierdzę, że problem przedstawiony dzisiaj w Lidze ma znacznie szerszy zasięg niż tylko zniesienie sankcji. Nie dotyczy on tylko agresji Włoch. Ma on charakter zbiorowy. Dotyczy on samego istnienia Ligi Narodów (…). Chodzi tu o moralność międzynarodową (…). Przedstawiciele świata, przyjechałem do Genewy, by wyjaśnić wam najboleśniejszy obowiązek głowy państwa. Jaką odpowiedź mam zanieść memu ludowi? (…). My dziś. Wy jutro.
(Gargantua) chował się przed deszczem pod rynnę, kuł żelazo, kiedy wystygło, myślał o niebieskich migdałach, łowił ryby przed niewodem, mówił hop, zanim przeskoczył, mur przebijał głową, drapał się, gdzie go nie swędziało, budował domy na piasku, zaglądał w kuchni do garnków, łaskotał się, aby się pobudzić do śmiechu, podkuwał żabom nogi, sypał wróblom soli na pośladek, opasywał się siekierką, podpierał się workiem, studnie stawiał na piecu, wodę czerpał przetakiem, ryby łowił widłami, sarny strzelał makiem, psuł papier, bazgrał po pergaminie, rachował się bez gospodarza, chwytał dwie sroki za ogon, szukał wiatru po świecie, darowanemu koniowi zaglądał w zęby, pierdział wyżej niż dziura w zadku. Czekał aż mu pieczone gołąbki wpadną same do gąbki, troskał się o zeszłoroczny śnieg, szukał dziur na całym.
Rzeczywiście, różni ludzie stawiają nam zarzut: wspieracie władzę zamiast jeszcze trochę poczekać i dodusić komunistów. Tyle że nie mówią, ile czasu trzeba by jeszcze czekać... Załóżmy nawet, że byłoby to możliwe. Przyjmijmy także, choć nie wiadomo kto mógłby obiecać coś takiego, że nie polałaby się krew. Rzecz w tym, że kilkadziesiąt rewolucji już się na świecie odbyło i żadna nie zmieniła go na lepsze.(...) Nie przeczę, że może się okazać, że nie ma innej drogi niż przewrót. Ale jest szansa, by go uniknąć. Naszym obowiązkiem jest próbować pokojowego przejścia od systemu totalitarnego do demokracji parlamentarnej, od gospodarki komunistycznej do gospodarki samodzielnych producentów i zróżnicowanej własności, od społeczeństwa pogrążonego w bierności i rozczarowaniu do społeczeństwa zorganizowanego i decydującego o swoim losie.
Wyobraźmy sobie, przywódca związkowy prezydentem, głową państwa! Czy to nie byłoby wspaniale?
„Gazeta Wyborcza” też napisała, że byłem cztery razy w Urugwaju, aby brać pieniądze od polonijnego działacza Jana Kobylańskiego (...) A co to, nie wolno już do Urugwaju jeździć? Czy „Gazeta Wyborcza” jakiś zakaz wydała?
Kazimierz Marcinkiewicz to premier na cztery lata.
Borsuk wylazł z nory i nie zawiódł; już sam zapach przyprawiał o mdłości, a do tego mlaskanie, chrząkanie, syczenie i popierdywanie czyniło odpowiednią, dziką i pełną nieoczekiwanej przyszłości atmosferę. Co będzie z Tuskiem? – spytała naiwnie hiena. I ślina pociekła jej po brodzie. Jak skończy? – dodał Brudu; tajemniczy zwierz o dwu głowach żywiący się pomówieniem i insynuacją. Borsuk oblizał się po wargach i z oczami jak dwie główki dżdżownicy zawyrokował: skończy z głową w nocniku.
Opozycja jest cztery razy głupsza od najgłupszego rządu, bo czym się zajmuje? – psuciem! To koszmar być posłem opozycji, ja bym tego nie potrafił, chyba bym się pociął.
Daj mi sześć godzin na ścięcie drzewa a spędzę pierwsze cztery na ostrzeniu siekiery.
Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje.(...) Chyba nikt uczciwy i nieślepy nie miał jednak złudzeń, że stanie się to, co się stało, to jest, że Sowiety nie tylko nie pomogą naszej ukochanej, bohaterskiej Warszawie, ale z największym zadowoleniem i radością będą czekać, aż się wyleje do dna najlepsza krew Narodu Polskiego. Byłem zawsze, a także wszyscy moi koledzy w Korpusie zdania, że w chwili, kiedy Niemcy wyraźnie się walą, kiedy bolszewicy tak samo wrogo weszli do Polski i niszczą tak jak w roku 1939 naszych najlepszych ludzi – powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią.(...)