W dalszym ciągu jestem gastarbeiterem w polityce. Nie zamierzam w niej zbyt długo pozostawać.
Uznałem, że po tych ośmiu miesiącach funkcjonowania mój potencjał energetyczny się wypalił.
To są absolutnie nie z tej planety rozważania. Spekulowanie, że Polak może być prezesem MFW są nieuprawnione.
To, co twórcom reformy udało się zbilansować „na papierze”, w żaden sposób nie udało się wcisnąć w realia polityczno-gospodarcze. Zmieniający się stosunek do prywatyzacji kolejnych rządów i w rezultacie falowanie jej tempa czy też traktowanie prywatyzacji instrumentalnie, jako źródła wpływów służących na przykład ratowaniu upadających przedsiębiorstw państwowych, powodowało w coraz większym stopniu finansowanie reformy ze środków budżetowych.
Spowolnienie tempa narastania długu za cenę czasowych dostosowań w systemie transferów do OFE jest poważną opcją godną rozważenia.
Rządowy projekt to budżet iluzji. Oparto go na nierealnym założeniu, że ZUS spłaci kredyty.
Radykalnie to można tylko gadać.
Powstał więc finansowy dziwoląg, który zamiast inwestować w długoterminowe aktywa napędzające rozwój gospodarki, pakował pieniądze w skarbowe papiery i giełdowe akcje. Finansowe perpetuum mobile, w którym minister finansów transferował środki z budżetu do OFE, finansując te transfery za pomocą obligacji kupowanych z kolei przez OFE, niezbyt dobrze świadczy o całej reformie. Dodajmy do tego mało optymistycznego obrazu jeszcze możliwość powstania bąbla spekulacyjnego na giełdzie przy zbyt wysokiej dynamice inwestycji OFE na warszawskim parkiecie.
Polska odniosła sukces w transformacji. To sprawiło, że proste reguły, według których ją przeprowadzono, zdominowały polski dyskurs ekonomiczny. Prosty liberalizm zdominował debatę. Antyetatystyczny, fundamentalnie prorynkowy.(...) Tymczasem monetaryzm to w ekonomii jest już prehistoria. Nie ma nawet z czym polemizować. Ważne, że takie fundamentalistycznie rynkowe nastawienie ma praktyczny wymiar. Na przykład przez system podatkowy, który jest bardzo proprzedsiębiorczościowy, a mocno obciąża pracę.
Politycy, jak widzą sitko czy kamerę, to głupieją.
Politycy zawodowi, czyli ci, co poza polityką nie mają życia, reagują na smak, zapach władzy, chciałoby się powiedzieć: na swąd władzy, jak narkoman na heroinę. Jak coś takiego poczują, to jak psy gończe wyrywają do przodu, tratują wszystko po drodze.
Opozycja jest cztery razy głupsza od najgłupszego rządu, bo czym się zajmuje? – psuciem! To koszmar być posłem opozycji, ja bym tego nie potrafił, chyba bym się pociął.
Okazało się, że kiedy dług prywatny rośnie bez umiaru, to gospodarka też się załamuje, a w dodatku część długów prywatnych staje się długiem publicznym. A poza tym, kiedy wybucha kryzys, wpływy budżetowe maleją, więc deficyty rosną.
No nie. To jest tabloidyzacja ekonomii.
Nie wiedzą oni o czym gadają. Reforma finansów publicznych to proces ciągły, który musi następować zawsze. Nigdy nie będzie tak, że nastąpi sytuacja, w której będziemy mogli spocząć na laurach. Cnotą jest właśnie dokonywanie zmian w finansach publicznych stopniowo, żeby ta przysłowiowa krew po ścianach nie bryzgała. Bo jak będzie bryzgała, to wtedy grożą nam niepokoje społeczne.
Nie będę się kopał z koniem.
Nawet w politycznym dyskursie ostatnie lata zmieniły podejście do doktryn. I to się częściowo dzieje. Wróciliśmy częściowo do korzeni przypominając sobie o keynesizmie, który nas nauczył, że o wielkości dochodu narodowego decyduje wielkość popytu. Zapomnieliśmy o tym.
Między bajki możemy włożyć neoliberalną tezę o niekeynesowskich skutkach zacieśnienia fiskalnego. A do niedawna wielu ekonomistów wierzyło, że kiedy państwo obniży wydatki, to nie tylko zmniejszy zadłużenie, ale też ożywi gospodarkę.
Krzywa Leffera to bzdura. Może się potwierdzić w jakichś skrajnych warunkach. W warunkach normalnych nigdy się nie sprawdziła.
Koniec teatru politycznego! Do roboty!