Czasami (...) przekonanie o własnej wyższości bywa niezłą ochroną przed rzeczywistością.
Nasze wyobrażenia o czasie i przestrzeni podsuwają nam takie przekonanie, że czas to coś zupełnie innego niż przestrzeń, że to dwa różne byty. Wydaje nam się, że jedno jest osadzone w drugim i są niezależne od siebie. Tymczasem czas jest zadziwiająco podobny do przestrzeni, co wydaje się kłócić z naszą codzienną percepcją.
Wielcy pan-amerykanie, potężni kapitanowie finansów i przemysłów patrzą na Europę inaczej niż irlandzki emigrant z opowiadania O'Faolain'a. Mając za swymi plecami sfederalizowany, jedno-języczny, najbogatszy kontynent świata patrzą niecierpliwie na szachownicę państw zachodnio-europejskich wikłających się we własnej nędzy i niewypłacalności. Program wydaje im się jasny: zjednoczyć.
I żałuję jedynie tego, że nie byłam wystarczająco twarda, że mój gniew złagodziłam refleksją. Nazbyt wielu jest tych, którzy milczą. Którzy myślą tak samo jak ja, ale boją się mówić to, co mówię ja. Którzy dla własnej korzyści albo z tchórzostwa udają Greka, udają, że nie widzą tego, co dostrzegam ja. Tak, że ich milczenie jest tym samym milczeniem, ich strach tym samym strachem, ich przebiegłość tą samą przebiegłością, z jakimi w latach dwudziestych, a potem w latach trzydziestych dwudziestego wieku ich dziadkowie powitali faszyzm, narodowy socjalizm i bolszewizm.
Z drugiej jednak strony: tysiące ludzi giną co roku, często bez własnej winy – a czasem z powodu własnej lekkomyślności. Takie jest życie – i takie powinno być życie! Gdyby ludzie nie ginęli z powodu lekkomyślności, to społeczeństwo zostałoby zdominowane przez lekkomyślnych – i po kilkunastu pokoleniach to lekkomyślni decydowaliby o np. użyciu broni jądrowej... Dlatego śmierć np. znajomego narkomana mnie martwi – ale fakt, że narkomani umierają, jest zjawiskiem społecznie pozytywnym; im mniej ludzi nie umiejących panować nad swymi odruchami – tym (dla społeczeństwa) lepiej.
Demokracja, republika: co znaczą te słowa? Co zmieniły one w świecie? Może ludzie stali się uczciwsi, bardziej lojalni, lepsi? Może naród jest szczęśliwszy? Wszystko jest jak przedtem, jak zawsze. Złudzenia, złudzenia. Trzeba też się zastanowić, jakie są interesy narodu, zanim zacznie się obalać porządek za pomocą słów. Czasami demokracja jest konieczna i My sądzimy, że niektóre narody afrykańskie mogą je wprowadzić. Ale czasami przynosi szkody, jest błędem.
Chcą, żebyśmy uchwalili konstytucję? Nie ma problemu! Poprosimy Izrael, żeby dostarczył nam jeden egzemplarz własnej i skopiujemy ją słowo po słowie!
Nie sprzeniewierzając się autorom, nie dopisując im niczego, robię to przedstawienie dla własnej frajdy. I ją mam.
W kwestiach społeczno-ekonomicznych jest mi bliska orientacja tradycyjnie socjaldemokratyczna: przekonanie, że rynku i prywatnej własności wyeliminować nie można i nie należy, ale, że państwo musi procesy gospodarcze regulować, nie dopuszczając do nadmiernych nierówności, zapewniając stabilność i stymulując rozwój. W moim aksjologicznym katalogu jest też przekonanie (dziś rozpowszechnione), że polityczna demokracja (choć nie wolna od ryzyka) nie ma sensownej alternatywy. Także przekonanie (niepodzielane powszechnie), że narodowe państwo pozostaje nawet we współczesnym świecie, instytucją niezbędną.
„Osobowość autorytarna” oznacza ostatecznie taką postać podmiotowości, która „irracjonalnie” upiera się przy swym specyficznym sposobie życia i – w imię własnej rozkoszy – odrzuca liberalne dowody wykazujące, na czym polegać mają jej „prawdziwe” interesy. Teoria „autorytarnej osobowości” stanowi jedynie wyraz resentymentu lewicowo-liberalnej inteligencji wobec faktu, że „nieoświecone” klasy robotnicze nie są skłonne zaakceptować jej przywództwa: stanowi ona wyraz niezdolności inteligencji do sformułowania pozytywnej teorii tego robotniczego oporu.