Demokracja, republika: co znaczą te słowa? Co zmieniły one w świecie? Może ludzie stali się uczciwsi, bardziej lojalni, lepsi? Może naród jest szczęśliwszy? Wszystko jest jak przedtem, jak zawsze. Złudzenia, złudzenia. Trzeba też się zastanowić, jakie są interesy narodu, zanim zacznie się obalać porządek za pomocą słów. Czasami demokracja jest konieczna i My sądzimy, że niektóre narody afrykańskie mogą je wprowadzić. Ale czasami przynosi szkody, jest błędem.
Murzynek Bambo w Afryce mieszka, czarną ma skórę ten nasz koleżka.
Uczy się pilnie przez całe ranki
Ze swej murzyńskiej pierwszej czytanki.
A gdy do domu ze szkoły wraca, Psoci, figluje - to jego praca.
Aż mama krzyczy: "Bambo, łobuzie!'
A Bambo czarną nadyma buzię.
Mama powiada: "Napij się mleka"
A on na drzewo mamie ucieka.
Mama powiada :"Chodź do kąpieli",
A on się boi że się wybieli.
Lecz mama kocha swojego synka.
Bo dobry chłopak z tego murzynka.
Szkoda że Bambo czarny, wesoły
nie chodzi razem z nami do szkoły.
Wiemy, że w niektórych afrykańskich państwach jeszcze do niedawna istniała praktyka zakąszania swoimi politycznymi przeciwnikami. U nas takiej praktyki nie ma.
Wiedziałem, że, mimo wewnętrznego przeświadczenia o mojej niewinności, dla nich - jestem winny. Ci bosonodzy, głodni, niepiśmienni chłopcy mieli nade mną przewagę etyczną, tę, którą daje przeklęta historia swoim ofiarom. Oni, Czarni, nigdy nikogo nie podbijali, nie okupowali, nie trzymali w niewoli. Mogli patrzeć na mnie z poczuciem wyższości. Byli z rasy czarnej, ale czystej. Stałem wśród nich słaby, nie mając już nic do powiedzenia.
W Addis Abebie poszedłem na uniwersytet. Jest to jedyny uniwersytet w tym kraju. Zajrzałem do uczelnianej księgarni. Jest to jedyna księgarnia w tym kraju. Puste półki. Nie ma nic, ani żadnych książek, ani czasopism - nic. Tak wygląda sytuacji w większości państw Afryki (...). Etiopia to kraj o powierzchni takiej jak Francja, Niemcy i Polska razem wzięte. W Etiopii mieszka ponad 50 milionów ludzi, za kilka lat - będzie ich ponad 60 milionów, za kilkanaście - ponad 80 itd., itd. Może wówczas? Ktoś? Choćby jedną?
To w Europie indywidualizm jest wartością cenioną, w Ameryce nawet najbardziej cenioną; w Afryce - indywidualizm jest synonimem nieszczęścia, przekleństwa. Tradycja afrykańska jest kolektywistyczna, bo tylko w zgodnej gromadzie można było stawić czoło piętrzącym się tu nieustannie przeciwnościom natury. A jednym z warunków przetrwania gromady jest właśnie dzielenie się najmniejszą drobiną tego, co posiadam. Kiedyś otoczyła mnie tu gromada dzieci. Miałem jeden cukierek, który położyłem na dłoni. Dzieci stały nieruchomo, wpatrzone. Wreszcie najstarsza dziewczynka wzięła cukierek, ostrożnie rozgryzła go i sprawiedliwie rozdała wszystkim po kawałku.
Najważniejsze jest jednak może to, że zło nie wykryte nie jest złem, a więc i nie budzi poczucia winy. Mogę oszukiwać z czystym sumieniem tak długo, dopóki ktoś nie zorientuje się, że jest przeze mnie oszukiwany i nie wskaże na mnie palcem. Tradycja chrześcijańska uwewnętrznia winę: duszę mamy obolałą, sumienie męczy nas, dręczą zgryzoty. To jest ten stan, w którym odczuwamy ciężar grzechu, jego męczącą natrętność, jego palącą obecność. Inaczej w społeczeństwach, w których jednostka istnieje nie sama dla siebie, ale tylko jako element zbiorowości. Zbiorowość zdejmuje z nas prywatną odpowiedzialność, nie ma więc winy indywidualnej, a tym samym i poczucia grzechu. Odczuwanie grzechu dzieje się w czasie: zrobiłem coś złego, czuję, że popełniłem grzech, to mnie dręczy i teraz szukam sposobu, aby się oczyścić, procesem, wymaga czasu. Otóż w afrykańskim rozumieniu tego problemu, takiego czasu nie ma, w afrykańskim czasie nie ma dla grzechu miejsca. Bo albo nie popełniam nic złego, skoro nie jest to wykryte, albo też, kiedy zło zostaje ujawnione, jest ono w tym samym momencie, natychmiast, ukarane i tym samym - unicestwione. Wina i kara idą tu bowiem w parze, tworzą nierozerwalne iunctim nie zostawiając między sobą wolnego pola, żadnej przestrzeni. W tradycji afrykańskiej nie ma miejsca na rozterki i dramat Raskolnikowa.
Tak jak wtedy, tak i teraz nie ma jednej Afryki. Nie można o tym zapominać. Afryk jest wiele, cztery co najmniej: Afryka Północna, ogromny pas rozciągający się od wybrzeża Morza Śródziemnego do Sahary, Afryka Zachodnia, Afryka Wschodnia i Południowa. Każdy z tych regionów jest zupełnie inny.
Przywracanie normalności jest w Afryce o tyle łatwe i może być szybkie, że tu wszystko jest wielce prowizoryczne, nietrwałe, lekkie i liche, że więc da się błyskawicznie zniszczyć wioskę, uprawę czy drogę, ale też potem prędko je odbudować.
Kto chce zrozumieć Afrykę, powinien czytać Szekspira.
W dramatach politycznych Szekspira wszyscy bohaterowie giną, trony ociekają krwią, lud przygląda się w milczeniu i grozie wielkiemu widowisku śmierci.
Godziny popołudniowe są najważniejsze - starsi zbierają się pod drzewem na naradę. Mangowiec jest jedynym miejscem, gdzie mogą zejść się i rozmawiać, gdyż we wsi nie ma żadnego większego pomieszczenia. Ludzie przychodzą tu na takie zebranie pilnie i ochoczo, Afrykanie to natury kolektywistyczne, mające wielką potrzebę uczestniczenia we wszystkim, co jest życiem zbiorowym. Wszelkie decyzje podejmuje się gromadnie, wspólnie rozstrzyga się spory i kłótnie, uchwala, kto ile ziemi dostanie pod uprawę. Tradycją jest, że każda uchwała musi być podjęta jednomyślnie. Jeżeli ktoś ma inne zdanie, większość będzie go przekonywać tak długo, aż zmieni stanowisko. Trwa to czasem w nieskończoność, ponieważ cechą tych dyskusji jest bezgraniczne gadulstwo. Jeżeli we wsi ktoś się z kimś kłóci, to sąd zebrany pod drzewem nie będzie dochodził prawdy ani ustalał, kto ma rację, lecz zajmie się wyłącznie zażegnaniem konfliktu, doprowadzeniem do ugody stron, przyznając słuszność każdej z nich.
Afrykanin, który wsiada do autobusu, nie pyta kiedy autobus odjedzie, tylko wchodzi, siada na wolnym miejscu i od razu zapada w stan, w jakim spędza znaczną część swojego życia - w stan martwego wyczekiwania. A zatem bezsensowne jest pytanie: kiedy odjedzie autobus?, gdyż odpowiedź jest jasna: wtedy gdy zbierze się tyle ludzi, aby cały zapełnili.
Afrykanin cały czas czuje się zagrożony (...) człowiek, który od urodzenia do śmierci przebywa na froncie, walcząc z wyjątkowo nieprzychylną naturą swojego kontynentu, i już sam fakt, że żyje i potrafi przetrwać, jest jego największym zwycięstwem.
Rasizm, nienawiść do innych, pogarda i chęć ich wytępienia mają swoje korzenie w stosunkach kolonialnych w Afryce. Tam zostało już wszystko wymyślone i wypraktykowane na stulecia wcześniej, nim systemy totalitarne przeszczepiły owe ponure i haniebne doświadczenia do Europy XX wieku.
Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy - Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje.
"Kiedy odjedzie autobus?"
"Jak to - kiedy?" - odpowie zdumiony kierowca. - "Kiedy zbierze się tyle ludzi, żeby cały zapełnili".
Afryka nie jest zamieszkana przez czarnych Europejczyków, ale jest kontynentem pełnym plemion znajdujących się mentalnie i moralnie u zarania dziejów. Ich hegemonia prowadzić będzie do ludobójstwa białych wspólnot w centralnej i wschodniej Afryce i oznaczać będzie kres afrykańskich nadziei na ciągły postęp i rozwój gospodarczy.
Gdyby żyli w kraju takim jak Nigeria, gdzie porwania dla okupu były codziennością, już w szkole Marzena nauczyłaby się, żeby nigdy nie wierzyć ludziom, którzy proszą o przeparkowanie samochodu. Stanowiło to jedną z najpowszechniejszych metod porywania kobiet, nie tylko w państwach afrykańskich.
Po przyjeździe do Etiopii nie przeżyłem żadnego szoku kulturowego. Zupełnie inaczej było po powrocie tutaj. Zacząłem zadawać sobie podstawowe pytania dotyczące życia w Pierwszym Świecie przeciwstawionym Trzeciemu. Ludzie, których zostawiłem za sobą mieli w sobie tak silnego ducha, że do dziś nie mogę ich zapomnieć, podczas gdy ja wróciłem do tego tłustego, zepsutego dzieciaka Zachodu i wszystko mi się pomieszało. Nasze miasta jawiły mi się niczym obraz ziemi jałowej. Choć nie żyjemy w biedzie, zacząłem dostrzegać w nas duchowych biedaków.
Afrykanie są bardzo religijni, to mentalność niesłychanie religijna, głęboko wierząca w istnienie sił przyrody, świata przodków, świata nadprzyrodzonego.