Intuicja jest w domenie intelektu tym, czym jest prawość w domenie uczuć.
Świat nie powstał. Gdyby powstał, byłoby to poronienie, czyli przedwczesne wydanie na świat martwego płodu.
[...] Ja. To świetlna drobinka, świetlny nieskończenie mały "punkt". Nie ma nic mniejszego. I to jest też największe, bezgraniczne, bez wymiaru. Nie ma nic większego.
Patrzy w lustro i nie widzi, że odbicie w lustrze jest nim. Nie widzi tego, że jest to jego odbicie, bo nie widzi, że patrzy w lustro. Nie widzi, że patrzy w lustro, bo nie widzi, że sam jest lustrem i że ustawione naprzeciw niego lustro jest tym samym lustrem, jednym lustrem. Bo wymysł to jest jedno lustro, które jest dwoma ustawionymi naprzeciw siebie lustrami. Dlatego dwoma lustrami i dlatego ustawionymi naprzeciw siebie, en face, żeby móc trwać, żeby móc manifestować się, żeby móc nieskończenie przeglądać się, podglądać, rozglądać, maskować, opisywać, przepisywać, popisywać, ale nigdy naprawdę siebie w całości nie zobaczyć. Sztuczka iście szatańska. Bo zobaczyć siebie w całości, w pełni, znaczyłoby zobaczyć, że oba lustra są jednym lustrem i że z tej strony i z tamtej strony tego jednego lustra (nie) stoi nikt.
Jesteś kimś. Ty musisz być kimś. Kimkolwiek, ale zawsze kimś.
Ale co robić, jak żyć, kiedy jest ciągle dół i nie ma wychodzenia z dołu, kiedy boli i boli, i nie ma mijania bólu, kiedy się myśli i myśli o śmierci jako o jedynym wybawieniu, to jak wtedy żyć?
Więc obcy jest obcy. Nie jest ich. A ty jesteś ich. I dlatego cię kochają. Nie miłują cię bezinteresownie, czysto, prawdziwie. [...] Nie kochają cię dla siebie samego, więc nie kochają ciebie, lecz siebie, zawsze siebie, tylko siebie.
Jeszcze nie było tak, żebym czegoś nie robił, zaraz...a może właśnie nic nie robić? Nic a nic. Tak, tego jeszcze zaiste nie robiłem. Więc może właśnie nic nie robić? Absolutnie nic. Nie zagłuszać się, nie chować się za barykadę jakiegoś jakiegokolwiek zajęcia, nie uciekać, nie czmychać. Położyć się albo usiąść i dopuścić do siebie tę straszliwą czarną dziurę, twarzą w twarz, oko w oko. I co? Przestraszę się. Będę chciał uciekać. Ale może chodzi o to, żeby nie uciekać. Zawsze uciekałem i w efekcie nigdzie nie uciekłem. Więc może raz nie uciekać, wytrwać z tą straszliwą czarną dziurą, z nią, przy niej, tuż obok, bardzo blisko, tuż-tuż. Bo przecież, tylko tak mogę zobaczyć, czym ona jest. Co się wtedy może stać? Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć, jeżeli tak naprawdę nigdy jeszcze oko w oko, sam na sam z nią nie byłem?
Ten batyskaf nie wie, że jest batyskafem i że pływa w wodach niezmierzonego oceanu życia. Gdyby to wiedział, mógłby z siebie wydostać się. Ale nie wie tego. Nie wie tego, bo nic prawdziwego nie wie. Nic prawdziwego nie wie, bo nic prawdziwego o sobie nie wie. Nie wie o sobie nawet tyle, że nic nie wie. Gdyby wiedział o sobie choć tyle, aż tyle, mógłby z siebie wydostać się. Ale nie wie nawet tego. Nie wie nawet nic, a wydaje mu się wszystko. Wydaje się temu batyskafowi, że jest batyskafem w wodach niezmierzonego oceanu życia (a więc jest w życiu i ten ocean życia eksploruje i poznaje), ale nie widzi, bo nie może tego od środka zobaczyć, że ten jego niezmierzony ocean życia jest w środku batyskafu, jest wnętrzem batyskafu, jest fałszywym niezmierzonym oceanem życia.
[...] otwórzcież wreszcie oczy i zobaczcie, że Bogowie są waszymi mordercami; poznajcie siebie i zobaczcie, że wy jesteście Bogami, w których wierzycie i że to wy sami mordujecie siebie samych.
Cokolwiek posiadasz, cokolwiek posiadać będziesz - wszystko utracisz. Wcześniej czy później, raptem lub z wolna. O czym przekonasz się wcześniej czy później, raptem lub z wolna, ale nieskończenie boleśnie. Bo utracić możesz wszystko całkowicie bezboleśnie. Z cudowną wręcz radością. Jak to jest możliwe? Tak, że olśni cię oczywistość, że wcale nie musiałeś i wcale nie musisz czegokolwiek sobie przywłaszczać.
Rzeka przecięła ci drogę. Jeżeli ta rzeka jest na twojej drodze, to znaczy, że ta rzeka jest twoją drogą. Przebycie tej rzeki należy do twojej drogi.
Wyróżniasz się. Jesteś zmuszony wyróżniać się. Jesteś katorżnikiem wyróżniania się.
TO WIELKA RZECZ BYĆ ZNOWU W DRODZE, jak mówi Nansen. Ja powiem, że droga jest jak ciągle odkładane samobójstwo, jak ta jedna z nielicznych, może jedyna możliwość niepopełnienia samobójstwa, popełnianego co krok, co krok.
Patrz, tysiące lat cywilizacji, największe osiągnięcia kulturowe, naukowe, techniczne i tak dalej nie wymazały ludzkiej łzy. Dlaczego? Dlaczego? Po trzykroć: dlaczego? Gdyby mogły ją wymazać, już dawno by ją wymazały. Już dawno. Ale nie wymazały.
Chcieć, a nie chcieć to jest to samo. Nie chcieć, znaczy chcieć nie chcieć. Chcieć czy nie chcieć, znaczy zawsze chcieć. Ty zawsze chcesz. Zawsze.
Kim jestem? Tyś jest swoim Ja. Tyś nazwiskiem. Podpisem na papierze. Wizytówką na drzwiach, inicjałami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Próżnym słowem. Suchą sylabą. Martwą literą. Niczym więcej? Niczym mniej.