Pomidory kisi się w lecie, gdy zbierane prosto z krzaka mają smak. W środku jest dużo kopru, mają lekko kwaskowy smak, skóra od razu odchodzi, zostaje naraz taka esencja, która eksploduje w ustach, bardzo intensywny smak pomidorowo-koprowy - używa się tych grubych łodyg, które dodaje się też do kiszenia ogórków. Bardzo lubię.
Pan premier powoływał się na duchy wielkich poetów, pięknych Polaków: Norwida, Trzebińskiego. Mnie przypomniał się nasz inny mały wieszcz. Przypomniał mi się Gałczyński. Pamiętacie państwo? „Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów? Dyć oczywiście pan wojewoda” I potem dalej to leci pod koniec: „Hej, tam w Warszawie jest pan minister siwy i taki miły, przez okno rzuca spojrzenia bystre, bo chce, by dla ciebie były zimą sopelki, śniegi i lody: wszystkie zimowe wygody. Jeżeli tedy sanki usłyszysz i dzwonki ich tajemnicze, wiedz: to minister w skupionej ciszy nacisnął taki guziczek, że gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią nad miastem i nad wsią”. Takie to było przemówienie, wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z lat 30., jakże proroczy.
Film to pewna maszyna. Jak rusza, to za każdym razem jest taka sama – czy to dramat, czy komedia, czy to dzieje się w zimie, czy w lecie, czy to jest film trochę większy, czy mniejszy, czy gra Polański, czy ktoś inny. To pewna rzeczywistość, której wszyscy muszą się podporządkować.
Idź do mrówki, leniwcze; przyjrzyj się jej drogom i stań się mądry. Chociaż nie ma ona dowódcy, urzędnika ani władcy, to jednak już w lecie przygotowuje swój pokarm; już w żniwa gromadzi sobie zapasy pożywienia. Jak długo, leniwcze, będziesz się wylegiwał? Kiedyż wstaniesz ze snu? Jeszcze trochę snu, jeszcze trochę drzemania, jeszcze trochę leżenia z założonymi rękami, a twoje ubóstwo niechybnie przyjdzie jak rabuś i twoja nędza jak mąż zbrojny.
Na głowie kraśny ma wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek.
Teraz rywal jest wyższy i cięższy ode mnie. To będzie zupełnie inny pojedynek. Muszę dać z siebie wszystko, bo nie będzie to walka łatwa. Nigdy nie jest prosto bić się z przeciwnikiem, który ma przewagę fizyczną.
Cóż ja jestem? Liść tylko, liść, co z drzewa leci.
Com czynił – wszystko było pisane na wodzie.
Liść jestem, co spadł z drzewa w dalekim ogrodzie,
Wiatr niesie go aleją, w której księżyc świeci.
Jest piękny, ładny, cudowny, jest jak… Titanic. Trzeba zobaczyć czy będzie płynął prosto czy będzie miał problemu z zarobieniem na siebie.
Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte
A lato było piękne tego roku
Jesień. Leci liście.
Pobrzękuje struna.
Popatrzcie: Stwosz idzie
i zbliża się ku nam.
Powstanie Wolnych Związków Zawodowych było jasnym sygnałem, że nikt, kto w słusznej sprawie stanie do walki z opresyjnym państwem, nie będzie osamotniony. Z tego ducha wyrósł polski Sierpień, a następnie Solidarność – potężny głos narodu zjednoczonego wokół idei wolności. Winni jesteśmy wdzięczność działaczom Wolnych Związków Zawodowych za odwagę, z jaką przeciwstawili się niesprawiedliwości i łamaniu praw obywatelskich.