To wciąż jedyne miejsce, w którym jest czas na doskonalenie siebie. W szybkich produkcjach filmowych aktor najczęściej powiela się, nie ryzykuje, bo nie ma czasu. Sprzedaje to, co już kiedyś się sprawdziło. Handluje sobą.
Nie ma już czegoś takiego jak klasyczna inscenizacja. Telewizja, film narzuciły kompletnie inny sposób montowania przedstawień. Reżyser wie, że może sobie teraz pozwolić np. na symultaniczną narrację. Widz jest przyzwyczajony do skrótu myślowego. Zawsze protestuję tylko przeciwko jednej formie teatru, która jest dla mnie jego zaprzeczeniem, tzn. próbą odzwierciedlenia na scenie rzeczywistości w skali 1: 1. Teatr ma tworzyć nową rzeczywistość w oparciu o świat, który nas otacza.
Nie jestem przeciwnikiem seriali, jeśli są robione artystycznie, a nie są papką, którą widz ogląda, bo akurat w tym czasie, razem z aktorami je zupę i w których dominują dialogi: „Ile słodzisz”? „Trzy łyżeczki”. W czymś takim nie chcę grać!
Polskie seriale pokazują rzeczywistość trochę tak, jak komedie romantyczne – by była jak najłatwiejsza do strawienia. Wśród twórców i producentów panuje poczucie, że ludzie nie chcą podejmować żadnego intelektualnego wysiłku (…) że aktorzy nie mogą szybko mówić, bo polski widz nie nadąży.
(…) filmy w dzisiejszym świecie mają coraz mniejsze znaczenie. Gdy zaczynałam swoją przygodę, a więc w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kino faktycznie było „najważniejszą ze sztuk”, było innowacyjne i – pomimo istnienia cenzury politycznej i ekonomicznej – emanowało wolnością. Dziś jest już inaczej, kino prawie nikogo nie obchodzi, krytycy i selekcjonerzy festiwali, za sprawą swoich wyborów, doprowadzili do zerwania więzi pomiędzy filmami a widzem. Tak zwane „kino środka”, a więc dobrze skonstruowane historie, zrealizowanie przez wyrazistych artystów, ale jednocześnie przystępne i atrakcyjne w odbiorze, dziś już praktycznie nie istnieje. Teraz takie wartości dużo łatwiej można znaleźć w serialach.
W tym samym czasie, gdy Avatar zarabia pieniądze na całym świecie, ma miejsce coś, co dziwnie przypomina jego fabułę. Górzyste tereny indyjskiego stanu Orissa, zamieszkane przez lud Dongria Kondh, zostały sprzedane koncernom wydobywczym, które planują eksploatację tamtejszych ogromnych zasobów boksytu (wartych co najmniej 4 bln dolarów). W odpowiedzi na ten projekt wybuchła maoistowska (naksalicka) zbrojna rebelia. (…) W Orissie nie ma szlachetnie urodzonych księżniczek czekających, aż biali bohaterowie je uwiodą i pomogą ich ludowi. Są tylko maoiści organizujący głodujących chłopów. (…)
Ci sami ludzie, którzy z przyjemnością oglądają Avatara i podziwiają zbuntowanych tubylców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ze zgrozą odwróciliby się od naksalitów, odrzucając ich jako zbrodniczych terrorystów. Prawdziwym awatarem jest więc sam Avatar – film zastępujący rzeczywistość.
Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi jak pożądać.
Pisanie muzyki do filmu i teatru wiąże się z zupełnie innymi zadaniami, potrzebami, ta muzyka ma wyrażać inne emocje. Jest tworzona w innym celu, ma być tłem lub wyrażać uczucia, których na ekranie nie widać, a które reżyser chciałby, żeby były wyrażone.
Podczas kręcenia filmu zaczynasz się coraz bardziej zbliżać do ludzi, z którymi pracujesz, i zmienia się to w trupę cyrkową lub podróżującą rodzinę.
Teatr jest bardziej stały w swojej wierności wobec aktora, mniej wybredny. Inny jest też charakter pracy nad rolą. W filmie czuję, że jestem bardziej prawdziwa. Gdy płaczę, to robię to naprawdę, a w teatrze używa się pewnych wypracowanych technik, również po to, by osiągnąć powtarzalność co wieczór. W teatrze się gra, a w filmie się jest.
W filmie pokazuje się to, co się już potrafi, ale za to w sekundę można zarejestrować rzeczy magiczne. W teatrze jest to niemożliwe. Cieszyłabym się, gdybym nie musiała rezygnować ani z filmu, ani z teatru. To dwie kompletnie różne przygody i obie fascynujące.
W teatrze przed premierą można dużo jeszcze pracować, a nawet po niej można jeszcze pewne rzeczy zmieniać. W kinie, oczywiście też się interweniuje, dochodzi muzyka, montaż, całe to manipulowanie materią filmową, jednak głównie jest to charakter natychmiastowy i w pewnym sensie nieodwołalny.
Dzisiaj próba kreacji rzeczywistości, a co za tym idzie kreacja aktorska, uchodzi za mało atrakcyjną. Widać to wyraźnie w filmach amerykańskich. Obsadza się ludzi, którzy nie kreują postaci, oni po prostu tacy są, więc pasują do danej roli.
Reżyser to taki człowiek, któremu nie powiodło się w aktorstwie, a aktor to taki człowiek, któremu nie powiodło się w życiu.
Zasadą numer jeden, o której zawsze musimy pamiętać, jest to, że książka to medium, które operuje słowami, a film to medium, które opowiada obrazami. Niektóre rzeczy, które wypadają świetnie w książce, wypadną tragicznie w filmie, a to, co w filmie wygląda dobrze, przełożone na powieść już takie nie będzie.
Nieważne, gdzie stawia się kamerę, ważne jest – po co?
Młodszym filmowcom i studentom zawsze powtarzam: róbcie to tak, jak kiedyś malarze... Studiujcie starych mistrzów, wzbogacajcie swoją paletę, rozwijajcie płótno. Zawsze jest o wiele więcej do nauczenia się.
Filmy poruszają nasze serca, pobudzają naszą wizję i zmieniają sposób, w jaki postrzegamy rzeczy. Zabierają nas w inne miejsca. Otwierają drzwi i umysły. Filmy to wspomnienia naszych czasów, musimy utrzymać je przy życiu.
Kino to sprawa tego, co jest w kadrze i poza nim.
Każdy film, który w jakiś pozytywny sposób na nas oddziałuje, musi posiadać postać, z którą możemy się identyfikować.