Palikot częściej bawi, niż oburza. Czasem mnie oburza i wprowadza w zły nastrój.
Lubiłam chodzić do kościoła, po kryjomu. Liturgia katolicka robi duże wrażenie. Szczególnie na kimś, kto pierwszy raz się z nią styka. Nasza gosposia zabierała mnie czasem w sekrecie do kościoła, bo rodzice byli w zasadzie przeciwni religijnej edukacji. (…) Rodzice nie byli jednak fanatycznie antyreligijni. (…) Chodziłam potajemnie na lekcje religii, do kościoła, chciałam się nawet ochrzcić, ale ksiądz mi odmówił. Był tchórzem. Nie spełnił kapłańskich powinności. Bał się, że rodzice komuniści, że będzie miał nieprzyjemności. Wobec tego ochrzciła mnie koleżanka, ale nie miałam pewności, czy to się liczy, czy nie.
Kiedy nastanie pokój, być może z czasem będziemy w stanie wybaczyć Arabom zabicie naszych synów, ale trudniej będzie nam wybaczyć im, że zmusili nas do zabicia ich synów. Pokój nadejdzie, gdy Arabowie będą bardziej kochać swoje dzieci niż nas nienawidzą.
Dla wyjaśnienia moim wyborcom: ja też pijam – ale wyłącznie wino, a na deser miody i (czasem) likier; by nie było, że jestem abstynentem – bo wtedy nie miałbym w wyborach żadnych szans...
Z drugiej jednak strony: tysiące ludzi giną co roku, często bez własnej winy – a czasem z powodu własnej lekkomyślności. Takie jest życie – i takie powinno być życie! Gdyby ludzie nie ginęli z powodu lekkomyślności, to społeczeństwo zostałoby zdominowane przez lekkomyślnych – i po kilkunastu pokoleniach to lekkomyślni decydowaliby o np. użyciu broni jądrowej... Dlatego śmierć np. znajomego narkomana mnie martwi – ale fakt, że narkomani umierają, jest zjawiskiem społecznie pozytywnym; im mniej ludzi nie umiejących panować nad swymi odruchami – tym (dla społeczeństwa) lepiej.
Miałem w pewnym momencie taką raczej dołującą wizję jakiejś obcej cywilizacji obserwującej śmierć tej planety – schodzącej ze swoich statków i węszącej dookoła; znajdującej wszystkie te szkielety siedzące wokół naszych odbiorników telewizyjnych i próbującej rozpracować, dlaczego nasz koniec przyszedł przed czasem. I dochodzą do wniosku, że zabawiliśmy się na śmierć.
Aktor coraz częściej jest dziś błaznem niż prorokiem. Próbuję bronić tego, co w tym zawodzie jest najwspanialsze – możliwości wpływania chociaż przez chwilę na innych, ich dusze, myśli, uczucia. Wolałbym panować nad publicznością, niż żeby ona panowała nade mną.
Wiecie, każda technika, jakiej staramy się użyć, np. obniżenia oprocentowania, albo ta idea zero procent, jeżeli chodzi o kredyty mieszkaniowe dla młodych, one przynoszą bardzo szybko - niestety - efekty też niepożądane, czyli wzrost cen mieszkania. Im więcej państwo stara się zainwestować pieniędzy np. w tanie kredyty mieszkaniowe, tym częściej deweloperzy korzystają czy rynek jakby tak reaguje (...)
Jak pisze Fredro – im człowiek starszy, tym częściej ogląda się za siebie i zauważa, że smutno jest żyć, jeśli nie ma do kogo powiedzieć: czy pamiętasz? Fredro uważa też, że kto siwieje, chętniej bajdurzy.
Tęsknota za tym, co minęło, towarzyszy mi coraz częściej. Ale to nie są tylko utyskiwania starucha. Moi młodzi aktorzy też czują niewygodę tego świata. Niewygodę płynącą z wzajemnych stosunków, sposobu życia, chęci uciekania od rzeczywistości i zamykania się np. w świecie wirtualnym. Nas to uwiera. Dlatego tak chętnie wracamy do Fredry.
W sitcomach nie grałem, nie łapałem popularności za wszelką cenę. Przyjąłem rolę w serialu, nie ukrywam tego, żeby nie myśleli, że umarłem. Od pewnego czasu, im dalej odchodzę od ról amantów i od seriali, tym częściej spotyka mnie zarzut, że jak to możliwe, żeby taki konfekcyjny aktor zajmował się takimi sprawami jak kierowanie Teatrem Narodowym.